Tworzy mnie medycyna i sztuka
Z Tomaszem Wiatrem, starszym asystentem w Klinice Urologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, pasjonatem rysunku, rozmawia Marta Jakubiak.
Foto: arch. prywatne
Młody lekarz ma przed sobą wybór specjalizowania się w wielu różnych dziedzinach medycyny. W pana przypadku padło na urologię. Dlaczego?
Jako student marzyłem o dyscyplinach chirurgicznych. Od zawsze wiedziałem, że chcę pracować przy stole operacyjnym. Punktem zwrotnym w mojej karierze był staż podyplomowy, kiedy miałem okazję asystować przy zabiegach urologicznych.
Zobaczyłem, jakie szerokie jest ich spektrum – od endoskopowych, poprzez laparoskopowe, aż po duże, otwarte operacje. Ogromna precyzja i dokładność, która jest niezbędna przy wykonywaniu tych zabiegów, zrobiły na mnie olbrzymie wrażenie. Pomyślałem, że urologia to jest właśnie to, co chciałbym robić.
Tym bardziej, że żyjemy w czasach dynamicznego rozwoju technik małoinwazyjnych, których jestem wielkim zwolennikiem. To był początek miłości do urologii, która trwa do dzisiaj. Kiedy już dostałem się na wymarzoną specjalizację, w trakcie rezydentury poznałem prof. Piotra Chłostę, który zaprosił mnie do pracy w swoim zespole.
Rozumiem, że relacja mistrz-uczeń była czymś, czego miał pan przyjemność doświadczyć. Jak ważne jest spotkanie nauczyciela i mistrza?
Medycyna zna wiele takich przypadków, że ktoś miał ogromny potencjał i zapowiadał się na świetnego fachowca, ale nie miał szansy się rozwinąć, bo nie spotkał kogoś, kto mu na to pozwolił. Prof. Chłosta dał mi taką szansę – miałem dzięki niemu pełne pole do doskonalenia warsztatu chirurgicznego.
Gdyby nie udział takiego nauczyciela i mistrza w moim rozwoju zawodowym, nie byłbym tu, gdzie jestem teraz. Urologia stała się dla mnie ukochaną dyscypliną medyczną, którą praktykuję już od 11 lat. Operatywa wciąż daje mi dużo satysfakcji, cały czas się uczę, jestem ciekawy każdej operacji, każdego nowego przypadku, lubię poszerzać swoją wiedzę. To mnie pochłania.
Co daje największą satysfakcję?
Może to zabrzmi trochę banalnie, ale chyba każdy uśmiech pacjenta po udanym zabiegu, poczucie dobrze wykonanej pracy. I to, kiedy rozwiązuje się problemy, z którymi pacjenci chodzili od lekarza do lekarza, szukając pomocy. To zastrzyk pozytywnej energii, która daje ogromnie dużo siły. Cieszy też podnoszenie sobie poprzeczki chirurgicznej, wykonywanie coraz bardziej skomplikowanych zabiegów.
Granica się przesuwa. I to jest fascynujące. Daje dodatkową motywację, żeby iść do przodu. Obecnie jest niewiele zabiegów, których nie jesteśmy w stanie przeprowadzić laparoskopowo. Techniki chirurgiczne wciąż się rozwijają, jak te z asystą robota, a naszym marzeniem jest, by procedury te weszły do codziennej praktyki.
Z jakimi trudnościami borykają się zabiegowcy?
Pandemia nie pozwala nam pracować normalnie, bowiem przez ograniczenie dostępu do bloku operacyjnego mocno zmniejszyliśmy zakres wykonywanych zabiegów. Liczę, że wszystko już wkrótce się ustabilizuje, mimo że pandemia jeszcze się nie skończyła, to staramy się powoli wracać do normalnego rytmu.
Przez koronawirusa zostały też wstrzymane szkolenia stacjonarne. Wcześniej można było się dokształcać i rozwijać zawodowo podczas takich spotkań, teraz zostały tylko webinaria i konferencje online. To jedynie pozorny substytut tych prawdziwych szkoleń. Bezpośredni kontakt z ludźmi, wymiana doświadczeń, okazja do wyjazdu i podglądanie tego, co się dzieje na świecie, to według mnie niezastąpiona forma rozwoju zawodowego.
