28 marca 2024

Granat w chlebaku. Kontrowersje wokół e-recept

W środowisku lekarskim coraz częściej słychać opinie, że obligatoryjne wprowadzenie e-recept od 1 stycznia 2020 r. to będzie wielki problem zarówno dla lekarzy, jak i pacjentów.

Foto: pixabay.com

Ponad 0,5 mln – tyle recept w formie elektronicznej wystawiono od połowy ubiegłego roku do końca marca br. w niemal 200 miastach. W kwietniu pierwsze e-recepty wystawiło 150 podmiotów leczniczych. Liderem miesiąca jest woj. lubelskie.

Personel medyczny w całym kraju wystawiał średnio 16 tys. e-recept dziennie (w dni robocze). Czy to dużo, czy mało, każdy może ocenić sam, zważywszy na to, że rocznie polscy lekarze wystawiają ok. 250 mln recept. Patrząc na dane statystyczne, można pomyśleć, że proces cyfryzacji postępuje, bo coraz więcej gabinetów przyłącza się do fali elektronicznych rozwiązań.

Ta ostatnia wzbiera, a coraz więcej lekarzy boi się, że już za kilka miesięcy niektórych zatopi. Zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami, od nowego roku wszyscy lekarze będą musieli wystawiać recepty wyłącznie w e-formie. – Jeśli ten pomysł faktycznie wejdzie w życie od stycznia przyszłego roku, to wielu pacjentów nie wykupi swoich leków, a złość skupi się na nas – mówi członek NRL Dariusz Hankiewicz.

Jak działa e-recepta?

Niektórzy lekarze od dawna wystawiają recepty, korzystając z komputera i drukarki, ale – co warto podkreślić – to nie są e-recepty. Elektroniczna recepta jest przekazywana pacjentowi za pośrednictwem e-maila, SMS-a albo w formie papierowego wydruku informacyjnego. Oznacza to, że nawet po wprowadzeniu nowego sposobu ordynowania leków papier nie zniknie. Kluczowe znaczenie ma kod kreskowy podany w e-mailu, SMS-ie lub na papierowym wydruku, to on zostanie sczytany przez farmaceutę.

Aby przy wdrożeniu obowiązku wystawiania e-recept na terenie całego kraju uniknąć przykrych niespodzianek, rok temu ruszył pilotaż w wybranych placówkach w Skierniewicach (woj. łódzkie) oraz Siedlcach i pow. siedleckim (woj. mazowieckie). – To nie był pilotaż, tylko kapotaż – komentuje prezes ORL w Łodzi Paweł Czekalski, nawiązując w tej grze słów do wypadku lotniczego polegającego na przewróceniu się samolotu kołami do góry. Ironizuje, bo tylko nieliczne e-recepty zrealizowano bez pośrednictwa papieru.

IKP albo papier

Wprawdzie chcąc otrzymać e-receptę, nie trzeba posiadać Indywidualnego Konta Pacjenta, ale żeby całkiem zrezygnować z papieru, trzeba się o nie postarać. Aby uzyskać do niego dostęp, należy bezpłatnie założyć Profil Zaufany (podpis elektroniczny do podpisywania podań i wniosków składanych do podmiotów publicznych), a następnie zalogować się za jego pomocą do IKP. Niby proste, ale czy dla wszystkich? – Nie każdy pacjent jest w stanie założyć IKP. Wątpię, że zrobią to osoby starsze, a przede wszystkim im wystawiamy recepty – mówi Paweł Czekalski, dodając, że wielu pacjentów nie ma nawet komputera i telefonu komórkowego.

