A gdyby krzesła zapełnili chorzy i pracownicy ochrony zdrowia
Tegoroczna edycja Europejskiego Kongresu Gospodarczego pokazała, jak bardzo interesariusze ochrony zdrowia są zmęczeni nieustającymi debatami oraz jak bardzo zmęczenie to udziela się już samemu regulatorowi.
Foto: EEC
Skoro zdrowie jest priorytetem państwa i rządu można było oczekiwać, że tematyka gospodarki zdrowotnej zajmie w trakcie kongresu należne miejsce np. w kontekście dyskusji o energetyce, rozwoju regionów, czy edukacji.
Jak informuje organizator w 155 sesjach tematycznych wzięło udział ponad 12,5 tysiąca uczestników i 1000 prelegentów. Te liczby zasługują na uznanie. Jednak zdrowiu było poświęconych zaledwie 5 izolowanych sesji, z których 4 miały miejsce ostatniego dnia. Trudno to uznać za dowód wagi zagadnienia, czy horyzontalnego traktowania problematyki ochrony zdrowia.
Chociaż organizator dedykował tym sesjom znajdujące się na parterze Europejskiego Centrum Kongresowego pojemne sale konferencyjne, zdrowiem trzeciego dnia Kongresu było zainteresowane każdorazowo nie więcej niż kilkadziesiąt osób. Warto przy tej okazji zastanowić się, czy model debaty, w którym zaproszeni prelegenci wygłaszają swoje opinie, a sala się temu przysłuchuje, to jest to, czego obecnie najbardziej potrzebujemy.
Czasy, gdy wysłannicy ministerstwa ogłaszali na takich konferencjach nowiny, a eksperci je komentowali lub na odwrót, gdy eksperci zgłaszali swoje postulaty, a zacny przedstawiciel regulatora je oceniał, mamy już jednak za sobą. Ostatni rok przegadaliśmy. Dzisiejsze audytorium oczekuje partycypacji, dyskusji otwartej na głos z sali, zmierzenia się prelegentów ze spontanicznymi ocenami i autentycznymi emocjami. Ponad wszystko oczekuje jednak efektów tych debat, poczucia faktycznego wpływu poprzez swój udział w dyskusji na kształtowanie systemu. W trakcie sesji zdrowotnych EKG tego zabrakło. Choć należy przyznać, że nie jest to choroba tego tylko kongresu, a zjawisko szerzej obejmujące różnego rodzaju debaty z nazwy tylko dyskusyjne.
Kolejnym utrudnieniem są wybory. Trudno o poważną rozmowę, gdy trwa walka na hasła. Jedna strona deklaruje budowę w każdym województwie, w każdym regionie, wysokospecjalistycznego ośrodka walki z nowotworami, gdy problem leży całkowicie gdzie indziej, a druga strona chwali się dwa razy wyższym tempem wzrostu nakładów na zdrowie niż PKB, w sytuacji, gdy średnie wynagrodzenie rośnie 7,5% rok do roku, co trudno przypisać ministrowi zdrowia. Wyborcze hasła przysłaniają sedno reformy.
W trakcie EKG o tym sednie wypowiadał się najdobitniej dr Jacek Krajewski wskazując na fundament deinstytucjonalizacji, edukacji zdrowotnej, zdrowia publicznego i profilaktyki. Problem w tym, że taka deinstytucjonalizacja to nie jest zbyt atrakcyjne hasło na wyborczym sztandarze, a i przecinanie wstęgi przed gminną poradnią opieki zintegrowanej to coś znacznie mniej przyciągającego uwagę niż zwalisty gmach szpitala. Nastąpiło zmęczenie materiału. Za dużo dyskusji, z całym szacunkiem, ale gadających głów, raz wiecowej, a raz akademickiej atmosfery. Pacjentów już mało wzrusza, że gdzieś przecina się wstęgę do nowego supernowoczesnego ośrodka opieki. Nie przemawia do nich także wzrost nakładów, bo najpierw chcą zaznać poprawy, by uwierzyć. Potrzebują dowodów zmiany odczuwalnych dla siebie, rodziny, w miejscu zamieszkania, środowisku w jakim żyją.
Potrzebują opieki, pomocy i wsparcia, a czują niejednokrotnie osamotnienie, bezradność. Oczywiście niezmiernie ważne dla systemu są inwestycje w kadry, wyposażenie bloków operacyjnych, lądowiska dla helikopterów, digitalizację informacji medycznej, leczenie zaćmy, dostęp do diagnostyki obrazowej, pomiar jakości, czy rozwój badań medycznych. Tylko na koniec dnia warto przypomnieć, że pilotażem POZ+, czyli tym co stanowi fundament opieki, jest objęty niespełna 1% populacji. Warto odwiedzić wieś, w jakiej mieszkam, jakich tysiące w Polsce, gdzie osamotniony lekarz i pielęgniarka podstawowej opieki zdrowotnej oraz przyjmujący prywatnie lekarz pediatra nie są w stanie zaspokoić potrzeb mieszkańców w wymiarze medycyny, jaką mamy na myśli. Problemu SOR-ów, czy amputacji stóp cukrzycowych, nie rozwiąże się kierując coraz większe środki do szpitali.
Potrzeba odwrócenia piramidy świadczeń, trwałej zmiany struktury budżetu NFZ. Konieczne jest uświadomienie, że lekarz medycyny rodzinnej to lekarz specjalista z rozległą wiedzą medyczną i umiejętnościami. Także pielęgniarka, położna, często ze specjalizacją i niezliczonymi kursami, to wielkie wsparcie w profilaktyce zdrowotnej. Z pomocą interdyscyplinarnego zespołu i nowoczesnych narzędzi są w stanie zmienić oblicze systemu kształtując nowy wymiar opieki środowiskowej i deinstytucjonalizowanej. Trzeba tylko ku temu stworzyć warunki. W Katowicach eksperci po raz kolejny stanęli na wysokości zadania. Pozostało także w pamięci kilka wyrazistych polemik, jak ta dotycząca, tego co wydarzyło się w kardiologii w ocenie prof. Andrzeja Bochenka, czy roli zysku w medycynie w opinii prezes Anny Rulkiewicz. Nie oczekiwałem więcej.
Jednak teoretyzując, gdyby puste krzesła zapełnili chorzy i pracownicy sektora, przy czym organizator przewidziałby choć kwadrans w każdej sesji na dyskusję z salą, a przedstawiciele regulatora w odpowiedzi na pytania przedstawiliby racjonalne i spodziewane rozwiązania, uzyskalibyśmy efekt znany z mechaniki zmęczeniowej. Wytężone, pękające elementy poszycia konstrukcji, do czasu wymiany, zabezpiecza się przed zniszczeniem zmęczeniowym wykonaniem na krańcu pęknięcia otworu odprężającego ograniczającego lokalne napięcia. Tego nie uczyniono. Czeka więc nas emocjonujący 1 czerwca i pełne uniesień przedwyborcze miesiące. Parafrazując poezję Jacka Podsiadło, oby tylko z tych uniesień nie pozostało uniesienie brwi, a ze wzruszeń – wzruszenie ramion.
Robert Mołdach, IZiD