Wiersze doktora Bogdana Stangrodzkiego
Prezentujemy trzy utwory doktora Bogdana Stangrodzkiego, laureata konkursu literackiego „Przychodzi wena do lekarza” (2017).
Foto: archiwum prywatne
Poetka we śnie
Śniła mi się Wisława Szymborska,
nie przypadkiem,
gdyż polowaliśmy po tej samej stronie rzeki.
Uśmiechnięta staruszka, bardzo skromna.
Spojrzała głęboko w oczy oczekującym
na jej pierwsze słowo. Osób było niewiele,
zaledwie kilkoro. Cisi, porządnie ubrani,
fotogeniczni, wpatrzeni w poetkę jak w obraz.
Po co tu przyszli? Nim wers brzemienny
„Wolę piekło chaosu od piekła porządku”
poruszył się we mnie, wyszła z sali.
Czyżby odczytała inwektywy rzucane
pod jej adresem w kuluarach?
Już nie powróci. Co mogłaby nam dziś
powiedzieć, skoro my mamy wszystko
uprzątnięte
i rozum odpowiedni?
Z niedosytu wieczornej ciszy
sen zaprosił na ucztę wiersz. Gdy będziemy
młodsi,
wtulimy się w jego wersy
odczytując siebie na nowo.
Poznawać się po innej stronie powietrza,
nie zgadzać
się uporczywie na brak
dotyku, być jak uszczypnięcie, gdy gładzenie
przynosi ulgę
Moja muza
z bogiem mądrości wdziękiem empatii
wiecznie młoda zielona jak rozmaryn
nieustannie rozsiewa słowiański sprzeciw
wciąż na nowym Campo di Fiori
nim przyjdzie na miejsce znane jej od pokoleń
nocą czy we dnie
zerwie zasłonę z drzewa pozorów
serce swe otworzy na świat zaryglowany
nagie cierpienie miłość niechcianą
wycięty chwast z ogrodu
zdeptaną trawę
wierna nowiu
jak odlot żurawi
jak czekanie
Zobaczyć Neapol i umrzeć – J.W. Goethe
tyle razy trącała w czułe struny
nikt się nie odwrócił
nad łożem śmierci
unosił się obłok pojednania
bliscy stroili myśl mozzarellą
i górskim krajobrazem
kryształ kładąc na oczy
poszła sobie
zatrzymała się na ulicy
padał jesienny deszcz
opuszczony
tonący w śmieciach upokorzenia
wyciągnął do niej rękę
umilkły klaksony