Wielu ludzi, zaczynając swoją przygodę z medycyną, nie ma do końca sprecyzowanej drogi zawodowej. Co by im pan podpowiedział?
Najważniejsze jest, żeby kochać to, co się robi i żeby robić to, co się kocha. Często młodzi ludzie są niejako zmuszeni, by rozpoczynać nie tę specjalizację, którą by chcieli, bo na tych wymarzonych nie ma miejsca. Nie wolno się poddawać. Trzeba walczyć. A jeżeli już podejmie się decyzję, aby zacząć coś innego, zawsze trzeba szukać w sobie tej iskry, dzięki której swoje zaangażowanie będzie można rozwinąć w pasję. To ogromnie ważne.
Trzeba też pamiętać, by praca nie pochłaniała życia prywatnego, ale je dopełniała i wzbogacała. Trzeba znaleźć zdrowy balans pomiędzy tym, co jest pracą, a tym, co po niej. Trzeba też mieć energię i wolę ciągłego rozwoju. Obecnie młodzi ludzie, którzy zaczynają specjalizację, tym bardziej teraz – w czasie pandemii, nie mają łatwej sytuacji. Ale trzeba próbować, bo inaczej zabijemy w sobie to, co było w nas, kiedy decydowaliśmy się na wykonywanie zawodu lekarza.
Pan chyba znalazł ten balans. Poza salą operacyjną jest coś jeszcze. Stronę internetową Tomasza Wiatra odwiedziło niemal 190 tys. osób. Przyznam, że jest oryginalna: są zakładki „gabinet”, „galeria”, „wystawa”…
To moje dwie pasje: urologia i sztuka. Kiedy zacząłem specjalizację, nastąpiła eksplozja emocji i potrzeby przelania ich na papier. Nie wiem, czy to była chęć odreagowania, czy wyrażenia w rysunkach swoich uczuć. Skupiłem się głównie na portrecie, aktach, anatomii i studium ciała.
Ma pan na swoim koncie 29 wystaw indywidualnych i zbiorowych, głównie w Polsce, ale były też te zagraniczne – na Słowacji, na Węgrzech. Jak powstają prace?
Są sytuacje, które inspirują mnie do tworzenia. Najsilniejszym bodźcem są wystawy, a zwłaszcza te ukazujące sztukę młodopolską nurtu malarstwa realistycznego. Jestem miłośnikiem dzieł z tego okresu i zawsze po obejrzeniu takiej ekspozycji mam mnóstwo nowych pomysłów.
Wracam do domu i rysuję. Czasem odreagowuję, rysując po ciężkim dniu pracy. Arteterapia działa kojąco, a kiedy powstaje portret albo rysunek, który mi się podoba, czuję olbrzymią satysfakcję i motywację do dalszego rozwoju artystycznego.
Leczenie przez sztukę?
Dokładnie tak. Arteterapia jest pewną formą odreagowania, leczenia stresu przez doznania artystyczne. Rysunek jest dla mnie taką terapią, bo stres jest nieodłącznym elementem pracy zawodowej lekarza. Rysowanie to także forma doskonalenia warsztatu chirurgicznego, uczy precyzji i cierpliwości, która przekłada się na kunszt leczenia operacyjnego.
Wiem, że rysowanie bardzo mi w tym pomogło. Cały wysiłek włożony w wierne odwzorowanie portretów przekłada się na precyzję moich ruchów, gdy operuję. I jeśli ktoś pyta, czy próbować sił w różnych dyscyplinach artystycznych, zawsze do tego zachęcam. Jestem zwolennikiem różnych form aktywności, gdyż przynoszą w życiu wymierne korzyści.
Jest pan osobą bardzo pozytywną…
Zwłaszcza, kiedy jest mowa o medycynie i sztuce. To moje dwie ukochane dziedziny, które mnie tworzą. To pasje, które są we mnie. Każdy ma indywidualną wrażliwość i ważne, by ją w sobie odnaleźć, bo to niezwykle istotne i potrzebne w tak wymagającym zawodzie lekarza.