18 kwietnia 2024

Prof. Tomasz Konopka: Bez impactu nie ma faktu

Z prof. Tomaszem Konopką, wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego i przewodniczącym Komitetu Nauki Akademii Wiedzy i Praktyki PTS, rozmawia Lucyna Krysiak.

Foto: Marta Jakubiak

Powierzono panu funkcję redaktora prowadzącego czasopism stomatologicznych. Na czym ta rola polega?

O dawna stomatolodzy akademiccy postulowali, aby polskie czasopismo naukowe o tematyce stomatologicznej znalazło się na tzw. liście A – ministerialnej, co jest równoznaczne z wejściem na tzw. listę filadelfijską, prowadzoną przez Thomson Reuters Scientific. To ważny element rozwoju każdej dyscypliny naukowej, w tym wypadku stomatologii.

Powszechnie mówi się, że bez impactu nie ma faktu, co oznacza, że w dorobku pracowników naukowych, ale również wydziałów rozpoznawalne są de facto tylko prace zamieszczane w czasopismach rangowanych na tej liście. Wychodząc naprzeciw tym wymogom i realizując swoje cele statutowe, PTS powinno podjąć wszystkie możliwe działania w kierunku zamieszczenia na liście filadelfijskiej przynajmniej jednego z takich polskich czasopism. Oczywiście nie mielibyśmy nic przeciwko temu, aby znalazło się ich więcej w tym elitarnym gronie, ale bądźmy realistami.

A może właśnie należałoby mierzyć wysoko.

Obecnie lista filadelfijska liczy zaledwie 90 czasopism z całego świata i do tej absolutnej elity trafia się po spełnieniu wielu warunków. Ale jeśli już to nastąpi, oprócz nobilitacji dla kraju, z którego czasopismo pochodzi, otwiera się droga dla awansu publikujących naukowców, co przekłada się na rozwój całej stomatologii, wydziałów, zaplecza naukowego i klinicznego. Jest zatem o co walczyć i z taką intencją PTS powołało Komitet Nauki Akademii Wiedzy i Praktyki. Od 2000 r. jestem redaktorem jednego z czasopism – „Dental and Medical Problems”, kwartalnika, który – być może – w przyszłości ma szansę trafić na tę listę. To będzie wyzwanie, ponieważ wiele krajów aplikuje, by dołączyć do tego grona.

W Polsce na rynku jest 18 czasopism stomatologicznych, w tym 10 o tematyce ogólnostomatologicznej i 8 specjalistycznych (2 ortodontyczne, 1 protetyczne, 3 implantologiczne, 1 endodontyczne oraz 1 dotyczące stomatologii estetycznej). Wszystkie znajdują się na tzw. liście ministerialnej B, mają od 3 do 12 punktów i moim zdaniem zabezpieczają potrzeby klinicznych lekarzy dentystów, którzy w gabinetach korzystają z zawartej tam wiedzy. Jednak publikacje te są z reguły w języku polskim i z założenia mają możliwie praktyczny charakter. W tym kontekście spełniają swoją rolę. Uważam, że z tych 18 czasopism przynajmniej jedno powinno się różnić od innych, mieć charakter stricte naukowy, by móc pretendować do listy filadelfijskiej.

A kryteria, które trzeba spełnić?

Przede wszystkim należy zadbać o poziom publikacji, które oprócz tego, że powinny być nienaganne metodologicznie, muszą być nowatorskie, a najlepiej odkrywcze. Taka publikacja nie zawsze musi być bezpośrednio przydatna dla praktykującego lekarza dentysty, ale jest istotna dla rozwoju stomatologii wspartej dowodami naukowymi. Oczywiście osiągnięcia naukowe w perspektywie powinny służyć praktyce, ale nie zawsze zależności te są takie spektakularne. Wymogiem jest także, aby każdy taki artykuł był napisany w perfekcyjnym medycznym języku angielskim, ponieważ musi być w pełni zrozumiały dla odbiorców na całym świecie. Powinien też zawierać treści, które będą interesujące dla innych badaczy i mogą być przez nich zacytowane, a więc muszą mieścić się w najbardziej dyskutowanych obecnie zagadnieniach w poszczególnych specjalizacjach stomatologicznych.

Kryterium podstawowym decydującym o przyjęciu na listę filadelfijską jest stosunek prac cytowanych w czasopismach znajdujących się na tej liście do liczby prac zamieszczonych w roku w danym czasopiśmie. Zatem nie chodzi o zapełnianie szpalt badaniami przyczynkarskimi, problemami dawno już wyjaśnionymi czy opisami przypadków. Oprócz listy Thomson Reuters jest jeszcze europejska baza czasopism naukowych SKOPUS, zawierająca około 22 600 tytułów, w tym dwa tytuły polskich czasopism stomatologicznych: rangowany od 2009 r. „Dental and Medical Problems” oraz od 2011 r. „Journal of Stomatology”. Są to czasopisma, które mają największą szansę dołączyć do listy filadelfijskiej. Trzeba jednak wypracować model, który pozwoli spełnić te wszystkie kryteria.

Jak daleko jest nauce do fotela dentystycznego?

