29 marca 2024

Stomatolodzy są gotowi, a system i prawo?

Polski lekarz dentysta nie podchodzi do leczenia dzieci tylko poprzez pryzmat analizy zysków i kosztów. Chce dbać o uśmiechy najmłodszych – niekoniecznie tylko w ramach prywatnych wizyt. Dużą uwagę przykłada do nauki zachowań prozdrowotnych, a na hasła „szkolna opieka stomatologiczna” i „dentobus” reaguje życzliwie. Zwraca uwagę na nieprecyzyjne przepisy i niskie wyceny procedur w ramach NFZ.

Foto: Mariusz Tomczak

To główne wnioski z ankiety „A Ty co sądzisz o zasadach leczenia stomatologicznego dzieci?”, które zaprezentowano podczas debaty zorganizowanej w trakcie 26. Środkowoeuropejskiej Wystawy Produktów Stomatologicznych CEDE 2017 w Poznaniu. Jej uczestnikami byli m.in. eksperci z zakresu stomatologii dziecięcej, lekarze praktycy, prawnicy, przedstawiciele samorządu lekarskiego oraz nauczyciele akademiccy.

Przesłanie dla decydentów

Wyniki ankiety to jasny komunikat polskich lekarzy dentystów do rządzących i – co zdecydowanie ważniejsze – do polskiego społeczeństwa, że można liczyć na nich w walce z próchnicą dzieci i młodzieży. W ankiecie (internetowe badanie trwało od 1 czerwca do 28 sierpnia) udział wzięło 734 lekarzy dentystów, stażystów oraz studentów stomatologii. W Polsce jest ok. 790 stomatologów dziecięcych oraz ok. 36 tys. lekarzy dentystów (dane Naczelnej Izby Lekarskiej).

Powołanie vs. ekonomia

Polski lekarz dentysta nie tylko chce, ale i w zdecydowanej większości leczy dzieci – tak deklaruje aż 94 proc. ankietowanych. Ci, co robią to bez warunków wstępnych, wyjaśniają, że czynią tak, bo takie jest powołanie lekarza dentysty (sześciu na dziecięciu pytanych), dodatkowo czterech na dziesięciu przyznaje, że to wdzięczny pacjent.

Co z kontraktami z NFZ?

– Należy równocześnie zauważyć, że co trzeci lekarz dentysta leczy dzieci tylko prywatnie. 38 proc. z tej grupy twierdzi, iż przyczyna tkwi w tym, że kontrakt NFZ nie zapewnia finansowania odpowiadającego wyłożonym środkom oraz czasowi, który trzeba poświęcić na leczenie. 18 proc. uważa, że kontrakt NFZ skutkuje wprowadzeniem trudnych do zaakceptowania obowiązków w sferze organizacji pracy. Największa grupa ankietowanych (44 proc.) nie leczy dzieci „na NFZ”, gdyż po prostu nie może go zdobyć! – w taki sposób komentuje wyniki analizy prof. dr hab. n. med. Dorota Olczak-Kowalczyk, konsultant krajowy w dziedzinie stomatologii dziecięcej, inicjatorka ankiety.

Oczywiste oczekiwanie: podwyżka wycen

Co musiałoby się stać, aby lekarz dentysta, który nie leczy dzieci w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego rozważał taki kierunek pracy? Po pierwsze, konieczna byłaby podwyżka wycen świadczeń – tak uważa co trzeci ankietowany. Po drugie, należałoby doprowadzić do ograniczenia nieżyciowych wymogów formalnych – tak twierdzi co trzeci ankietowany. Po trzecie, trzeba byłoby wprowadzić możliwość leczenia w znieczuleniu ogólnym w ramach NFZ (np. w przypadku dzieci niewspółpracujących) – niemal 15 proc. wskazań.

Życzliwie o szkolnych gabinetach

Lekarz dentysta znad Wisły nie neguje a priori rozwiązań, które – przynajmniej w założeniu – powinny poprawić stan zdrowia jamy ustnej młodego pokolenia. Na pytanie: „Jakie znaczenie w skutecznej walce z katastrofalnym stanem zdrowia jamy ustnej dzieci i młodzieży może mieć program „powrotu” gabinetów stomatologicznych do szkół?” niemal połowa ankietowanych odpowiedziała, że strategiczne lub duże. Zaledwie co piąty pytany stwierdził, że szkolne gabinety dentystyczne będą nieistotnym elementem w programie ochrony zdrowia jamy ustnej młodego pokolenia Polaków.

Co myślą o dentobusach?

Tylko co trzeci ankietowany uważa, że realizacja mocno propagowanej przez Ministerstwo Zdrowia idei tzw. dentobusów będzie nieistotnym elementem programu poprawy stanu zdrowia jamy ustnej dzieci i młodzieży. W tym przypadku 42 proc. pytanych o ideę dentobusów oceniło ją jako umiarkowaną w skutkach. Warto pamiętać, że opinia ankietowanych odnosi się jedynie do haseł „szkolna opieka stomatologiczna” oraz „dentobusy”, sformułowanych przez resort zdrowia i Ministerstwo Edukacji Narodowej, bowiem w okresie zbierania głosów nie znane były jeszcze (i wciąż nie są) szczegóły prawno-organizacyjno-finansowe tego projektu.

Profilaktyka zagadnieniem strategicznym

Praktycznie każdy lekarz dentysta (96 proc.) uważa, że odrębna wizyta „profilaktyczno-edukacyjna” powinna być standardem i to w przypadku każdego pacjenta, bez względu na jego wiek i stan uzębienia. Połowa stomatologów tego typu odrębne wizyty stara się – w miarę możliwości – realizować. Druga połowa, co prawda nie przeprowadza oddzielnych wizyt, ale deklaruje przekazywanie wiedzy „profilaktyczno-edukacyjnej” w czasie standardowych wizyt zarezerwowanych na leczenie. Nierealizowanie oddzielnych wizyt „profilaktyczno-edukacyjnych” wynika przede wszystkim z problemów dotykających ich finansowania.

Jednorazowa wizyta profilaktyczna pomaga?

Wobec tego typu trudności ponad połowa lekarzy dentystów po prostu nie wprowadza takich wizyt. – Z tej grupy 29 proc. twierdzi, że pacjenci płacący z własnej kieszeni nie oczekują rozmów na temat profilaktyki, za które wystawiano by im rachunek. Pozostali dentyści, którzy nie wdrażają profilaktyki, za przyczynę wskazują zbyt nikłe środki przeznaczane na ten cel przez NFZ. Znaczący odsetek (21,8 proc.) twierdzi także, że jednorazowa wizyta profilaktyczna nie przyniesie widocznych efektów w zachowaniu prozdrowotnym pacjenta – analizuje wyniki ankiety prof. Dorota Olczak-Kowalczyk.

„Tak” dla działań samorządu

Respondenci obdarowali dużym kredytem zaufania programy profilaktyczne finansowane przez samorządy lokalne. 67 proc. ankietowanych twierdzi, że programy takie mogą mieć strategiczne lub duże znaczenie w skutecznej walce z katastrofalnym stanem zdrowia jamy ustnej dzieci i młodzieży. To zdecydowanie największy odsetek odpowiedzi na „tak” lub zdecydowanie na „tak” przy ocenie filarów rządowego programu tzw. stomatologii szkolnej.