23 kwietnia 2024

W sprawie suplementów diety

Krytyczny raport Najwyższej Izby Kontroli w sprawie suplementów diety sprowokował burzliwą dyskusję na temat przydatności terapeutycznej tego rodzaju produktów, a także mechanizmów kontroli ich jakości.

Foto: pixabay.com

NIK wskazał na często występującą niezgodność w składzie deklarowanym na opakowaniu, a rzeczywistą zawartością suplementów diety, na zanieczyszczenia, a nawet obecność w nich szkodliwych i niedozwolonych substancji, np. chorobotwórczych bakterii, stymulantów o działaniu zbliżonym do narkotyków czy zakazanych związków psychoaktywnych.

Wytknął też brak właściwej kontroli jakości i bezpieczeństwa w dopuszczaniu do obrotu suplementów diety, zwrócił uwagę na przestarzałe regulacje prawne i niską świadomość konsumentów, którzy kierując się agresywną reklamą, kupują je, co chętnie wykorzystują producenci. Na tej podstawie NIK wnioskuje o zmianę obowiązujących przepisów, które pozwolą zwiększyć kontrolę nad tymi produktami.

Legislacja czy samoregulacja

Rynek suplementów diety w Polsce jest ogromny i wciąż się rozszerza, ponieważ popyt na tego rodzaju produkty z roku na rok rośnie. Wartość tego rynku osiągnęła 3,5 mld zł. Z najnowszego raportu Instytutu Ochrony Zdrowia – „Suplementy diety. Pacjent, rynek, trendy, regulacje”, który został przedstawiony na konferencji odbywającej się 30 sierpnia tego roku w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego w Warszawie, wynika, że suplementy zażywa blisko 72 proc. Polaków. Wielu nieświadomie, myśląc, że mają do czynienia z lekami, przypisując im właściwości lecznicze.

Wielu uważa, sugerując się reklamami i przekonaniem, że suplementy są bezpieczne, bo trudno je przedawkować, iż można je bezkarnie przyjmować bez konsultacji z lekarzem. Jak podkreślił w czasie konferencji Witold Laskowski z Instytutu Ochrony Zdrowia, rynek suplementów diety to jedna z najdynamiczniej rozwijających się gałęzi w Polsce. W 2016 r. sprzedano 16 mln opakowań tych produktów za 3,5 mld zł. Prognozuje się, że w tym roku wartość sprzedaży osiągnie 4 mld zł, a za 3 lata – 5 mld zł. Jak ten boom ma się do krytycznych opinii NIK?

Czy tak dobrze prosperującemu rynkowi suplementów diety potrzebne są nowe rozwiązania legislacyjne, czy wystarczy samoregulacja, aby wyeliminować zagrożenia wskazane przez NIK? Wprawdzie uczestnicy konferencji nie byli w stanie rozstrzygnąć tych kwestii, ale zgodnie stwierdzili, że konieczne jest stworzenie mechanizmów potwierdzania jakości suplementów diety, które pozwoliłyby rozróżnić produkty rzetelnie przebadane, których skład jest zgodny z informacją na opakowaniu i ulotce, od tych, które mijają się z prawdą. Ich zdaniem skład suplementu diety powinien być potwierdzony nie tylko przez producenta, ale ekspertów w tej dziedzinie.

– Większość substancji zawartych w suplementach diety działa na zasadzie placebo, mimo to jest na nie ogromny popyt, problem jest więc złożony, ponieważ wymaga nie tylko regulacji prawnych, ale też działań podnoszących świadomość społeczeństwa – mówił prof. Mirosław Wysocki, dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-Państwowego Zakładu Higieny, i dodał, że sprawa jest otwarta, a wnioski wynikające z dyskusji na konferencji (kolejna poświęcona suplementom diety odbędzie się w październiku) posłużą do opracowania strategii rozwiązania tego problemu.

Co na to resort zdrowia

Ministerstwo Zdrowia, odnosząc się do raportu NIK, informuje, że zarówno w polskim, jak i w unijnym systemie prawnym nie funkcjonuje określenie „dopuszczania do obrotu suplementów diety”. W Polsce obowiązuje proces notyfikacji suplementów diety wprowadzanych do obrotu na terytorium kraju.

