29 marca 2024

Depresja: zwolnienie średnio na ponad 50 dni

W Polsce z powodu zachorowań na depresję budżet państwa wydaje każdego roku nawet 3,5 mld zł. Najmniej przeznacza się na leczenie, największe koszty generuje utrata wydajności pracy i produktywności przez osoby dotknięte tą chorobą – wynika z najnowszego raportu Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie.

Foto: Lidia Sulikowska

W raporcie sporządzonym przez IZWOZ czytamy, że w związku z depresją Narodowy Fundusz Zdrowia rocznie wydaje blisko 170 mln zł, natomiast Zakład Ubezpieczeń Społecznych – 762 mln zł (to koszty związane ze zwolnieniami lekarskimi oraz przechodzeniem na rentę osób, które są w wieku produkcyjnym). Do tego jednak dochodzą koszty społeczne, które dominują w całkowitych wydatkach związanych z tą chorobą.

Jak dzielić, by zmniejszyć straty

Okazuje się, że rocznie z powodu depresji tracimy w Polsce prawie 25 000 lat produktywności. Tylko w 2013 roku zarejestrowano blisko 3 760 000 dni absencji chorobowej z powodu epizodu depresyjnego oraz ponad 1 620 000 dni – z powodu zaburzeń depresyjnych nawracających (w większości przypadków dotyczyło to osób w wieku 30-59 lat).

Mniejsza wydajność pracy

Średnio zwolnienie lekarskie dla chorego wystawiano na ponad 50 dni. Dodatkowo wyliczono, ze wydajność pracy u osób z depresją jest przeciętnie o 5,6 godzin tygodniowo niższa w porównaniu do osób bez depresji. W zależności od przyjętego podejścia do wartości kapitału ludzkiego oznacza to od 1 mld do nawet 2,6 mld zł strat.

Gdzie tkwi błąd?

Autorzy raportu podkreślają, że tak wysokie koszty społeczne to jeden z podstawowych argumentów do poszukiwania rozwiązań systemowych, które poprawią sytuację pacjentów i zrównoważą wydatki związane z depresją. Sugerują więc, że depresja powinna być traktowana jako jednostka priorytetowa w obszarze chorób psychiatrycznych.

Znieść limity, utworzyć rejestr

Wskazują, że zasadne byłoby utworzenie rejestru chorych, co pokazałoby, gdzie jest największe zagrożenie wystąpienia depresji, co pozwoliłoby na odpowiednie dopasowanie oferty opieki zdrowotnej do aktualnych potrzeb. Mówi się też o potrzebie zniesienia limitów w tej jednostce chorobowej i opracowaniu kompleksowego programu prewencji przedrentowej dla pacjentów dla pacjentów, u których zdiagnozowano depresję.

Kilka miesięcy

Należy też stworzyć optymalny model terapii, dzięki któremu chorzy będą mogli szybko trafić do specjalisty i otrzymać odpowiednie leczenie, co umożliwi im szybszy powrót do pełnej aktywności zawodowej. Tymczasem obecnie termin oczekiwania do psychiatry trwa nawet kilka miesięcy, a pacjent nie zawsze otrzymuje właściwą pomoc.

Nacisk na farmakologię

– Leczenie depresji w naszym kraju szwankuje. Przede wszystkim stawia się na farmakologię, i to czasem stosowaną niewłaściwie, pomijając bardzo ważny aspekt psychoterapii. Depresję leczą lekarze innych specjalności niż psychiatria, którzy są do tego nieprzygotowani – uważa dr n. med. Krzysztof Tronczyński, ekspert w dziedzinie psychiatrii, certyfikowany superwizor i psychoterapeuta S.N.P.P.T.P.

Problem narasta

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia na depresję choruje ponad 350 mln ludzi na całym świecie, w Polsce – około 1,5 miliona ludzi. Częściej na tę chorobę zapadają kobiety niż mężczyźni, przeważnie pojawia się ona u osób w przedziale wiekowym 20-40 lat. Charakteryzuje się między innymi obniżeniem nastroju, obniżeniem napędu psychoruchowego, anhedonią, zaburzeniem rytmów okołodobowych i lękiem.

ls