28 marca 2024

NIK liderem polityki zdrowotnej?

Prezes NIK podjął cenną inicjatywę sformułowania rekomendacji zmierzających do poprawy funkcjonowania systemu ochrony zdrowia. Czy jednak naprawdę potrzeba interwencji tego szczebla, aby stwierdzić oczywistą konieczność stworzenia długookresowej strategii wyznaczającej kierunki rozwoju systemu?

Foto: NIK

Prezes Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski zasługuje na uznanie za konsekwentną i systematyczną weryfikację funkcjonowania systemu ochrony zdrowia.

NIK przeprowadziła 40 kontroli różnych obszarów systemu, przedstawiając powszechnie cenione raporty i celne konkluzje. Odbyły się 4 panele ekspertów, a 21.02.2019 r. miał miejsce panel podsumowujący formułujący pożądane kierunki zmian w systemie ochrony zdrowia.

Nie mogę tylko zrozumieć jednego. Dlaczego ta inicjatywa wyszła od Prezesa NIK. Czy my nie mamy Ministra Zdrowia?

Pytanie o Ministra Zdrowia nie dotyczy tylko obecnie urzędującego ministra Szumowskiego, czy ministra Radziwiłła, ale i poprzedników. Warto przypomnieć, jak za poprzedniej kadencji rząd rękoma i nogami bronił się przed przyjęciem jako dokumentu Rady Ministrów Krajowych Ram Strategicznych Ochrony Zdrowia, znanych jako Policy Paper.

Jak w kolejnych wersjach znikały z tego dokumentu działania strategiczne, jak np. wprowadzenie systemu ubezpieczeń dodatkowych, a powiększały się treści operacyjne, których jedynym celem było spełnienie warunku uzyskania środków unijnych na ochronę zdrowia w perspektywie finansowania 2014-2020. Niespełna rok temu, w czasie pierwszej debaty z cyklu „Wspólnie dla zdrowia”, minister Szumowski i minister Radziwiłł prześmiewczo opisywali ten dokument, jako coś, co się nie nadaje nawet do palenia w kominku, tłumacząc jak powinna naprawdę wyglądać strategia systemu ochrony zdrowia.

Czas mija, my dyskutujemy, spotykamy się na kolejnych konferencjach (chyba jednak z coraz mniejszym zacięciem i wiarą w sens tej pracy), a strategii ochrony zdrowia jakoś nie widać.

I tu następuje niespodzianka. Niczym jeździec na białym koniu przybywa Prezes NIK z profesjonalnie przygotowanym zespołem dedykowanych problemowi pracowników Izby, złożoną metodologią badawczą, wykonaną pracą u podstaw i klarownymi wnioskami. Prezentuje zborny, trafnie napisany dokument kierunkowy, z którego niemalże wszystkimi tezami można się zgodzić, a z pewnością są one świetnym punktem startowym do dyskusji o strategii ochrony zdrowia. Na sali zacne grono praktyków, samorządowców, przedstawicieli świata nauki, partnerów społecznych, pacjentów, ekspertów, którego miałem zaszczyt być członkiem.

Po oficjalnym powitaniu przez prezesa NIK, prezentacji rekomendacji Izby, dyskusję otwiera nie kto inny jak minister Radziwiłł, prezentując blisko półgodzinne expose, a na zakończenie spotkania równie rozległe jej podsumowanie. Powiedziałbym – szkoda, że nie oddano głosu w pierwszej kolejności pacjentom i nie pozwolono im sformułować słów końcowych. Tu Izba ma jeszcze pracę domową do nadrobienia. To inaczej rozłożyłoby akcenty i śmiem twierdzić pozwoliłoby lepiej wykorzystać czas. Pan minister, z całym szacunkiem, ale miał już swoją szansę aby się wypowiedzieć i nie tylko.

Można czuć niedosyt, że na sali zabrakło delegacji właściwego szczebla obecnego Ministra Zdrowia i Prezesa NFZ.

