20 kwietnia 2024

Ile medycyny w stomatologii?

Próchnica, nieleczone ubytki, ale przede wszystkim choroby przyzębia wskazują na współzależność z zawałem serca, udarem mózgu, cukrzycą, chorobami jelit, anemią, wcześniactwem, a nawet białaczką. Ile zatem jest medycyny w stomatologii?

Foto: www.flickr.com/photos/miwok
CC0 1.0

Trudno procentowo określić tę zależność. Niekiedy trudno także ocenić wprost, jak głęboko sięga. Coraz częściej podkreśla się, że oddzielenie stomatologii od medycyny było błędem (prof. Titus Schleyer – University of Pittsburgh „The separation of dentistry from medicine is a historical accident”).

O korelacjach schorzeń jamy ustnej z chorobami ogólnoustrojowymi mówi się jednak coraz częściej w kontekście rosnącego znaczenia we wczesnym diagnozowaniu chorób, ich profilaktyce i leczeniu. Prof. Renata Górska, konsultant krajowy w dziedzinie periodontologii, w swoich publikacjach i wystąpieniach zawsze podkreśla, że zapalenie przyzębia należy do jednych z najbardziej rozpowszechnionych schorzeń w społeczeństwie.

Tłumaczy, że stan zapalny tkanek podpierających i utrzymujących ząb: dziąsła, ozębnej, kości wyrostka zębodołowego i cementu korzeniowego, zawsze doprowadza do ich destrukcji, co przekłada się na ogólny stan zdrowia. Wyniki badań epidemiologicznych wskazują, że zarówno w Polsce, jak i w innych krajach blisko 70 proc. populacji cierpi na przynajmniej jedną z postaci chorób przyzębia. Jest to więc problem społeczny.

Za choroby przyzębia odpowiada głównie płytka bakteryjna, która ze względu na różnorodność bakterii (występuje ich 300-400 rodzajów) jest siłą sprawczą stanów zapalnych w jamie ustnej. Za patogenne dla przyzębia uważa się Gram-ujemne bakterie beztlenowe, a wśród nich Porphyromonas gingivalis, Bacteroides forsythus, Treponema denticola, Aggregatibacter actinomycetemcomitans (Aggregatibacter actinomycetemcomitans previously Actinobacillus actinomycetemcomitans).

W zależności od warunków środowiskowych gospodarza, drobnoustroje te bezpośrednio lub pośrednio uruchamiają mechanizm zapalny. Wytwarzają hemotoksyny, enzymy, endotoksyny, produkty przemiany materii i swoiste antygeny wpływające na obronę immunologiczną. Procesy te wprawdzie zachodzą w obrębie jamy ustnej, jednak wytwarzają mediatory aktywujące zapalenie rozsiane w całym organizmie.

Prowadzą one do destrukcji tkanki łącznej i kostnej, mają więc wpływ na choroby naczyń tętniczych, powstawanie niestabilnej blaszki miażdżycowej, co może skutkować zawałem mięśnia sercowego oraz udarem mózgu. Lekarz dentysta, lecząc choroby przyzębia, siłą rzeczy uczestniczy więc w procesie leczenia chorób ogólnych i odwrotnie.

Co w zębach, to w sercu

Prof. Beata Wożakowska-Kapłon, kierownik I Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Świętokrzyskiego Centrum Kardiologii w Kielcach, zaznacza, że wprawdzie choroby przyzębia nie są jeszcze uznanym klasycznym czynnikiem ryzyka schorzeń sercowo-naczyniowych, takim jak palenie papierosów, nadciśnienie tętnicze, cukrzyca czy hipercholesterolemia, ale znajdują się wśród czynników, które są mocno podejrzewane o korelacje z występowaniem zawałów serca czy udarów mózgu.

– Proces zapalny inicjowany przez bakterie umiejscowione w przyzębiu może inicjować również zmiany miażdżycowe w naczyniach wieńcowych czy w tętnicach szyjnych – przekonuje i dodaje, że są już dowody na obecność bakterii wspólnych, które występują przy zapaleniu przyzębia, tzw. periodontitis.

– Gdybyśmy obliczyli powierzchnię tkanki przyzębia objętej zapaleniem, to odpowiada ona wielkością powierzchni dłoni ludzkiej, co unaocznia siłę rażenia tego zapalenia. To tak, jakbyśmy nosili w sobie nieustającą ranę, a tak duża powierzchnia wpływa na rozległość przenikania bakterii i reakcję immunologiczną całego ustroju – tłumaczy.

Z badań prowadzonych pod kierunkiem prof. Wożakowskiej-Kapłon wynika, że tylko 10 proc. pacjentów z zawałem serca miało zdrowe przyzębie. Większość miała w różnym stopniu zaawansowaną chorobę przyzębia, 30 proc. z zawałem serca (badaniu poddano osoby młodsze w grupie do 50. roku życia) miała bezzębie. Jednak nie tylko choroby przyzębia sieją bakteriami. Również próchnica i nieleczone zęby, co sprzyja infekcyjnemu zapaleniu wsierdzia.

