25 kwietnia 2024

Płodność a nowotwory i choroby serca

Hormony, od których zależy płodność, mogą sprzyjać nowotworom, ale ich niedobór także zagraża zdrowiu. Poznanie związanych z tym zjawisk ma wielkie znaczenie dla polityki zdrowotnej – wskazują badania międzynarodowego zespołu kierowanego przez prof. Grażynę Jasieńską z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Foto: pixabay.com

Płodność kobiety zależy od dwóch hormonów: estrogenu i progesteronu. Niestety, mogą one nie tylko zapewniać przetrwanie życia, ale też szkodzić – odgrywają ważną rolę w rozwoju nowotworów: piersi, jajników i macicy.

Z punktu widzenia genetyki i teorii ewolucji dobór naturalny preferuje nie tyle długie i zdrowe życie pojedynczego człowieka, co trwanie gatunku i przekazywanie genów kolejnym pokoleniom.

Związkom ludzkiej reprodukcji i zdrowia z perspektywy ewolucyjnej przyjrzał się międzynarodowy zespół koordynowany przez prof. Grażynę Jasieńską, kierującą Zakładem Zdrowia i Środowiska na Wydziale Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wyniki opublikowano na łamach czasopisma „Lancet”.

Zdaniem autorów takie badania pozwalają lepiej rozumieć same choroby i wspomagają planowanie polityki prozdrowotnej. Stężenia progesteronu i estrogenu zależą nie tylko od cech wrodzonych – genetycznych, ale też w większym stopniu od dostosowania się organizmu do warunków panujących w otoczeniu. To tak zwana plastyczność fenotypowa.

Im organizm ma więcej energii, tym wyższy jest poziom hormonów płciowych. Rośnie szansa posiadania potomstwa, ale jednocześnie zwiększa się ryzyko zachorowania na nowotwór. Bardzo dobrze odżywione kobiety zamieszkujące USA mają prawie dwa razy więcej progesteronu niż te żyjące w ubogiej Demokratycznej Republice Konga.

Szanse na urodzenie i wychowanie potomka zależą od zmagazynowanych w ciele kobiety zasobów. U człowieka potrzeba ich szczególnie wiele: ze względu na duży mózg, powolny wzrost i dojrzewanie. Nic dziwnego, że niedobory zasobów obniżają płodność, a także poziom hormonów płciowych. Przy ograniczonych zasobach energii narodziny dziecka są bowiem, z punktu widzenia ewolucji, ryzykownym przedsięwzięciem.

Nie chodzi tylko o bieżącą sytuację – na płodność wpływają też okoliczności, w jakich wzrastała i dojrzewała matka. „Warunki w trakcie rozwoju człowieka kształtują poziom wyjściowy funkcji rozrodczych poprzez dostosowanie szybkości wzrostu i dojrzewania w odniesieniu do czynników ekologicznych, takich jak zaopatrzenie w energię i obciążenie chorobami” – piszą autorzy. Jak zaznaczają, energetyczny stres może być spowodowany nie tylko przez życie w nędzy, ale także znaczne wydatki energetyczne związane z pracą zawodową czy wyczynowo uprawianym sportem.

Cytowana na stronie UJ prof. Jasieńska podaje przykład ilustrujący sens zastosowania badań i teorii biologii ewolucyjnej w działaniach interwencyjnych. W latach 90. w niektórych wioskach plemienia Arsi w Etiopii wybudowano studnie – jedną pośrodku wsi. Dzięki temu kobiety poświęcały codziennie na noszenie wody nie 3 godziny, a tylko 15 minut. „To oczywiście bardzo pozytywne” – wyjaśnia prof. Jasieńska, dodając, ż analiza danych demograficznych pokazała, że budowa studni była powiązana z większą liczbą dzieci w rodzinie i gorszym stanem zdrowia u starszego potomstwa.

Autorki tego badania demograficznego powołały się na badania z Beskidu Wyspowego. „W pracy doktorskiej pokazałam, że intensywna praca fizyczna obniża stężenia hormonów płciowych. Kobiety w Etiopii prawdopodobnie miały niskie stężenia hormonów, kiedy musiały bardzo ciężko pracować nosząc wodę” – mówi badaczka z UJ.

