24 kwietnia 2024

Stymulator dla pacjentki z nietrzymaniem kału

Jedną z komplikacji poporodowych jest nietrzymanie kału. Na tę uciążliwą i wstydliwą w naszej kulturze dolegliwość cierpi 3 proc. społeczeństwa; zdecydowana większość to kobiety. 

W ostatnich dniach w Szpitalu Specjalistycznym Brzeziny 66-letnia pacjentka z poporodowym nietrzymaniem kału przeszła operację wszczepienia neurostymulatora InterStim, który doskonale sprawdził się u niej w fazie testowej.

Pani Anna ze Świdnicy, bo o niej mowa, urodziła troje dzieci, trzecie nadzwyczaj duże. Od razu po tym ostatnim porodzie pojawiły się problemy z nietrzymaniem stolca. Zachęcamy do przeczytania wywiadu przeprowadzonego przez Izę Szumielewicz.

Pani Anno, z tego, co wiem, pani problemy z nietrzymaniem stolca zaczęły się po trzecim porodzie…

– Tak. W 41. roku życia urodziłam siłami natury duże dziecko – 5, 4 kg. To było już moje trzecie dziecko, ale dopiero wtedy zaczęły się problemy.

Jak Pani sobie radziła?

– Zaraz po porodzie wiedziałam, że jest źle, wiedziałam, że mam problem. Chodziłam do lekarzy, robiłam badania. Jedyne, co mi proponowali, to sztuczny odbyt albo nauczyć się z tym żyć. No więc starałam się żyć, ile się dało, ale z czasem problem zaczął się nasilać. Momentem przełomowym była menopauza. Bardzo się męczyłam. Cały czas w torebce wkładki, zapasowa bielizna…

Czy miała Pani jakieś problemy społeczne z powodu tej dolegliwości?

– Ja prowadzę działalność prywatną. Muszę się zbliżać do klientów. To było bardzo, bardzo trudne. Często prosiłam o pomoc męża.

A wyjścia do kina, na zakupy? Jak to wyglądało?

– Wyjścia do kina były rzadkie. Musiałam być cały czas zabezpieczona. Kiedy wychodziłam na pół godziny, to jeszcze dawałam sobie radę, ale jak było coś dłuższego, to musiałam mieć wkładkę.

Życie towarzyskie?

– Pamiętam taki zabawny incydent z puszczaniem gazów; wnuczek mówi mi: – Babciu, jak się puszcza bąki, to się mówi: przepraszam. Ja zupełnie tego nie kontrolowałam. Robiłam krok i wydalał się gaz.

W naszej kulturze to jest temat tabu…

– Otóż właśnie! Raz moja pani doktor mi powiedziała: – Czym się pani przejmuje? Jak jechaliśmy na nartach na wyciągu i Niemiec strzelił kapuśniaka, a my myśleliśmy, że się podusimy, to on się śmiał. Ale ja tak nie potrafię.

Czy Pani się jakoś leczyła?

– W 2014 roku temu poszłam do proktologa w Świdnicy. Porobiłam wszelkie możliwe badania. W trakcie tego wszystkiego pojawił się profesor z Wrocławia, który wykonał mi badanie siły zwieraczy i to on zasugerował mi, żebym jeszcze spróbowała się skonsultować z profesem Dzikim. Profesor po badaniu orzekł, że jestem typowym przykładem, który kwalifikuje się na zabieg InterStim.

Nie było wiadomo, jak będzie z refundacją, czy będzie mnie na ten zabieg stać. Profesor powiedział mi: – Jak coś będę wiedział, to zadzwonię. Ja to potraktowałam tak, jak się traktuje obietnicę gwiazdki z nieba… Ale któregoś dnia dzwoni telefon z Brzezin, że mam się zgłosić. No i się zgłosiłam. W marcu 2016 roku.

Kiedy Pani odczuła poprawę po zabiegu?

– Od razu było dużo lepiej, natomiast nie było stuprocentowej skuteczności. Ja miałam nastawiony czujnik na 1,1, ale później nastawiłam na 1,2. I od tego czasu nie zdarzają mi się incydenty.