19 kwietnia 2024

Zepchnąć próchnicę na margines

Z prof. Marią Borysewicz-Lewicką, kierownikiem Katedry i Kliniki Stomatologii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, rozmawia Lucyna Krysiak.

prof. Maria Borysewicz-Lewicka, kierownik Katedry i Kliniki Stomatologii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu

Foto: Marta Jakubiak

O próchnicy u dzieci nieustannie mówi się, pisze, wdraża coraz to nowsze programy prewencyjne, a wciąż mamy z nią problem. Dlaczego?

Próchnica zębów to choroba, z którą ludzkość zmaga się od zarania dziejów. Nasze działania całkowicie jej nie wyeliminują, są obliczone na ograniczenie zagrożenia do minimum, a doświadczenia w walce z tą chorobą utwierdzają nas tylko w przekonaniu, że im bardziej jesteśmy cywilizowani, tym trudniej się z nią uporać.

Szczotka do zębów i pasta, choć są niezbędne, okazują się być niewystarczającym orężem. Problem próchnicy staje się coraz bardziej złożony i w dużym, a może w największym stopniu uzależniony od trybu życia, jaki prowadzimy. Mam na myśli nasze upodobania żywieniowe, które są bardzo próchnicogenne. W przeszłości takim zagrożeniem stała się biała mąka i cukier.

Był taki czas, że dostrzegając to zagrożenie, rezygnowało się ze słodzenia kawy czy herbaty. Obecnie wszystko, co kupujemy, jest dosładzane, można więc powiedzieć, że cukier jest wszędzie, nie tylko w słodyczach – w napojach, chlebie, jogurtach, keczupie, wędlinach. Nie wystarczy więc dbać o higienę jamy ustnej, choć to podstawa, ale zmienić nawyki żywieniowe.

To zalecenie dotyczy większości chorób cywilizacyjnych i staje się pustym sloganem. Co robić, aby tak nie było?

Postawić na edukację, którą należy zacząć już od dzieci w wieku przedszkolnym. Jednak efekty tej edukacji nie są widoczne od razu, trzeba na nie czekać wiele lat. Jeśli jednak codziennie kładzie się do głowy dzieciom, jak uniknąć próchnicy, z czasem ta wiedza się utrwala i diametralnie zmienia podejście do spraw związanych ze zdrowym żywieniem.

Dzieci dorastają i wpajają ją swoim dzieciom, a one swoim. Edukacja nie jest więc jednorazowym działaniem, ale procesem. Nie można zakazać dzieciom jedzenia słodyczy, bo skutek będzie odwrotny, ale nauczyć je, w jakim momencie i w jakich ilościach można je spożywać.

Co w związku z próchnicą powinniśmy wiedzieć o zdrowym żywieniu?

To, że należy robić przerwy między posiłkami. Podjadanie to główny czynnik stwarzający warunki do rozwoju bakterii sprzyjających powstawaniu choroby próchniczej zębów. Ślina tworzy naturalny obronny system organizmu przed mnożeniem się bakterii w jamie ustnej. Chroni tym samym szkliwo zębów przed drobnoustrojami.

Jedno grono, ciasteczko, pół szklanki soku, a nawet to zdrowe jabłuszko zjedzone pomiędzy jednym głównym posiłkiem a drugim, już stwarza warunki dla rozwoju bakterii. One są wykryte, nazwane, opisane, wiemy więc, z czym mamy do czynienia. Niestety, nie zawsze uwzględniają to dietetycy ustalający rożne diety redukujące masę ciała, diety cukrzycowe, obniżające poziom cholesterolu i inne.

Uważam, że każda z tych diet powinna być komponowana z uwzględnieniem ochrony zębów. Próchnica to problem populacyjny, społeczny, którego nie da się całkowicie wyeliminować, ale można zminimalizować zagrożenie i zepchnąć chorobę na margines. Pora więc, aby potraktować ją w szerszym kontekście. Dotąd jednak nie potrafiliśmy z dietetykami stworzyć wspólnego frontu.

A co wniósł największy 4-letni ogólnopolski program profilaktyczno-edukacyjny „Dzieciństwo bez próchnicy”?

Program zakończył się w 2016 r. Objęto nim 360 tys. dzieci w wieku przedszkolnym, ale tak naprawdę ich opiekunów, a więc rodziców, dziadków, wychowawców w przedszkolach, ponieważ dzieci same o sobie nie stanowią. To od tych, którzy je wychowują, zależy, jak nasze działania edukacyjne zostaną przyswojone przez dzieci, prozdrowotne zachowania staną się ich nawykiem, codziennością, choćby zasada, że zęby myje się dwa razy dziennie.