„Budowa studni zniosła tę konieczność i stężenia hormonów prawdopodobnie się zwiększyły, co skutkowało większą szansą na zajście w ciążę i rodzeniem większej liczby dzieci” – podkreśla badaczka. Starsze dzieci były w gorszej kondycji, bo studnie zwiększyły ilość wody, ale nie wzrosła ilość pożywienia. Pojawiły się problemy z wykarmieniem rosnącej liczby dzieci. Dzięki biologii ewolucyjnej można by zawczasu przewidzieć ten niekorzystny efekt. Działania pomocowe z jednej strony poprawiają jakość życia ludzi, ale z drugiej strony mogą ją długoterminowo pogorszyć, co wymaga dodatkowych działań.

Jak potwierdzają liczne badania, hormony płciowe, a zwłaszcza estrogen, przyczyniają się do rozwoju nowotworów, np. raka piersi. Wchodzą w specyficzne relacje z innymi czynnikami, związanymi z przetwarzaniem energii (chociażby insuliną, leptyną, czynnikami stanu zapalnego). Bardzo prawdopodobne wydaje się to, że za wzrost zachorowalności na raka piersi w społeczeństwach zamożnych można w pewnym stopniu winić wysokie poziomy estrogenu i progesteronu.

Autorzy zwracają uwagę na pierwotne wzorce dojrzewania i rodzenia dzieci, jakie wciąż spotykamy w zbiorowościach tradycyjnych. „Charakteryzują się późniejszym wiekiem wystąpienia pierwszej miesiączki, młodym wiekiem pierwszego zajścia w ciążę i urodzenia dziecka, wysokim wskaźnikiem rodzenia dzieci (high parity) i długimi okresami karmienia piersią. Taka kombinacja czynników chroni przed wystąpieniem raka piersi” – piszą. Koncentracja hormonów płciowych w czasie trwania całego życia jest znacznie niższa.

Niestety, próby zmiany zależności między płodnością i nowotworami nie muszą gwarantować poprawy – ogólnie widzianego – stanu zdrowia. W procesie rozmnażania zasoby, które dotąd zapewniały kobiecie ochronę, są „przekierowywane”, by można było urodzić żywe i zdrowe dziecko. Dlatego zwiększa się podatność na cukrzycę, otyłość i choroby sercowo-naczyniowe.

W społeczeństwach dobrobytu poziom hormonów rozrodczych jest wyższy, ale rozmiary rodzin nie rosną. Z jednej strony działają czynniki kulturowe i ekonomiczne – jak praca zawodowa i trwałość związków, z drugiej – fizjologia i hormony. Te ostatnie decydują o ryzyku zachorowań na nowotwory. We współczesnych, zamożnych społeczeństwach narażenie na długotrwałe działanie hormonów płciowych jest większe niż bywało w dawnych czasach.

Kobiety miesiączkują we wcześniejszym wieku, a menopauzę przechodzą później, rzadziej zachodzą w ciążę i krócej karmią piersią. Wszystko to sprawia, że mają w sumie więcej cykli menstruacyjnych. Ponieważ współczesne kobiety w każdej fazie życia mają znacznie większe zasoby energetyczne, w każdym cyklu miesiączkowym jest u nich wyższy niż kiedyś poziom hormonów płciowych. Nawet po przekwitaniu stężenie progesteronu i estrogenu jest wyższe (np. z powodu nadwagi i terapii hormonalnych).

Każde prozdrowotne w zamyśle działanie może mieć także szkodliwe dla zdrowia skutki. „Na przykład promowanie aktywności fizycznej, aby zmniejszyć produkcję hormonów płciowych i zredukować ryzyko nowotworu musi być zharmonizowane z pozytywnymi aspektami zwiększonego poziomu hormonów w rozmnażaniu, zapobieganiu chorobom układu krążenia oraz kości i utrzymaniu zdrowia psychicznego” – konkludują badacze.

W przypadku większości chorób ryzyko zachorowania czy zgonu z ich powodu spada wraz z zamożnością danej osoby. Są jednak takie choroby, na które częściej chorują bogatsi – na przykład stwardnienie rozsiane, czerniak złośliwy oraz nowotwory pojawiające się wskutek nadwyżki hormonów rozrodczych. Nowe analizy pozwalają lepiej poznać szczegółowe zależności, a w przyszłości – wdrożyć działania profilaktyczne.

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl