29 marca 2024

Ten problem można wspólnie rozwiązać

Na hasło w tytule artykułu dra Woronowicza „Gdy lekarz nie dostrzega swojej choroby” powinien być prosty odzew – ma z nim się spotkać i porozmawiać pełnomocnik ds. zdrowia, który ma wiedzę o tego typu chorobach, rozpoznać problem i pomóc podjąć decyzję o leczeniu. A potem lekarz jest już na wyznaczonej i przewidywalnej drodze do trzeźwienia.

Foto: freeimages.com

Brzmi bardzo jasno i niby wprost wynika z Uchwały NRL 7/07/V z dn. 13.04.2007 r. Jednak wprowadzenie w życie nawet najbardziej oczywistych postanowień napotyka po drodze trudności, proporcjonalnie duże do wątpliwości, które wynikają z tzw. szczegółów. A te szczegóły wciąż pozostają niedopracowane…

Moja działalność jako pełnomocnika na terenie Śląskiej Izby Lekarskiej rozpoczęła się z chwilą powołania mnie na to stanowisko przez Okręgową Radę Lekarską w 2007 r. Stanowisko pełnomocnika było wówczas po raz pierwszy ustanowione na podstawie postanowienia Naczelnej Rady Lekarskiej w sprawie organizacji pomocy lekarzom i lekarzom dentystom, których stan zdrowia ogranicza lub uniemożliwia wykonywanie zawodu.

Od początku mojej działalności na terenie izby napotykałam na trudności wynikające właśnie z niedookreślenia szczegółów. Choćby „zbieranie informacji o uzależnieniach w środowisku lekarskim”. Co to właściwie oznacza? Dla wielu kolegów lekarzy z mojego środowiska oznaczało to, że będę inwigilować środowisko i sprawdzać np. na spotkaniach naukowo-szkoleniowych, kto dużo pije. Gdy jeden z kolegów na konferencji zaczął mi się tłumaczyć, że „zwykle nie pije, ale…”, postanowiłam działać.

W kolejnym numerze naszego regionalnego pisma branżowego „Pro Medico” pojawił się artykuł o mojej działalności z podkreśleniem, że działam na polecenie ORL i jej Prezesa, i że śledzić kolegów nie zamierzam. Na pewno jestem do ich dyspozycji zawsze, gdy mają wątpliwości co do swego zdrowia, i że wizyta u mnie jako pełnomocnika podjęta samodzielnie jest objęta tajemnicą tak, jak każda wizyta u lekarza. I tyle mogłam napisać.

Czy to rozwiało wątpliwości, do końca nie wiem, ale od tego czasu zaczęło się spontanicznie zgłaszać więcej osób z różnymi problemami zdrowia psychicznego. Tu sprawa była jednak stosunkowo prosta, bo już spotkania z udziałem pracodawcy, gdzie to przełożony zgłasza lekarza do pełnomocnika, nastręczały cały szereg wątpliwości etyczno-prawnych. No bo kogo mogę informować o stanie zdrowia i diagnozie lekarza z problemem? Jaki powinien być zakres tej informacji? Co odpowiedzieć na pytania prawnika, który towarzyszy lekarzowi z problemem do diagnozy?

A co zrobić z lekarzem, którego nietrzeźwość na stanowisku pracy jest szeroko opisywana w mediach, postępowanie przed OROZ jest w toku, ale na moje zaproszenie nie ma reakcji? Na terenie ŚIL w ciągu tych kilku lat opracowaliśmy swój sposób postępowania, gdzie na polecenie OROZ lekarz umawia się z pełnomocnikiem na spotkanie, jest informowany o jego roli w sprawie oraz o zakresie informacji, które zostaną przekazane OROZ. Wymóg OROZ dotyczący spotkania z pełnomocnikiem okazał się skuteczniejszy niż samo zaproszenie od pełnomocnika.

Jednak na ile to postępowanie jest prawidłowe, zgodne z literą prawa? Przedstawiając ten sposób postępowania na dorocznym spotkaniu pełnomocników, spotkałam się z głosami krytyki i jednocześnie brakiem jasnych ustaleń czy nawet sugestii, jak należy postępować. Przyznam, że było to bardzo trudne i zniechęcające do dalszego działania. Każdorazowy przypadek interwencji wobec lekarza z problemem musi być obecnie rozpatrywany indywidualnie, za każdym razem trzeba uzgadniać tok postępowania, mierzyć się z wątpliwościami.

To wyczerpujące i czasochłonne. A gdzie siły i energia na kontakt z lekarzem i motywowanie go do leczenia, o które tu przecież chodzi? Jako lekarze nie należymy do łatwych pacjentów, potrzeba czasu i zaangażowania, aby przekonać nas do proponowanego sposobu postępowania. Zwykle to przecież my jesteśmy w roli pomagających i doradzających, i bardzo trudno nam usiąść po tej drugiej stronie biurka. Tymczasem często jako pełnomocnik wypalam się, walcząc z inercją systemu, uprzedzeniami.

Na ostatnim spotkaniu z kolegami z mojej rodzimej Komisji Etyki uzyskałam informacje, że lekarzom i przełożonym łatwiej byłoby zgłaszać problem, gdyby była pewność, że lekarz trafi na dobrą ścieżkę do leczenia. Co ważne – powinna to być taka sama ścieżka dla wszystkich uzależnionych lekarzy w naszym kraju (a nie zróżnicowana dla kolegów z poszczególnych izb). Zdejmuje to z osoby zgłaszającej problem uzależnionego kolegi odium donosiciela.

Łatwo poczuć się nie w porządku, gdy brak jasnych reguł i panuje mgła niedomówień. Temat uzależnień jest trudny i nie przestanie być tematem tabu, dokąd uzależnienie ze wstydliwego skandalu nie zacznie być traktowane jak zwykły problem, który należy i można rozwiązać. Żeby rozwiązać zadanie, warto jednak znać kolejność działań.

Dorota Rzepniewska

Specjalista psychiatra, certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnienia i współuzależnienia, pełnomocnik do spraw zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów przy ORL w Katowicach

Powyższy tekst to komentarz do artykułu dr. Bohdana Tadeusza Woronowicza „Gdy lekarz nie dostrzega swojej choroby”, który ukazał się w „Gazecie Lekarskiej” nr 11/2014 (zobacz więcej)