– Dla niektórych słowo „komórka” kojarzy się z miejscem, gdzie trzyma się węgiel – dodaje. Ci, którzy szczęśliwie założą Profil Zaufany, muszą ponadto pamiętać o jego trzyletniej ważności (potem można przedłużać ważność o kolejne trzy lata). Co zatem z osobami wykluczonymi cyfrowo lub tymi, którzy nie chcą korzystać z e-usług? – Mamy dwa rozwiązania: te osoby mogą udzielić pełnomocnictw do swojego IKP zaufanej, bliskiej osobie lub nie korzystać z IKP i prosić o wydruk informacyjny – wyjaśnia rzecznik prasowy ministra zdrowia Sylwia Wądrzyk.

W środowisku lekarskim pojawiły się niedawno głosy, jakoby przychodnie rodzinne mogłyby zostać przymuszone do zakładania IKP swoim pacjentom. Zapytałem o to w resorcie zdrowia, ale zaprzeczono. Obawy nie wzięły się znikąd, bo nie tak dawno jeden z wiceministrów sondował możliwość zakładania takich kont w przychodniach, co potwierdził w rozmowie ze mną prezes Porozumienia Zielonogórskiego Jacek Krajewski.

– Niestety sprawdzają się zapowiedzi o zaangażowaniu poradni lekarskich w proces wdrażania reformy. Ma to się stać naszymi rękami – mówi wiceprezes NRL Andrzej Cisło, dodając, że Ministerstwo Zdrowia przedstawiło właśnie do konsultacji projekt ustawy, zgodnie z którym poradnie mające zawarty kontrakt z NFZ mają być punktami poświadczającymi Profil Zaufany. Zdaniem wiceprezesa NRL to niewykonalne. – Może chlebak czasami służy do noszenia granatów, ale działalność lecznicza ponad wszelką wątpliwość koncentruje się na zapobieganiu chorobom, ich diagnozowaniu i leczeniu, a nie wypełnianiu zadań czysto administracyjnych – podkreśla Andrzej Cisło.

Diabeł tkwi w szczegółach

Samorząd lekarski stara się trzymać rękę na pulsie, czego echa odnajdujemy m.in. w stanowiskach Prezydium NRL z ostatnich miesięcy oraz wielu spotkaniach z urzędnikami. Zdaniem wiceprezesa NRL Andrzeja Cisło, kontrowersje wzbudza m.in. sprawa częściowej realizacji e-recept. – Apelowaliśmy o Ministerstwa Zdrowia o umożliwienie częściowej realizacji e-recept w różnych aptekach, aby pacjenci nie wymuszali odrębnego wydruku na każdy lek – mówi wiceprezes NRL.

Z informacji, jakie otrzymałem z resortu, wynika, że wprowadzenie zasady „jeden produkt leczniczy = jedna e-recepta” to zgoda na realizację recept w różnych aptekach. Jeśli lekarz przepisze pacjentowi w ramach jednego pakietu trzy leki, to pacjent może wykupić każdy lek w trzech różnych placówkach. – W przypadku recept papierowych w takich sytuacjach pacjent otrzymał odpis na te leki, które nie zostały jeszcze wykupione i musiał wrócić do tej samej apteki, aby je zrealizować, ale tracił refundację, jeśli lek na recepcie był przepisany ze zniżką. Przy e-recepcie nie ma odpisów, każdy lek może być kupiony w innej aptece przy zachowaniu refundacji – zapewnia rzecznik ministra zdrowia.

Zdaniem Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia skoro na jednej e-recepcie będzie jeden lek, a w pakiecie e-recept takich pojedynczych ordynacji może być pięć, to nie przysporzy to lekarzom problemu. – Czasami leków wypisuje się więcej – oponuje Andrzej Cisło. Jest jeszcze wiele niewiadomych, także w kwestii ustalania poziomu refundacji, ale kluczowa wydaje się sprawność programów gabinetowych. – Na poprawne ich przygotowanie producenci potrzebują czasu, a może przede wszystkim stabilnych założeń, ale stabilność nie jest mocną stroną tej reformy – ubolewa Andrzej Cisło. Pozostało tylko kilka miesięcy.

Mariusz Tomczak