23 kwietnia 2024

Ada Sarii w Ciechocinku

O pobycie Ady Sarii w Ciechocinku pisałem i opowiadałem przy różnych okazjach już kilkukrotnie, ale nigdy dla lekarzy, którzy wiedzą najlepiej, czym grozi nadużywanie okładów borowinowych.

Grób Ady Sari na warszawskich Powązkach
Foto: Hubert Śmietanka CC BY-SA 2.5

Sędziwa gwiazda największych teatrów operowych kilku kontynentów, fenomenalny sopran koloraturowy porównywalny z Amelitą Galli-Curci, Adeliną Patti, Selmą Kurz, Luizą Tetrazzini, Elwirą de Hildago czy Toti dal Monte, w tym celu wybrała się w lipcu 1968 r. na kurację do Ciechocinka.

Niegdysiejsza partnerka Battistiniego, Gigliego, Schipy, Sabirowa, Szalapina i Didura, podróżując po całym świecie, blisko 40 lat mieszkała w Italii. Toteż po latach, przyjeżdżając do pensjonatu Młoda Gwardia w Ciechocinku, najpierw zapytała, gdzie tu jest salon. – U nas mamy tylko stołówkę – usłyszała od kierownika sanatorium. Szkoda – w Mediolanie był salon – skonstatowała w zadumie.

Mimo powojennych wielkich sukcesów pedagogicznych w roli profesora Konserwatorium Warszawskiego, pozostała postacią z innej epoki. Okazało się, że w Młodej Gwardii rezydowały dwie inne gwiazdy operowe: przedwojenna Wanda Wermińska i powojenna Antonina Kawecka. Obie bezzwłocznie złożyły hołd sędziwej Maestrze i zawarły serdeczny, koleżeński, wakacyjny sojusz, jako że ich kariery nie nachodziły na siebie, więc powodów do jakichkolwiek konfliktów nie było. Wspólne spacery, posiłki, rozmowy i wzajemne komplementy.

– Takiej Gildy, Rozyny, Lacme i Traviaty świat już nigdy nie usłyszy – twierdziły zgodnie Wermińska z Kawecką. Koleżanki! – rewanżowała się Ada Sarii – lepszej od was Carmen, Toski i Aidy nie było przed wojną – Wandziu – w Warszawie, a po wojnie – Tosiu – w Poznaniu. Wspólny turnus, nomen omen w Młodej Gwardii, upłynąłby szczęśliwie, gdyby nie nagła wiadomość, że Ada Sarii z atakiem serca odwieziona została karetką pogotowia do szpitala w pobliskim Aleksandrowie Kujawskim.

Obie młodsze koleżanki natychmiast wynajęły dorożkę i zaopatrzone w – ich zdaniem – niezbędne kopertowe załączniki, udały się na ratunek. Aleksandrowscy lekarze nie przyjęli tych kopert i niezwykle troskliwie zajęli się sędziwą pacjentką, a dowiedziawszy się, że mają do czynienia z najwybitniejszą śpiewaczką w dziejach polskiej wokalistyki, opiekę i troskliwość jeszcze podwoili.

Już wstępne badania wykazały, że przyczyną ataku serca była ilość zabiegów borowinowych, których Maestra – zmyliwszy nadzór pielęgniarski – pobrała w Ciechocinku stanowczo za dużo. Kroczące po szpitalnych korytarzach przedwojenne i powojenne operowe heroiny były zaczepiane przez ciekawskie, odziane w szlafroki pacjentki z okolicznych wsi, jako że Aleksandrów leży w centrum rolniczych Kujaw. Pani, podobno przywieźli tu jakąś artystkę!

– Módlcie się dobre kobiety – grzmiała Wermińska swym dramatycznym sopranem. – To wielka śpiewaczka… i człowiek! A czy ona w telewizji występuje? – zapytały co bardziej rezolutne wieśniaczki, bo dla prostego ludu występ w telewizji był i dotąd jest miarą prawdziwego artyzmu. A przecież Ada Sarii ostatni raz śpiewała publicznie, kiedy jeszcze telewizji nie było.

Zgubiło ją – u artystki w każdym wieku obecne – poczucie kobiecości. Następnego ranka wbrew zakazom wstała, udała się do łazienki z torbą kosmetyków i tam podczas porannej toalety doznała ponownego – tym razem śmiertelnego – ataku serca. Pogrążone w smutku młodsze koleżanki kupiły trumnę, ubrały i ucharakteryzowały Maestrę na wieczny spoczynek, zakryły wieko i zamówiły transport do Warszawy.

– Pani Tosiu – zasugerowała Wermińska – trzeba teraz zawiadomić Prezydenta Rzeczypospolitej. – Ależ Pani Wando, w Polsce Ludowej jest tyko Pierwszy Sekretarz. – Co pani opowiada! Przed wojną Prezydent miał wprawdzie sekretarza, ale wielkich artystów żegnał osobiście. Ten dialog dowodzi, że młodsze koleżanki sędziwej Ady Sarii też były już z innej epoki.

Sławomir Pietras
Dyrektor polskich teatrów operowych

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 3/2016