28 marca 2024

Dr hab. Ernest Kuchar: Drzwi postępu zostały szeroko otwarte

Z dr. hab. Ernestem Kucharem, prezesem Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, kierownikiem Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym WUM, rozmawia Lucyna Krysiak.

Dr hab. Ernest Kuchar. Foto: arch. prywatne

Zbliża się czwarta fala zakażeń wirusem SARS-CoV-2, tym razem najgroźniejszym, jak dotąd, wariantem Delta. Co nas czeka?

Wariant Delta jest co najmniej dwukrotnie bardziej zaraźliwy niż poprzedni szczep wirusa SARS-CoV-2, który wywołał trzecią falę pandemii. Prawdopodobnie więc rozprzestrzenianie się go także będzie przebiegało dwukrotnie szybciej.

Wprawdzie w Polsce zaszczepiła się połowa populacji dorosłych, jednak głównie są to osoby starsze i w średnim wieku, chore przewlekle, a także personel medyczny, a na zakażenie są podatni wszyscy pozostali – w efekcie Delta uderza przede wszystkim w ludzi młodych, przed 24. r.ż., którzy nie byli szczepieni lub zostali zaszczepieni w niewielkim odsetku.

Są to osoby najbardziej mobilne, mające liczne kontakty zawodowe i towarzyskie, skłonne do gromadzenia się na różnego rodzaju spotkaniach. Wiek predysponuje ich do aktywności na wielu polach – studiują, pracują, spotykają się na koncertach, meczach, w pubach. Są w wieku, kiedy ma się najwięcej kontaktów z innymi, co sprzyja rozprzestrzenianiu się wirusa, który – jak wiadomo – przenosi się drogą kropelkową, więc łatwo się nim zakazić. Standardowo zaleca się zachowanie dystansu 1,5 m w przypadku wariantu Delta, ale ze względu na jego zakaźność ten dystans może nie wystarczyć.

Zaszczepieni mogą spać spokojnie?

Dane pochodzące z krajów, gdzie wariant Delta już dotarł, wskazują, że nawet jeśli dochodzi do zakażenia u zaszczepionych, to choroba ma znacznie lżejszy przebieg i zdecydowanie rzadziej kończy się zgonem. Dlatego wskazane jest, żeby szczepiły się także osoby młode. Niestety, napotykamy na opór z ich strony. Także jeśli chodzi o profilaktykę, a więc zakładanie maseczek w miejscach publicznych czy zachowanie dystansu.

Młodzi są przekonani o swoim zdrowiu i sile, wręcz ją demonstrują, lekceważąc zagrożenie zakażeniem. Przy takiej postawie zderzenie z Deltą może być dla nich katastrofalne w skutkach. Już we wrześniu i w październiku prawdopodobnie dojdzie do nagłego wzrostu liczby zakażeń, a biorąc pod uwagę wysoką zakaźność wariantu Delta, należy spodziewać się wzrostu liczby hospitalizacji i przepełnionych szpitali.

Czy system opieki zdrowotnej to wytrzyma?

Mam wątpliwości. Trzeba od początku monitorować sytuację. Obawiam się, że w konfrontacji z czwartą falą koronawirusa czynnikiem limitującym będzie nie tyle liczba stanowisk z respiratorami, ale liczba osób obsługujących te stanowiska. Wszyscy już jesteśmy zmęczeni obecną pandemią. Lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni dali z siebie wszystko.

Pandemia w sposób bezlitosny obnażyła słabości systemu, np. niedobory kadrowe i złą organizację. Wydolność systemu ochrony zdrowia została poddana próbie przez poprzednie fale pandemii, już widać, że proste rezerwy zostały wyczerpane i trzeba sięgnąć po nowe rozwiązania, których na razie nie widać. Obyśmy nie musieli wybierać, kogo podłączyć do respiratora.

Skąd w mentalności ludzi tak duży opór przed szczepieniami?

Szczepienia są demonizowane i mitologizowane, przez co ich społeczny odbiór nie odpowiada prawdzie. Mnóstwo jest dezinformacji na ich temat, zwłaszcza w internecie. Krążą różne teorie spiskowe, że to sztuczna ingerencja obcego białka w organizm itd., a w istocie szczepienia wykorzystują tylko naturalne mechanizmy odpornościowe. Ich idea wciąż pozostaje ta sama – czy to w przypadku szczepień przeciw ospie wietrznej, rotawirusom, grypie, krztuścowi czy COVID-19 – celem jest uzyskanie odporności na dany patogen przy zachowaniu możliwie jak największego bezpieczeństwa.

Nie ma szczepionek w 100 proc. skutecznych i bezpiecznych, podobnie jak leków. U niewielkiego odsetka zaszczepionych wystąpią niepożądane odczyny poszczepienne. Działania niepożądane występują także po lekach, ale nikt tym się nie przejmuje, ponieważ chory jest gotowy na wszystko, by wyzdrowieć. Zdrowy człowiek jest optymistą, uważa, że, jego choroba ominie, więc po co ma się szczepić? Taką postawę przyjmuje wielu ludzi, nawet wykształconych, którzy w swoich dziedzinach mają ogromną wiedzę. Dokłada się do tego brak zaufania do przemysłu farmaceutycznego, ochrony zdrowia i rządzących.

Przemysł farmaceutyczny to jednak dochodowy biznes i nie raz okrył się złą sławą. Czy w wystarczającym stopniu jest kontrolowany?

