23 kwietnia 2024

7 cm w 21 dni!

I ponad 11 mld zł wydanych przez Polaków w 2014 r. na suplementy diety. Na „oczyszczacze”, „odtruwacze”, zieloną kawę, po której można błyskawicznie zeszczupleć, a ostatnio na lewoskrętną witaminę C (nb. tylko taka jest produkowana).

Foto: freeimages.com

Wg prof. Anuszewskiej z Narodowego Instytutu Leków, połowa tych suplementów nie spełnia ich definicji. Pytanie, czy na proceder nie ma rady, czy ktoś nie powinien powiedzieć … „dosyć” i kto tym kimś powinien być?

Suplement diety to „środek spożywczy, którego celem jest uzupełnianie normalnej diety”. Nie jest, niestety, przestrzegana ta definicja, bo wpuszczane są na listy suplementów też ekstrakty roślinne o właściwościach leczniczych, jak np. Waleriana, a te przecież do zwykłej diety nie należą. I nie jest ostrą granicą między suplementem a lekiem.

Na pewno wprowadzenie na rynek suplementu diety jest nieporównanie łatwiejsze, niż to ma miejsce z lekiem i decyduje o tym Państwowa Inspekcja Sanitarna, a nie Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych. Ale, jak pisze Anuszewska, „Ustawodawca polski już w definicji suplementu zaznaczył, że nie może to być produkt ze wskazaniami leczniczymi”. A tymczasem…?

Proszę sięgnąć pamięcią do wykładów z biochemii i przypomnieć sobie, jak powstaje mocznik. W cyklu metabolicznym 3 aminokwasów (ornityny, cytruliny i argininy). Praktyczny rezultat tej wiedzy to podawanie ornityny i asparginianu ciężko chorym ludziom z niewydolnością wątroby dla pomniejszania ich hiperamonemii.

Jednocześnie asparginian ornityny „chodzi” na naszym rynku w kilkanaście razy niższych dawkach niż lek, jako suplement diety. Przypomnę, że ornityna jest aminokwasem endogennym i nie ma potrzeby ustalania dziennych wymogów jej spożycia. Ale ornitynom-suplementom (kilka produktów na rynku) towarzyszą w internecie hasła: „usuwaj toksyny, ciesz się życiem”, „suplement diety stanowiący doskonałe wsparcie dla Twojej wątroby”.

A że jest coś na rzeczy z tym wpływem ornityny na wątrobę, producenci wykorzystują to w reklamie. Informując również, że ich produkt usuwa uczucie dyskomfortu po spożyciu „ciężko strawnych pokarmów”. Widzimy na ekranie TV, jak pan radzi pani, aby po obfitym obiedzie zażyła tabletkę preparatu z ornityną.

W rezultacie, w przekonaniu, że leczą sobie wątrobę, zażywają ornitynę tysiące osób przy dolegliwościach powodowanych zapewne kamicą żółciową, nadwrażliwym żołądkiem czy spastycznością grubego jelita. Jeśli czują po tym ulgę, to albo jest to efekt placebo, albo jakieś działanie nieznane, niezwiązane z udziałem ornityny w cyklu mocznikowym.

Tak czy siak, nie ma reklama wskazań dla ornityny do usuwania uczucia pełności w nadbrzuszu, nie ma nic wspólnego z medycyną opartą na faktach. Przykład z ornityną proszę traktować jako jedno z wielu powszechnych dziś zjawisk. Na półkach aptek znajduje się multum preparatów o nieuzasadnionych wskazaniach, po części wręcz oszukańczych.

To nie jest tylko nasz problem. Parlament Europejski zakazał posługiwania się producentom suplementów 1600 sloganami odnoszącymi się do zdrowia. Za uzasadnione uznano jedynie te informacje, które są podparte badaniami naukowymi.

Liczba instytucji zajmujących się w Polsce suplementami diety jest imponująca, czternaście. I chyba sprawdza się przysłowie, „gdzie kucharek sześć…”. Nie dostrzegam zdecydowanych działań, aby ustawowe przepisy o suplementach diety były w Polsce przestrzegane.

Ostatnio Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wystosował list do producentów suplementów zawierający uwagę, że ich reklamy nie powinny zawierać treści, które:

  • „przypisują suplementom diety właściwości lecznicze,
  • przedstawiają stan faktyczny rzeczy w sposób, który może wprowadzać konsumenta w błąd,
  • sugerują, że suplementy diety stanowią niezbędny element codziennej diety, będący remedium na liczne dolegliwości i potrzeby,
  • obiecują szybkie osiągnięcie celu,
  • wykorzystują niewiedzę, nieświadomość, brak doświadczenia klientów, nadużywają zaufania odbiorców” etc.

Czy list ten przyniesie skutek? Wątpię. O zbyt duże pieniądze tu chodzi. Inną taktykę stosuje się w USA. Przed kilku laty firma D… musiała zapłacić 21 mln dolarów kary za wprowadzanie klientów w błąd informacją, że bakterie zawarte w jej jogurtach podnoszą odporność organizmu.

Problem na pewno należy do trudnych. Ale to niewystarczający powód, żeby rezygnować z jego załatwienia.

dr n.med. Maciej Krzanowski

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 4/2016