1/3 lekarzy może odejść ze krakowskiego szpitala
To bunt przeciw niewłaściwej organizacji ochrony zdrowia w Polsce – mówi Łukasz Klasa, lekarz specjalista neurochirurg z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu, w rozmowie z Mariuszem Tomczakiem.
Dlaczego setka lekarzy ze szpitala dziecięcego w Krakowie chce odejść z pracy?
Do końca listopada wypowiedzenia z pracy złożyło ponad 70 lekarzy specjalistów, a kolejnych 30 wręczyło je na ręce przewodniczącej związku zawodowego. To oznacza, że nad Uniwersyteckim Szpitalem Dziecięcym zawisła groźba odejścia około jednej trzeciej wszystkich pracujących tam lekarzy.
Pierwszy powód, który skłonił nas do podjęcia tego kroku, to fatalna organizacja pracy uniemożliwiająca wykonywanie codziennych obowiązków. Mam na myśli m.in. problemy z systemem komputerowym, kłopoty z opracowywaniem badań czy ciągłe dziury w grafikach spowodowane brakami kadrowymi.
Drugi powód to kwestie płacowe, co wynika z rosnącego popytu na lekarzy pediatrów w placówkach podstawowej opieki zdrowotnej i opieki ambulatoryjnej specjalistycznej, gdzie zarobki dochodzą do trzech średnich krajowych, podczas gdy lekarze w ośrodku III stopnia referencyjności, takim jak nasz, zarabiają 42 złote brutto za godzinę pracy.
Trzecią przyczynę stanowi fatalnie finansowane ośrodków specjalistycznych. Od trzech lat staraliśmy się zwrócić uwagę polityków, że placówki takie jak nasza wpadają w spiralę zadłużenia. To powoduje, że nie ma pieniędzy na ściągnięcie nowych pracowników, a zakup dodatkowego sprzętu staje się niemożliwy. Już w 2018 r. przedstawialiśmy tę sytuację w czasie spotkania z ministrem Łukaszem Szumowskim, ostrzegając, do czego może doprowadzić brak realnych działań. Niestety ten czarny scenariusz rozpoczął się kilka tygodni temu.
Na ile to, co się dzieje w szpitalu w Prokocimiu, to problem lokalny, a na ile ma charakter systemowy?
Z jednej strony jest to problem lokalny, ale warto pamiętać, że jesteśmy placówką obejmującą zasięgiem znaczną część Małopolski oraz część woj. podkarpackiego i świętokrzyskiego. Nasz protest jest ściśle powiązany z sytuacją w całej ochronie zdrowia w Polsce. Powołując do życia w 2018 r. Porozumienie Uniwersyteckich Szpitali Dziecięcych zauważyliśmy, że problemy dotykające nasze placówki są jednolite.
Wypowiedzeń złożonych przez lekarzy nie należy traktować wyłącznie jako konfliktu z dyrekcją placówki, ale przede wszystkim jako bunt przeciw niewłaściwej organizacji ochrony zdrowia w Polsce i złej dystrybucji środków, w tym wycenom świadczeń nieopierającym się o realia. W końcu musi nastąpić zmiana finansowania szpitali uniwersyteckich.
Obecnie sytuacja w ochronie zdrowia jest postawiona do góry nogami, jeśli chodzi o atrakcyjność wynagrodzeń i motywacje pracowników do pracy. W większości dziedzin gospodarki wraz ze zdobywaniem doświadczenia rosną pensje, a w medycynie jest na odwrót – ośrodki zapewniające najbardziej opiekę podstawową często są finansowane lepiej niż te wysokospecjalistyczne, gdzie koszty leczenia są dużo wyższe.
To jeden z powodów, który sprawia, że lekarze kończący specjalizacje pediatryczne wybierają jako miejsce pracy placówki POZ i AOS, gdzie nie ma dyżurów i są wyższe zarobki, co z kolei przekłada się na to, że w szpitalach brakuje specjalistów poniżej 50. r.ż. Powiększa się dziura pokoleniowa, której nie da się wypełnić. Tymczasem to w szpitalach uniwersyteckich praca jest bardziej obciążająca fizycznie i psychicznie, ponieważ tam leczone są najtrudniejsze przypadki.