– Wyjaśnialiśmy to wielokrotnie NIK podczas trwającej kilka miesięcy kontroli, jednak uwagi te nie zostały uwzględnione. Suplement diety to środek spożywczy, a nie produkt leczniczy, dlatego nie podlega dopuszczeniu, rejestracji i obligatoryjnym badaniom przed dopuszczeniem, jak to ma miejsce w przypadku produktów leczniczych – tłumaczy Milena Kruszewska, rzecznik prasowy Ministra Zdrowia, i dodaje, że odnosząc się do zarzutu NIK o braku prowadzenia badań suplementów diety, resort zdrowia wskazuje, iż produkty zgłaszane do Głównego Inspektoratu Sanitarnego są sprawdzane pod kątem zawartości substancji niebezpiecznych, stanowiących zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka.

W przypadku ich wykrycia są podejmowane działania, które mają na celu wyeliminowanie danego środka z obrotu, jeśli został on wprowadzony. Jednym słowem to przedsiębiorca ponosi pełną odpowiedzialność za produkt, który pozostaje pod jego nadzorem. W świetle przepisów prawa firma, która wprowadza na rynek określony suplement diety, zapewnia jego zgodność z wymogami prawa żywnościowego i kontrolowanie przestrzegania tych wymogów. Kompetentne urzędy natomiast wprowadzają w życie prawo żywnościowe oraz monitorują i kontrolują przestrzeganie przez te firmy odpowiednich wymogów prawa żywnościowego na wszystkich etapach produkcji, przetwarzania i dystrybucji.

Dostrzegając jednak problem, MZ w ramach realizacji rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 4 sierpnia 2016 r. w sprawie Narodowego Programu Zdrowia na lata 2016-2020 planuje działania informacyjne i edukacyjne dotyczące suplementów diety oraz badanie preferencji konsumentów dotyczących wyboru produktów spożywczych (w tym suplementów diety) w zakresie realizacji zadań zdrowego żywienia. Widzi też konieczność doprecyzowania kwestii dotyczących nadzoru nad rynkiem suplementów diety, dlatego uchwałą nr 4/2017 Rady do spraw Zdrowia Publicznego z 24 stycznia 2017 r. powołał zespół roboczy do spraw suplementów diety, który ma zapewnić wsparcie merytoryczne i wypracowanie skuteczniejszych przepisów prawa regulujących rynek suplementów diety w Polsce.

Karać producenta?

Zgodnie z obowiązującym prawem, aby wprowadzić suplement diety na polski rynek, wystarczy zgłosić go do Głównego Inspektora Sanitarnego. Obecnie jego producent nie ma obowiązku przedstawiania żadnych badań. Jednym z postulatów w toczącej się dyskusji nad zmianami jest wprowadzenie – na wzór procedury obowiązującej w przypadku produktów leczniczych – wymogu przeprowadzania badania przez GIS każdego suplementu przed dopuszczeniem go na rynek.

Takich badań się nie prowadzi, zakładając, że w świetle obowiązujących przepisów to producent jest w pełni odpowiedzialny za swoje wyroby i w razie nieprzestrzegania określonych standardów dotyczących ich produkcji i wprowadzenia na rynek, jeśli stanowią zagrożenie dla zdrowia i życia, powinien ponieść karę. Tylko jaką? To niej jest określone w żadnych przepisach. – Nie jestem zwolennikiem karania, ale zapobiegania i w tym wypadku byłbym skłonny wprowadzić wysokie opłaty przy rejestracji suplementu diety w Głównym Inspektoracie Sanitarnym, która obecnie jest symboliczna – przekonuje prof. Wysocki.

Uważa, że nie ma takiej możliwości, aby wszystkie rejestrowane substancje mogły być przebadane przez GIS, jednak powinny być wprowadzone na stałe wyrywkowe kontrole suplementów diety. Takie próby już podejmuje Narodowy Instytut Leków, a w przyszłości będzie się tym zajmować również NIZP-PZH. Kontrowersje wzbudza też wprowadzająca w błąd kwalifikacja suplementów diety, które są rejestrowane jako produkty spożywcze, a są sprzedawane w aptekach, co sugerowałoby, że mają coś wspólnego z lekami. To skutek reklamy, która sugeruje odbiorcom, że skoro suplement diety można kupić w aptece, to działa jak lek.

Mylące są także postacie suplementów diety, które tak jak leki występują w postaci tabletek, kapsułek, saszetek. Prof. Wysocki zaproponował więc powołanie Rady składającej się z lekarzy i farmaceutów, która oceniałaby projekty reklam, aby te najbardziej agresywne, nakłaniające do zażywania suplementów nie trafiały do mediów. – Problem jest złożony, wymaga działań na wielu frontach, jednak dobrze, że został nagłośniony – podsumowuje prof. Wysocki.

Lucyna Krysiak