25 kwietnia 2024

Komórki gleju węchowego: nadzieja przyszłości

Jesienią ubiegłego roku świat zelektryzowała informacja o osiągnięciu zespołu neurochirurgów z Wrocławia, którym udało się przywrócić sprawność ruchową u mężczyzny z całkowicie przerwanym rdzeniem kręgowym. Z prof. Włodzimierzem Jarmundowiczem, kierownikiem Kliniki Neurochirurgii USK we Wrocławiu, rozmawia Lidia Sulikowska.

Zastosował pan, wspólnie z doktorem Pawłem Tabakowem, a także przy wsparciu ekspertów z Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN we Wrocławiu oraz specjalistów z Anglii, eksperymentalną terapię, dzięki której zregenerowano przecięte włókna nerwowe rdzenia kręgowego. Pacjent zaczął chodzić, korzystając z szyn ortopedycznych. Jak do tego doszło?

Problem związany z regeneracją tych włókien od dawna nurtuje całe pokolenia lekarzy, w tym także i mnie. Dotychczas stano na stanowisku, że nie da się ich odnowić, więc gdy ulegną całkowitemu przerwaniu, np. poprzez przecięcie czy zmiażdżenie, pacjent jest skazany na ciężkie kalectwo.

Podejmowano różne próby ich regeneracji, np. z wykorzystaniem komórek macierzystych, ale bez sukcesu. Nam udało się zastosować terapię, która okazała się przełomem. Terapia ta jest oparta na badaniach prof. Geoffrey’a Raismana z University College London, który zauważył, że węchowe komórki glejowe mają zdolność odnowy uszkodzonych neuronów węchowych.

Eksperymenty na zwierzętach wykazały, że odnawiają nie tylko neurony węchowe, ale także innych części układu nerwowego, w tym włókna rdzenia kręgowego. Szczury odzyskiwały funkcje ruchowe. Kilka ośrodków z innych krajów postanowiło spróbować tej terapii u ludzi. My także.

Nie byliście pierwszymi, którzy próbowali, ale to właśnie wam się udało… W jaki sposób osiągnęliście ten sukces?

Poznałem doktora Pawła Tabakowa, żywo zainteresowanego tematem regeneracji neuronów z wykorzystaniem komórek glejowych, jakieś 10 lat temu. Oczywiście wyzwanie było ogromne. Stworzyliśmy zespół badawczy w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu.

Udało się też nawiązać współpracę z Instytutem Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN we Wrocławiu, czego efektem było opracowanie sposobu pobierania i hodowli komórek glejowych z błony nosa, na który uzyskaliśmy patent. Potem sprawdziliśmy na zwierzętach, czy komórki te są bezpieczne. W 2008 r. wykonaliśmy dwie operacje u ludzi – przeszczepiliśmy komórki glejowe z błony węchowej nosa u dwóch pacjentów z całkowicie przerwanym rdzeniem kręgowym.

U osób tych nastąpiła poprawa czucia, pojawiło się napięcie mięśniowe i zaobserwowaliśmy, że są w stanie wykonywać niewielkie ruchy. Ale to jeszcze nie był przełom. Od 2010 r. nawiązaliśmy bliższą współpracę z prof. Raismanem, szukaliśmy też wiedzy na różnych konferencjach i zjazdach naukowych.

W 2012 r. przeszczepiliśmy komórki glejowe kolejnemu pacjentowi i to był przełom. Mężczyzna z całkowicie przerwanym rdzeniem kręgowym zaczął odzyskiwać sprawność w takim stopniu, że sami byliśmy bardzo zaskoczeni.

Dlaczego akurat w tym przypadku udało się?

Nałożyło się na to kilka kwestii. Po pierwsze, pacjent Dariusz Fidyka miał uszkodzenie rdzenia spowodowane przecięciem, więc kości kręgowe były całe. Po drugie, pomógł nam przypadek. Nie można było pobrać u niego węchowych komórek glejowych z błony nosa, więc wzięliśmy je z opuszki węchowej.

Tego nikt na świecie jeszcze nie próbował u ludzi. Wszczepiliśmy je, wspólnie z nerwami obwodowymi, w miejsce po wycięciu blizny z uszkodzenia rdzenia. Innowacyjne było też to, że bardzo silny nacisk położyliśmy na rehabilitację, zarówno przed zabiegiem, jak i po nim. Bo należy pamiętać, że pacjent nie obudził się po operacji z odzyskaną sprawnością. Musieliśmy go poddać długofalowej rehabilitacji, którą kontynuuje do dziś.

