29 marca 2024

Dr Krzysztof Madej: Musimy być bardziej roszczeniowi

„Zrozumiałem, czym spowodowana jest frustracja młodych lekarzy i ich chęć zaangażowania się w samorząd”. Z Krzysztofem Madejem, wiceprezesem Naczelnej Rady Lekarskiej, rozmawiają Ryszard Golański i Marta Jakubiak.

Foto: Marta Jakubiak

Dlaczego zdecydował się pan objąć funkcję wiceprezesa NRL?

Wraz z końcem VII kadencji kończyło się to, co przez lata było spetryfikowane. Pojawiła się więc możliwość, by coś zmienić i zbudować od nowa. Postanowiłem z niej skorzystać. Doceniłem również aktywność młodzieży lekarskiej i zrozumiałem, czym spowodowana jest frustracja młodych lekarzy i ich chęć zaangażowania się w samorząd. Zdałem sobie sprawę, że podzielam ich frustrację. Między innymi dlatego postanowiłem po latach ponownie skierować swoje kroki w stronę samorządu.

Czym będzie zajmował się pan w najbliższej kadencji?

To wciąż jeszcze pytanie otwarte. Przypisywanie zadań i formułowanie celów na VIII kadencję wciąż trwa. Już teraz mogę jednak wskazać obszar, w którym jest wiele do zrobienia. Po trzydziestu latach nowej Polski, w jej nowym kształcie ustrojowym przesądzono różne rzeczy, zaprojektowano je i zrealizowano z lepszym lub gorszym skutkiem, jak np. zręby życia gospodarczego czy prawa finansowego, wiele obszarów życia społecznego, administracyjnego i politycznego, ale jednego z tematów nie rozpracowano w stopniu społecznie zadowalającym – nie zrobiono tego w takim inżynierskim znaczeniu projektowym.

Żeby zbudować samolot, który kiedyś wzbije się w powietrze i bezpiecznie wyląduje, najpierw trzeba mieć doskonale przygotowany projekt. Polski system ochrony zdrowia nie jest i nigdy nie był zbudowany według określonego modelu organizacyjnego i finansowego. Wciąż nie znamy odpowiedzi na fundamentalne pytanie, kto jest odpowiedzialny za kształtowanie polityki zdrowotnej w naszym kraju. Chciałbym swoje doświadczenia życiowe, jako działacza samorządowego i jako lekarza praktyka, wykorzystać w dyskusji programowej dotyczącej tego właśnie tematu.

Jak zrobić to, czego innym nie udało się dokonać przez lata?

Samorząd lekarski był, a w ostatnim czasie był nawet bardzo, reaktywny. Trzeba to zmienić. Otrzymywał do opiniowania różne projekty mniej lub bardziej zrozumiałych przepisów wykonawczych, które dotyczyły wycinkowych i hermetycznych dziedzin medycyny. Wspólnie z prawnikami pochylał się nad nimi, analizował je i recenzował. Ale nic z tego nie wynikało, bo nie było odpowiedzi na fundamentalne pytanie: jak ma wyglądać równowaga finansowa w wykorzystywaniu nakładów, którymi dysponujemy, i jak ma przebiegać próba budowania ładu społecznego w zapewnieniu dostępu do świadczeń zdrowotnych.

Na pytanie, co zrobić, żeby zażegnać nieustający kryzys w ochronie zdrowia, wciąż dostawaliśmy odpowiedź, że pieniędzy jest tyle, ile jest i możemy dzielić tylko tyle, ile mamy. Niby logiczne, ale jednak mało mądre. Ponieważ państwo polskie i klasa polityczna nie dały do tej pory odpowiedzi na pytanie, jaki jest model systemu ochrony zdrowia w Polsce, skazani zostaliśmy na programy polityczne poszczególnych partii. Jedna formacja wprowadziła kasy chorych, inna je zlikwidowała i wprowadziła NFZ.

Obecna koalicja zapowiadała przed wyborami likwidację NFZ-u, a na Forum Ekonomicznym w Krynicy politycy gratulowali sobie, że tak jak jest, jest dobrze. Zakładano, że finansowanie realizacji świadczeń zdrowotnych na podstawie negocjowanych umów cywilnoprawnych zoptymalizuje wykorzystanie niewystarczających środków. Nie udało się. Ostatecznie w wielu miejscach  kontrakty zamieniono na ryczałty. Historia zatoczyła koło. Fantazjowano, że komercjalizacja lub prywatyzacja w ochronie zdrowia będzie ozdrowieńcza, nie bardzo są na to dowody. Itd., itd., długo mógłbym wymieniać. Zataczamy się od płotu do płotu. Tak być nie powinno. Jak wprowadzano kasy chorych, jeden z moich ówczesnych uczonych mentorów powiedział: „Nie wyjdzie im ta reforma ochrony zdrowia, nie wyjdzie!”. Dlaczego? – pytam. „Bo chcą urynkowić świadczenia zdrowotne, a nie chcą urynkowić pracy ludzkiej”. Czy on czasami nie miał racji?

Co w związku z tym?

Skoro nie ma modelu ustrojowego, skoro politycy i urzędnicy przywoływani ad hoc do systemu ochrony zdrowia nie są w stanie zagwarantować ładu w ochronie zdrowia, chciałbym spróbować znaleźć w środowisku lekarskim taką grupę osób, która byłaby zdolna do pracy programotwórczej. To nie jest oczywiście główne zadanie samorządu, ale jestem gotów wziąć udział w takiej pracy.

Jakie są zatem zadania samorządu?

Zostały wskazane w ustawie, jak np. sprawowanie pieczy nad wykonywaniem zawodu lekarza i lekarza dentysty. I jest ich tak wiele, że potrzeba istnienia naszej korporacji zawodowej jest bezdyskusyjna. Nie będę ich wszystkich przytaczał. Ja myślę o przyjęciu przez samorząd pewnej postawy – musi przestać być reaktywny i stać się bardziej roszczeniowy. Ale to roszczenie będzie miało sens tylko wówczas, kiedy przyjmie postać krytyki konstruktywnej. Wierzę, że znajdzie się w samorządzie grupa entuzjastów, którzy są na tyle zdyscyplinowani intelektualnie i pokorni wobec własnej niewiedzy, że zaproponują mądre rozwiązania, ku rozwadze decydentów.

Czym zajmuje się pan już teraz jako wiceprezes NRL?

Jednym z zadań, które mi powierzono, jest kreowanie polityki medialnej. Samorząd robi bardzo dużo, a środowisko lekarskie o jego działaniach nic nie wie albo wie niewiele. Stworzenie bardziej doskonałych form przekazu informacji jest więc niezwykle ważną rzeczą. Obecnie recepcja wysiłków samorządu wśród lekarzy jest zła. Musimy to zmienić.