28 marca 2024

48 h i basta! Zimny prysznic czy mocna kawa nie pomoże

Ministerstwo Zdrowia szacuje, że klauzulę opt-out wypowiedziało ok. 1400 rezydentów oraz ponad 1200 innych lekarzy (dane przekazane przez resort 5 grudnia). Zdaniem Porozumienia Rezydentów OZZL taką decyzję podjęło jeszcze więcej osób.

Po tym, gdy lekarze skupieni wokół Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy zrezygnowali z prowadzenia głodówki (trwała 4 tygodnie), ogłosili nową formę protestu polegającą na wypowiadaniu klauzuli opt-out.

Kilka dni wcześniej Naczelna Rada Lekarska zwróciła się do lekarzy o ograniczenie do maksymalnie 48 godzin w tygodniu „gotowości do świadczenia pracy i wykonywania świadczeń zdrowotnych”, także w ramach umów cywilnoprawnych. W ocenie samorządu lekarskiego nadmierne obciążenie pracą negatywnie wpływa na jakość leczenia i możliwość regeneracji sił.

„Działania protestujących mają na celu realizację tego, czego samorząd lekarski domaga się już od wielu lat” – czytamy w stanowisku podjętym przez NRL. Wobec tego, że kolejne osoby zaczęły wypowiadać klauzulę opt-out, w czym w pełni poparł je samorząd lekarski, do protestu młodych medyków w zupełnie nowej odsłonie odniósł się minister zdrowia Konstanty Radziwiłł podczas konferencji prasowej, na której omawiał dwuletnią działalność resortu pod swoim kierownictwem.

– Jestem głęboko przekonany, że bardzo wielu albo może większość lekarzy, zwłaszcza młodych, pracowała, pracuje i będzie pracować więcej niż te minima narzucane przez różnego rodzaju przepisy i nie mam żadnych wątpliwości, że m.in. na tym polega wykonywanie zawodu lekarza. Szczególnie negatywnie odbieram wszystkich tych, którzy nawołują lekarzy, żeby rezygnowali z dodatkowej pracy, żeby ograniczali swój czas pracy, jednocześnie mówiąc właściwie jednym tchem: „Uwaga: pacjenci będą mieli kłopot”. To nawoływania, które nie licują z godnością lekarzy, także organizacji lekarskich – powiedział minister Konstanty Radziwiłł.

Szpitale w tarapatach?

Przez cały listopad trwało wypowiadanie opt-outów pod hasłem „Stawiamy na jakość”. „Przyjmuje się, że okres tego wypowiedzenia jest liczony analogicznie do okresu wypowiedzenia umów o pracę, co oznacza, że momentem rozpoczęcia biegu wypowiedzenia jest pierwszy dzień kalendarzowy miesiąca następującego po miesiącu, w którym zostało ono złożone, a okres wypowiedzenia kończy się z ostatnim dniem tego miesiąca” – informuje Zespół Radców Prawnych Naczelnej Izby Lekarskiej.

Mówiąc prościej: ci, co wypowiedzieli klauzulę najpóźniej 30 listopada, skutecznie zrobili to z dniem 1 stycznia 2018 r. W drugiej połowie listopada zostały rozesłane dokumenty ułatwiające wypowiadanie umów. Tak zwany Opt-Out Pack (zawierający m.in. gotowy wzór pisma wypowiadającego opt-out, żądania do dyrekcji oraz listę pytań i odpowiedzi natury formalnoprawnej) to wspólna inicjatywa Porozumienia Rezydentów, OZZL i samorządu lekarskiego.

– W założeniu chcieliśmy, aby za pośrednictwem ordynatorów informacja ta trafiła do każdego lekarza zatrudnionego w polskim szpitalu – mówi Filip Dąbrowski, przewodniczący Komisji Młodych Lekarzy NRL, który brał udział w przygotowywaniu materiałów. Skalę protestu klauzulowego monitorował resort zdrowia. Za pośrednictwem urzędów wojewódzkich zbierano dane na temat liczby wypowiedzeń, zapewniając, że nie sporządzano imiennych list.

„Dane, o które poprosiliśmy dyrektorów szpitali, dotyczą jedynie liczby wypowiedzeń tej klauzuli składanych przez młodych lekarzy. Sugerowanie, że kierujemy się złą  wolą, jest irracjonalne i świadczy o niezrozumieniu podstawowych mechanizmów w służbie zdrowia” – wyjaśniło Ministerstwo Zdrowia w oświadczeniu wydanym po tym, gdy jeden z ogólnopolskich dzienników napisał, że spisuje się „buntowników”.

O faktycznej skali wypowiadania opt-outów do niedawna mogliśmy tylko spekulować. Nie wszystkie szpitale chciały informować o jej rozmiarach. – 24 listopada, podczas spotkania Komisji Młodych Lekarzy, zebraliśmy prognozy odnośnie wypowiadania klauzuli opt-out w całym kraju. Spodziewamy się, że w każdym regionie przynajmniej 1-2 duże szpitale staną w obliczu kryzysu kadrowego – szacuje Filip Dąbrowski.

Dodaje, że podobnie jak większość rezydentów ze szpitala, w którym pracuje, nie wyraził zgody na pracę powyżej 48 godzin w tygodniu. Do połowy listopada w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kielcach klauzulę wypowiedziało 90 na ok. 470 zatrudnionych tam lekarzy (57 specjalistów i 33 rezydentów).