Pierwsze oznaki poprawy nastąpiły po sześciu miesiącach intensywnych ćwiczeń. Powoli zaczął on odzyskiwać utracone wcześniej funkcje – zaczęło się od przywrócenia czucia w nogach, potem w kończynach pojawiły się niewielkie ruchy, aż w końcu pacjentowi udało się z szynami ortopedycznymi przejść kilka kroków. To było niesamowite. Rezultaty przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Najpiękniejsze jest to, że pacjent cały czas r obi postępy.

Udało się dowieźć, że regeneracja włókien w obrębie rdzenia kręgowego jest możliwa. Sukces ogłosiliście jednak dopiero w 2014 r. Dlaczego tak późno?

Po pierwsze, jak już wcześniej wspomniałem, duży wpływ na odzyskanie sprawności ruchowej ma rehabilitacja, a na jej efekty trzeba czekać. Poza tym nie chcieliśmy o tym szeroko informować opinii publicznej, zanim nie oceni nas świat nauki. Najpierw opisaliśmy nasz przypadek w renomowanym, amerykańskim czasopiśmie medycznym „Cell Transplantation” i czekaliśmy na opinie.

Gratulowano nam, była też wymiana zdań oraz głosy krytyczne. W końcu zdecydowaliśmy się poinformować o zastosowanej przez nas terapii również media. Chciałbym jednak podkreślić, że to dopiero początek drogi. Aby mówić o pełnym sukcesie, trzeba jeszcze kilku tak udanych operacji. Istotny jest także fakt, że nasz pacjent miał bardzo specyficzny uraz, który polegał tylko na przecięciu włókien nerwowych rdzenia, a kręgi były całe. Takie uszkodzenia zdarzają się bardzo rzadko i w ich przypadku łatwiej o powodzenie w leczeniu, bo skala urazu jest mniejsza niż np. przy zmiażdżeniu.

Nie można jeszcze powiedzieć, że odkryliśmy sposób na leczenie przerwanego rdzenia kręgowego. Nasze prace nadal są programem naukowym, a nie praktyką kliniczną. Do zastosowania tej terapii w praktyce jest jeszcze daleko.

Jakie są dalsze plany?

Zamierzamy kontynuować badania. Obecnie poszukujemy pacjentów o podobnym urazie, jak u Dariusza Fidyki, bo ten sam efekt trzeba potwierdzić u osób z podobnym stopniem uszkodzenia, czyli przecięciem nerwów rdzenia kręgowego spowodowanym ostrym narzędziem.

Nie jest to jednak takie proste, bo jak już mówiłem, tego typu urazy są dość rzadkie, więc musimy szukać kandydatów na całym świecie. Problem to także środki finansowe na ten cel. Dotychczas korzystaliśmy z grantów naukowych, ale to nie wystarcza na tak duży projekt.

Musimy wyhodować komórki do przeszczepów, przeprowadzić zabiegi, ale przecież to nie jedyne koszty. Bardzo kosztochłonna jest rehabilitacja, którą trzeba prowadzić zarówno przed operacją, jak wiele miesięcy, a nawet lat, po niej. Na szczęście otrzymaliśmy propozycję współpracy z jedną z zagranicznych fundacji, która chce nam pomóc.

Rozmowy trwają i zmierzają w dobrym kierunku, co nas niezwykle cieszy. Smutne jest to, że rodzime instytucje dotychczas nie zaoferowały pomocy, ale może to się jeszcze zmieni.

Czy w ogóle jest szansa na wdrożenie tej terapii do codziennej praktyki?

Myślę, że jest to możliwe najwcześniej za 5-8 lat, ale samo udowodnienie skuteczności naszej autorskiej metody to nie wszystko. Trzeba zaplecza, lekarzy, centrów rehabilitacyjnych, przychylności ze strony NFZ do refundowania takich świadczeń.

Poza tym na razie wiemy, że terapia zadziałała w przypadku przeciętego rdzenia, a większość urazów dotyczy większych uszkodzeń w obrębie rdzenia kręgowego. Wszystko jednak przed nami, pojawiło się światełko w tunelu, prace trzeba kontynuować.

Jest pan przede wszystkim praktykującym neurochirurgiem, badania naukowe to w zasadzie pasja. Skąd czerpie pan siły oraz chęci, aby je realizować?

Jest we mnie po prostu ciekawość świata, nauki, nowych wyników badań. Cieszę się, że pracuję w miejscu, gdzie mogę zgłębiać moje zainteresowania badawcze oraz że otaczają mnie ludzie, którym również po drodze z nauką.

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów!

„Gazeta Lekarska” nr 3/2015