Co do Ministra Zdrowia to w sumie nie należy się dziwić. Nie da się ukryć, że inicjatywa Prezesa NIK, który w krótkim czasie, bez rozległych debat i rozgłosu, przygotował wartościowy systemowy dokument kierunkowy, obnaża słabości ministerstwa zdrowia. I aby ten zarzut nie był ad personam dodam, że obnaża słabości tego ministerstwa także pod rządami wielu poprzedników, działających w niedoczasie, pod polityczną presją, bez należnego budżetu i wsparcia centrum. To jednak, że zabrakło delegacji Prezesa NFZ, to błąd, który, chciałbym mieć nadzieję, wynika wyłącznie z niedopatrzenia. NFZ także, bez wielkiego rozgłosu, za to z dużą starannością, opracował strategię organizacji i jest ona na końcowym etapie konsultacji – podobnie jak dokument Prezesa NIK.

Dyskusja praktyków sporządzających faktyczne strategie, mogła wnieść nową wartość do debaty o przyszłości systemu. Pomimo opisanych mankamentów, spotkanie w siedzibie NIK uważam za udane. Debata, w której mógł się wypowiedzieć każdy, a nie tylko wybrani z klucza paneliści, była potrzebna i wartościowa. Ze swej strony wskazałem na potrzebę przyjmowania w ochronie zdrowia długofalowych, ambitnych i wymiernych celów, umożliwiających zdefiniowanie wektorów transformacji. Nie zaś takich, jakie miałyby polegać jedynie na działaniach coś poprawiających. My tym poprawieniem żyjemy ostatnie 20 lat. Osobiście chciałbym finalnie wiedzieć dokąd zmierzamy, bo lat przed sobą do przeżycia w zdrowiu mam już zdecydowanie mniej, niż za sobą.

Zaapelowałem także o zarządzanie na poziomie regionalnym poprzez konsensus biorący pod uwagę głos wszystkich interesariuszy – POZ, AOS, szpitali powiatowych, ale także szpitali resortowych, czy klinicznych.

Wszystkie te podmioty tworzą regionalną tkankę ochrony zdrowia, która powinna być spójnie utkana. Powtórzyłem także, za Marią Liburą, która kiedyś celnie mi to podpowiedziała, że odpowiedzialność powinna iść w parze z rozliczalnością. Oznacza to dla przykładu, że dyrektor OW NFZ, wyrażając pozytywną opinię o celowości inwestycji, powinien zaplanować na nią budżet, dokonać stosownych rezerw i gwarantować zakup świadczeń pod warunkiem spełnienia warunków zamykających. Do tego służy inżynieria finansowa, której umiejętności Funduszowi z pewnością nie brakuje. Opinia Funduszu powinna mieć wymierny kształt. Jeśli nie może gwarantować finansowania, powinien wydawać opinię negatywną.

Na zakończenie zdecydowanie poparłem postulat podniesiony przez marszałka Struzika skokowego wzrostu finansowania systemu o 2%. Przykład chociażby Agencji Badań Medycznych to kwestia w pierwszej kolejności nie tyle skąd wziąć środki, ale na co je skierować. Potrzebujemy do tego Policy Maker’a z prawdziwego zdarzenia, potrafiącego wskazać równie ambitny cel w ochronie zdrowia co Program 500+ w zakresie redystrybucji dochodu. Jeśli będziemy tylko mówili o doskonaleniu, o działaniach mających coś nawet bardzo istotnego na celu, ale tylko sprowadzonych się do kolejnych „activities”, nikt, włączając w to samych obywateli, żadnych zdecydowanych środków na zdrowie nie przeznaczy. Najpierw rozmawiajmy o celu, a potem o źródłach jego finansowania. Cytując klasyków, cel dobrze nakreślony, mierzalny, osiągalny, istotny w skali gospodarki narodowej i polityki społecznej, znaczący, zamknięty w ramy czasowe i ambitny, otwiera każde drzwi.

Robert Mołdach, IZiD