– Ta groźna choroba dotyczy osób z wadami serca, pacjentów po operacjach serca, zastawek, ale nie tylko. Czasami atakuje zdrowe serce, co dowodzi, jak bakterie z zaniedbanej jamy ustnej potrafią się przemieścić i zająć błonę wyścielającą jamy serca. Kardiologia i stomatologia są więc ze sobą nierozerwalne, o czym świadczy fakt, że każdy pacjent z problemami sercowo-naczyniowymi rutynowo jest pytany przez kardiologa o stan zdrowia jamy ustnej – opowiada prof. Wożakowska-Kapłon.

Związki zapalenia przyzębia z miażdżycą, udarem, zawałem serca są jednak jeszcze słabo utrwalone w świadomości zarówno przez lekarzy, a jeszcze słabiej wśród pacjentów. Z inicjatywy kardiologów wysyłano ich do poradni stomatologicznej na nieodpłatne konsultacje, ale zainteresowanie było znikome.

Potrzebna współpraca

Nie ulega wątpliwości, że na pacjenta trzeba patrzeć szerzej i włączyć do działania lekarzy specjalistów innych dziedzin. Rolę do spełnienia mają tutaj lekarze opieki podstawowej, którzy powinni przekonywać pacjentów do podjęcia leczenia stomatologicznego.

– W przeszłości internista był specjalistą, który patrzył na chorego holistycznie, postrzegał jego stan zdrowia jako całość. Obecnie to się zmieniło i mamy do czynienia z podziałem medycyny na wąskie specjalizacje, gdzie trzeba ze sobą współpracować, aby osiągnąć cel – tłumaczy prof. Edward Franek, kierujący Kliniką Chorób Wewnętrznych, Endokrynologii i Diabetologii w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie.

Dodaje, że ten kierunek działania należy rozwijać, ale w obecnie funkcjonującym systemie lecznictwa nie jest to łatwe. Internista w poradni przyjmuje codziennie 20-30 pacjentów, jego praca polega bardziej na wypełnianiu dokumentacji niż na leczeniu chorych, nie ma więc czasu, aby każdemu pacjentowi, przy każdej wizycie oglądać jamę ustną. Nawet jeśli znajdzie na to czas, to kończy na zaleceniu, aby pacjent wybrał się do stomatologa, co najczęściej jest przez niego lekceważone.

I podobnie stomatolog, nawet jeśli w jamie ustnej dostrzega zmiany świadczące o chorobie o charakterze ogólnoustrojowym, nie reaguje w sposób, który nakłoniłby pacjenta do pójścia do internisty, kardiologa czy diabetologa. – Moim zdaniem praca lekarza w przyszłości będzie musiała ulec przeorganizowaniu, aby lekarz miał więcej czasu dla pacjenta i na konsultacje z innymi specjalistami. Mam na myśli zarówno stomatologa, jak i lekarzy innych specjalności – mówi prof. Franek. Jako przykład profesor przytacza cukrzycę.

– Zależność cukrzycy i chorób przyzębia jest dwukierunkowa. Można ją porównać do wzajemnie nakręcającej się spirali zależności. Cukrzyca powoduje wzmożoną skłonność do infekcji, jest więc czynnikiem ryzyka występowania również stanów zapalnych przyzębia. Jeśli u pacjenta występuje stan zapalny przyzębia, to pogarsza się u niego wyrównanie cukrzycy, to z kolei obniża odporność i zwiększa podatność na stany zapalne. Tę spiralę u chorego na cukrzycę należy „przecinać” w obu miejscach i powinien to robić zarówno stomatolog, jak i diabetolog, współpracując ze sobą – zaznacza profesor.

Czas odgrywa więc kluczową rolę w rozwijaniu i zacieśnianiu współpracy między stomatologami a lekarzami innych specjalności. Na tle krajów Unii Europejskiej Polska odbiega in minus, jeśli chodzi o liczbę lekarzy. Czy to ma wpływ na to, ile medycyny jest w stomatologii? – Trudno ocenić, gdyby jednak zastanowić się, ile powinno być stomatologii w medycynie, uważam, że każdy pacjent, który znajdzie się w gabinecie lekarskim, powinien mieć obejrzaną jamę ustną – konkluduje prof. Edward Franek.

W Naczelnej Izbie Lekarskiej już wielokrotnie organizowano w minionych latach konferencje, które były płaszczyzną do komunikacji pomiędzy specjalistami różnych dziedzin, stomatologów i diabetologów, kardiologów, laryngologów, a nasi rozmówcy, cytowani w tekście aktywnie w nich uczestniczyli. Obecność mediów i ich relacje z debat izbowych służą właśnie poprawie świadomości zarówno lekarzy, jak i pacjentów.

Lucyna Krysiak

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 2/2016