Jak każdy biznes, musi przynosić zyski, bo tak działa gospodarka rynkowa, jednak jest on wyjątkowo dokładnie kontrolowany. Już na etapie badań klinicznych obowiązuje zasada, że firma nie może ich prowadzić we własnym zakresie, by uniknąć konfliktu interesów. Przypominam, że każdy lek czy szczepionka, które trafiają na rynek, muszą zostać dopuszczone, a to oznacza przejście przez bardzo gęste sito zewnętrznej kontroli różnych instytucji, m.in. Agencji Żywności i Leków (FDA) czy Europejskiej Agencji Leków (EMA).

Wśród nieufających szczepieniom są pracownicy ochrony zdrowia, choć to najbardziej świadoma grupa zawodowa.

Każdy ma prawo do swoich osobistych wyborów. Podejrzewam jednak, że to skutek nieznajomości tematu. W medycynie jest tak wiele specjalności, że trudno od każdego lekarza czy pielęgniarki wymagać wiedzy w dziedzinie wakcynologii. W dobie powszechnego dostępu do internetu ludzie mają poczucie, że się na wszystkim znają, a tak nie jest. Myślę, że w tym wypadku zawiódł system edukacji.

Jak informować o szczepieniach, aby nie dawać okazji do tworzenia teorii spiskowych?

W prosty, rzetelny sposób, gdyż ruchy antyszczepionkowe i tak znajdą lub sfabrykują powody, aby przedstawiać szczepienia w złym świetle. Pandemia dowiodła skuteczności szczepień – są one najważniejszą bronią w walce z SARS-CoV-2. Skonfrontowani z tą prawdą antyszczepionkowcy poczuli się zagrożeni, stąd desperackie działania z przemocą i wandalizmem włącznie.

Uwidocznili jednak, że w Polsce mamy fatalny system edukacji, przez co wiele osób nie potrafi ocenić jakości informacji, odróżnić wiarygodnych danych od zwykłych bzdur. Te błędy trzeba naprawić i zacząć edukować na temat zdrowego stylu życia, w tym szczepień, już w przedszkolach. Bo zawsze trudniej zmienić czyjąś postawę, niż ją pierwotnie wyrobić.

Szczepionki przeciwko COVID-19 wciąż są modyfikowane.

Pandemia sprawiła, że po raz pierwszy zezwolono na stosowanie szczepionek opracowanych według nowych technologii. Te technologie znamy od około 20 lat, ale nie mogły się przebić przez restrykcyjne przepisy, ponieważ wiązały się z modyfikacjami genetycznymi. W obliczu pandemii zniesiono te ograniczenia, przyspieszono prace i jesteśmy świadkami niebywałego postępu. Szczepionki oparte na mRNA i wektorach wirusowych niemal prosto z laboratorium trafiły na rynek. Prace nad szczepionką mRNA pierwotnie koncentrowały się na immunoterapii nowotworów. Chodziło o stworzenie indywidualnie dopasowanych szczepionek przeciwrakowych.

Ogromne możliwości dają szczepionki wektorowe, bazujące na nieszkodliwych, niemnożących się wirusach, i szczepionki podjednostkowe, które w swoim składzie zawierają oczyszczone białka wirusowe. Nowe technologie oznaczają stosunkowo tanią, masową produkcję, co pozwala na zaszczepienie dużej liczby osób. Produkcja, która w starym systemie zajęłaby minimum trzy lata, w nowym trwa kilka tygodni. Pojawiła się możliwość wyprodukowania szczepionek przeciwko praktycznie każdemu drobnoustrojowi w naprawdę krótkim czasie. Można też je błyskawicznie modyfikować i uaktualniać, a to już oznacza, że drzwi postępu zostały szeroko otwarte.

Czy zaszczepionych przeciw COVID-19 czeka przyjęcie trzeciej dawki?

Tego rodzaju zalecenie nie powinno dotyczyć ogółu populacji, ale konkretnego pacjenta. Przypomnę, że szczepienia wykorzystują naturalne mechanizmy odporności przeciwzakaźnej – jeśli są one osłabione, nie ma prawidłowej odpowiedzi na szczepienia, to pacjent może wymagać dodatkowych dawek.

Szczepienia zdominowała pandemia COVID-19, a codzienność to np. ospa wietrzna, krztusiec, odra czy choćby grypa.

Trzeba się liczyć z faktem, że po pandemii COVID-19 te choroby mogą powrócić ze zdwojoną siłą, szczególnie, że odsetek zaszczepionych dzieci bardzo się zmniejszył. W USA sezon RSV wystąpił latem, gdy zupełnie się go nie spodziewano. Wzrost liczby zakażeń tym wirusem to pokłosie lockdownu i nagromadzenia się znacznej liczby osób podatnych na zakażenie, bez naturalnej odporności. Pandemia zaburzyła zwykłą epidemiologię chorób i trudno dziś przewidzieć, który z drobnoustrojów, w tym taki, któremu potrafimy zapobiegać dzięki szczepieniom, wywoła zachorowania. Dlatego tak ważna jest terminowa realizacja programu szczepień ochronnych dzieci.

Co zrobić, aby wzrosło zaufanie do szczepień?

Jednym z celów Polskiego Towarzystwo Wakcynologii jest krzewienie wiedzy o szczepieniach, nie tylko wśród lekarzy i pielęgniarek, ale w społeczeństwie. Jednak kluczem jest zaufanie do instytucji publicznych oraz dobra edukacja już w szkołach, by zwykły obywatel potrafił myśleć racjonalnie, odróżnić wiarygodne dane od pseudonaukowego bełkotu i wyciągać prawidłowe wnioski z wyników badań.