Wieczorne szczotkowanie powinno odbywać się po ostatnim posiłku, a później jest embargo na jakiekolwiek jedzenie i picie oprócz wody. Edukacja wymaga więc zaangażowania całego środowiska. Najważniejsze w tym programie było to, że rodzice z wielką determinacją realizowali jego założenia.

Mamy dowody na to, że materiały opracowane na potrzeby programu dzieci przynosiły z przedszkola do domu i same stawały się przewodnikami w propagowaniu założeń programowych. To, czego się nauczyły, przekazywały rodzeństwu i innym członkom rodziny. Inspirowali rodziców do zadawania pytań ekspertom za pośrednictwem internetu i temat stał się ważny.

Gdzie w tych programach edukacyjnych jest miejsce dla stomatologów?

Stomatologia dziecięca to dziedzina, która kontroluje prawidłowy rozwój układu szczękowo-zębowego oraz wykrywa i ocenia wszelkie patologie występujące w jamie ustnej, w tym chorobę próchnicową. Stomatolog dziecięcy jest więc jak pediatra. Cały czas powinien sprawować pieczę nad rozwojem dziecka, już od momentu pierwszego ząbkowania, a także korygować nawyki wpływające na powstawanie wad zgryzu i zachowania przyczyniające się do rozwoju choroby próchnicowej.

Te działania profilaktyczne są zresztą uwzględnione w koszyku świadczeń stomatologii dziecięcej. Instruktaż higieny jamy ustnej jest finansowany przez NFZ. Ale znów – sam stomatolog niewiele zdziała, jeśli rodzice nie zaprowadzą dziecka do jego gabinetu, jeśli nie współpracują.

W tych projektach mamy do czynienia z edukacją pośrednią i bezpośrednią. Która z nich jest bardziej skuteczna?

Zawsze najbardziej skuteczna jest edukacja bezpośrednia, czyli spotkanie twarzą w twarz. Ale nie jest możliwe, aby z taką formą edukacji dotrzeć do wszystkich dzieci w Polsce, szczególnie tych małych. Nie wszystkie dzieci chodzą do przedszkoli, a do żłobków jeszcze mniej.

Można dotrzeć do nich przez rodziców, pod warunkiem, że się zgłoszą do lekarza dentysty, lub przez media, ale jest to już forma edukacji pośredniej. Edukujemy też nauczycieli, wychowawców, mając nadzieję, że tę wiedzę przekażą dalej. Do tej grupy należą też położne ze szkoły rodzenia, pielęgniarki, higienistki.

Czy można powiedzieć, że wraz z zakończeniem projektu „Dzieciństwo bez próchnicy” walka z tą chorobą wkroczyła w nowy etap?

Z pewnością tak, wnioski wypływające z podsumowania tego programu posłużą do tworzenia nowych, jeszcze bardziej precyzyjnych, skutecznych projektów. Można przyjąć, że ten program zaledwie dotknął problemu, ponieważ był skierowany do 360 tys. dzieci, a więc wycinka populacji. Jednak udowodnił, że tego rodzaju edukacja ma sens, przedstawia problem przyczynowo-skutkowo, ze wskazaniem podziału ról dla każdego uczestnika programu.

Zaowocował też wydaniem „Podręcznika dobrych praktyk”, książeczki zaadresowanej do tych, którzy chcą tworzyć nowe programy edukacyjne zwalczające chorobę próchnicową. Książeczka ta może stać się inspiracją dla administracji państwowej, samorządów, stowarzyszeń, które mają środki, by działać na rzecz większej populacji.

Program „Dzieciństwo bez próchnicy” był realizowany w ramach współpracy polsko-szwajcarskiej. O jego sukcesie świadczy fakt, że Szwajcarzy zaproponowali dodatkowo sfinansowanie realizacji podprogramu opieki stomatologicznej dla dzieci niepełnosprawnych i przewlekle chorych. Jako realizatorzy tego projektu, którym był Uniwersytet Medyczny w Poznaniu, na jego podstawie opracowaliśmy zasady postępowania w tej grupie pacjentów.

Czy można zaryzykować twierdzenie, że dzięki programom edukacyjnym wzrosła świadomość Polaków na temat zagrożeń związanych z próchnicą?

Na pewno tak, szczególnie rodziców, których postawa, zaangażowanie w problem to klucze do sukcesu. Nie ma w Polsce takich służb, które zdjęłyby z barków stomatologów i rodziców ciężar odpowiedzialności za chorobę próchnicową. Pozostaje więc ten problem rozwiązywać we własnym zakresie.