Spośród nauk medycznych stomatologia jest upraktyczniona jak żadna inna. Dlatego nawet w najbardziej spekulatywnych koncepcjach naukowych dotyczących tej dziedziny trudno abstrahować od fotela dentystycznego, od podejmowanej decyzji klinicznej. Przy wyborze opracowania każdego zagadnienia naukowego w stomatologii należy zawsze pamiętać o jego wymiarze utylitarnym. Oczywiście nie każdy temat, np. wykorzystanie MES, musi zainteresować lekarza praktyka, ale badania takie wspierają stomatologię dowodem naukowym, a nie spekulacją pracownika tej czy innej firmy.

Przy nieprawdopodobnym postępie w medycynie, nie da się z niego wyłączyć stomatologii, która jest jej nierozerwalną częścią. I tu jest właśnie miejsce na naukę – np. genetyka, mikrobiologia, immunologia, nanotechnologie zmieniają i jeszcze zmienią współczesną stomatologię. Jeśli stomatologia nie chce być wyłącznie rzemiosłem, powinna pełnymi garściami czerpać ze współczesnej nauki. Przykładowo „Dental and Medical Problems” już w samym tytule ma zawarty motyw przewodni, że nie ma do końca zagadnień tylko stomatologicznych, że są one zawsze umedycznione, a XX-wieczna koncepcja dentystyczna fill and drill musi być pogłębiana.

Kiedy patrzy się na geografię czasopism z listy filadelfijskiej, które kraje dominują?

Wyraźnie widać dominację Ameryki Północnej, głównie USA – na liście filadelfijskiej mają 32 tytuły i „wyrabiają” około 41 proc. światowego impactu stomatologicznego. Na drugim miejscu jest Europa – też ma 32 tytuły i przypada na nie ok. 35 proc. impactu, a na trzecim rozwijająca się w tym zakresie dynamicznie Azja, która ma 20 tytułów i przypada na nie około 19 proc. światowego impactu. Ameryka Południowa ma tylko 2 tytuły. Bardzo interesujący jest udział krajów europejskich w wydawaniu czasopism o tematyce stomatologicznej rangowanych na tej liście.

W Europie te 32 wspomniane czasopisma są wydawane w 10 krajach. Najwięcej, bo aż 14, wydaje Wielka Brytania, Niemcy – 7 czasopism, a reszta to są już pojedyncze czasopisma: Dania, Szwajcaria, Szwecja – po 2; Norwegia, Finlandia, Holandia, Włochy i Hiszpania – po 1. Proszę zauważyć, że wśród tych krajów nie ma np. Francji, Austrii, Belgii, Holandii oraz żadnego z krajów Europy Wschodniej. Zestawienie to pokazuje, jak trudno znaleźć się w tym gronie. Ale, jak mawiali Jack Canfield i Mark Hansen, „wytyczenie sobie wielkich celów nie kosztuje ani odrobinę więcej, niż wytyczenie sobie celów małych”.

Jak technicznie podejść do problemu, aby znaleźć się wśród tych liderów?

Nie sposób opowiadać o didaskaliach, są to działania wieloprofilowe, bacznie obserwowane przez konkurencję. Na pewno jednak czasopismo pretendujące do znalezienia się na liście filadelfijskiej musi mieć międzynarodowy skład komietu redakcyjnego, być prowadzone na platformie elektronicznej i mieć dostęp do najlepiej kilku programów antyplagiatowych. Zasadą jest tutaj błyskawiczny przepływ informacji. Posługując się formułą open access, każda praca po kwalifikacji i przyznaniu numeru powinna być w ogólnoświatowym zasobie internetowym. Wersja papierowa czasopisma to bardzo miły, ale jednak przeżytek, multiplikujący koszty wydawania czasopisma. Tu nie chodzi o nakład, ale o błyskawiczną dostępność, co zapewnia obieg elektroniczny. To oczywiście wymaga od nas zmiany sposobu myślenia i działania.

Skąd czerpać wzorce?

No właśnie od tych, którzy już na tej liście filadelfijskiej są. Aby dołączyć do tego elitarnego klubu, należy przyjąć ich rozwiązania. Narzucanie własnych prowadzi do marnotrawstwa ludzkiej energii i kosztów. Możemy się zżymać, że my tutaj piszemy świetne prace, a tam ich się nie zauważa, ale takie są realia. Poza tym za chwilę wchodzi reforma Gowina, która zakłada premiowanie innowacyjności, a to oznacza podniesienie poprzeczki zarówno tym, którzy chcą awansować naukowo, jak i tym, którzy chcą zaistnieć na forum międzynarodowym i sprzedać polską myśl naukową.

To umiędzynarodowienie stało się więc wymogiem chwili. Jako środowisko musimy dokonać wyboru tytułu czasopisma, które będzie promowane. Bardzo ważne jest, aby cytować prace publikowane w takim czasopiśmie i to powinno być priorytetem stomatologicznego środowiska naukowego w naszym kraju. Moim zdaniem o sile naukowej czasopisma w największym stopniu decydują: jakość nadsyłanych prac do redakcji oraz opinie recenzentów, dla których jednym z najważniejszych kryteriów powinna być realna ocena szansy na cytowanie. Wypracowanie takiego postrzegania prac przez całe grono recenzenckie jest naprawdę trudne.