– Przy tej liczbie wypowiedzianych opt-outów jesteśmy w stanie zapewnić obstawę dyżurową w naszych klinikach. Jest jednak poważne zagrożenie, że zabraknie lekarzy, jeśli do akcji przyłączą się kolejne osoby. Obawiamy się kolejnych tygodni, przed nami okres świąteczny, czas urlopów – przyznaje Anna Mazur-Kałuża, rzecznik prasowy WSZ w Kielcach.

Łącznie, jak tłumaczy Diana Głownia, rzecznik prasowy wojewody świętokrzyskiego, w tym województwie klauzulę wypowiedziało 278 lekarzy, w tym 78 lekarzy rezydentów (dane z 1 grudnia). Na terenie Mazowsza od klauzuli opt-out odstąpiło 163 rezydentów (dane wojewody z 30 listopada).

Czas nie jest z gumy

Są miejsca, w których sytuacja była trudna zanim rezydenci wezwali do wypowiadania opt-outów. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie (to jedna z największych placówek pediatrycznych w kraju) zatrudniającym 33 anestezjologów etatowych i dwóch kontraktowych, od początku września klauzulę ma podpisaną tylko 7 z nich.

– Pozostali wypowiedzieli klauzulę albo wcześniej jej nie mieli. Ich praca planowana jest w taki sposób, aby nie przekraczać 48 godzin w tygodniu. Zmniejszyła się wydajność bloku operacyjnego oraz zewnętrznych stanowisk, na których wykonywane są znieczulenia – informuje Natalia Adamska-Golińska, rzecznik prasowy USD w Krakowie.

Filip Płużański, 34-letni lekarz rezydent ortopedii z Łodzi, wypowiedział klauzulę opt-out w ostatnich dniach. – Chcę wrócić do normalności, bo czas nie jest z gumy. Medycyna jest moją pasją, ale chciałbym mieć czas na normalne życie, na przeczytanie książki, choćby nawet była to książka naukowa – mówi.

Jednego tygodnia, „rekordowego” pod względem czasu pracy, nie zapomni do końca życia. – Kiedyś w ciągu 7 dni dyżurowałem łącznie 6 dni po 24 godziny, a tylko jeden dzień spędziłem w szpitalu przepisowe 7 godzin i 35 minut. Nie wiedziałem, jak się nazywam – wspomina. W ocenie Filipa Płużańskiego ponadnormatywna, wielogodzinna praca, to dla wielu pracowników medycznych, nie tylko lekarzy, z jednej strony pokusa dodatkowego zarobku, ale z drugiej strony wielka pułapka.

– Czasami mówi się: weź dwa dyżury to zarobisz dodatkowe pieniądze, ale przecież ktoś, kto na własne życzenie ciągle urządza takie maratony, oszukuje sam siebie, bo pracuje ponad siły, oszukuje też i naraża pacjentów, gdyż w jego przypadku ryzyko popełnienia błędu jest większe – dodaje Filip Płużański.

Gięcie czasoprzestrzeni

Łukasz Jankowski, wiceprzewodniczący z Porozumienia Rezydentów OZZL, zastrzega, że celem zbiorowego wypowiadania opt-outów nie jest ani sparaliżowanie ochrony zdrowia, ani to, by upadały oddziały szpitalne, a pracujący w nich lekarze tracili pracę. A jeśli tak się stanie? – Środowisko jest przygotowane, by wesprzeć takie osoby. Są zarezerwowane środki na pomoc za utracone korzyści związane z wypowiadaniem klauzuli. Szpitale upaść nie mogą – mówi.

Inicjatorzy akcji zapewniali wielokrotnie, że wypowiadanie opt-outów nie jest wymierzone w pacjentów. – Szpital, w którym lekarz pracuje zgodnie z Kodeksem pracy, to miejsce bezpieczne dla pacjenta. Wolałbym być operowanym przez chirurga, który nie pracuje dłużej niż 48 godzin w tygodniu, a obawiam się, że obecnie takich miejsc jest niewiele – podkreśla Łukasz Jankowski.

– Jesteśmy lekarzami, godzimy się pracować więcej niż przeciętny Polak, ale naszą granicą jest 48 godzin w tygodniu. Nie możemy dłużej utrzymywać systemu kosztem naszego zdrowia i naszych rodzin – mówi Filip Dąbrowski. Jak dodaje Filip Płużański, obecnie wielu lekarzy, ale również pielęgniarek czy ratowników medycznych, gna z jednego miejsca pracy do drugiego, ale – jak to ujmuje – „zakrzywianie czasoprzestrzeni” to droga donikąd.

– Moi koledzy, kończąc w piątek 24-godzinny dyżur w jednym szpitalu, od razu jadą do nocnej pomocy lekarskiej, tam spędzają kolejne dwie doby, po czym w poniedziałek wracają do pracy do szpitala – mówi Filip Płużański. Jak dodaje, mówienie, że jakoby wypowiadanie opt-outów było skierowane przeciwko pacjentom, jest nieuczciwe. – Ten system jest wymierzony przeciwko nim – podkreśla rezydent z Łodzi.

W ostatnich dniach resort ustami Mileny Kruszewskiej, rzecznika prasowego ministra, zaapelował do lekarzy o „niewykorzystywanie bezpieczeństwa pacjentów jako środka przetargowego” w dążeniu do wzrostu nakładów i płac w ochronie zdrowia. Z tymi słowami nie zgadza się Filip Płużański. – Pracujemy zdecydowanie za dużo. Oszukiwanie organizmu kolejnymi energetykami, zimnym prysznicem czy kolejną mocną kawą nie pomoże – podkreśla rezydent z Łodzi.

Mariusz Tomczak


Więcej o wypowiadaniu opt-outów tutaj.