24 listopada 2024

Adam Niedzielski sięgnął po broń atomową

Jeśli były już minister zdrowia uważał, że doktor Piotr Pisula mówi nieprawdę, powinien skierować sprawę do sądu i jak każdy obywatel poczekać kilka lat, aż ten się wypowie, kto ma rację. Tymczasem on, w ramach swoistego odwetu, ujawnił dane wrażliwe – mówi Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.

Przemysław Rosati. Foto: arch. prywatne

Czy po opublikowaniu przez byłego już ministra zdrowia informacji, jaki lek przepisał sobie jeden z poznańskich lekarzy i podaniu jego imienia i nazwiska, pozostali lekarze mogą się czuć zaniepokojeni?

Niestety tak. Zaniepokojony powinien się czuć jednak każdy z nas. Minister w jawny sposób pokazał, że jeżeli władza czuje się krytykowana, to w ramach swoistego odwetu i retorsji, jest w stanie posunąć się do tego, by nie zważając na naszą prywatność, de facto za wszelką cenę bronić się.

Teraz, symbolicznie, dotyczy to doktora Piotra Pisuli, ale problem jest szerszy. Dotyczy on granic działania władzy, działania na podstawie i w granicach prawa. To też problem proporcjonalności działań podejmowanych przez byłego ministra. Na szali jest prawo do prywatności – podstawowe prawo każdego obywatela, które składa się na zbiór praw i wolności konstytucyjnych.

To nie pierwsze ujawnienie danych w ostatnim czasie.

Tak, ostatnie tygodnie – żeby nie sięgać pamięcią daleko – dostarczają co najmniej kilku przykładów. Ten, o którym rozmawiamy. Kolejny to zachowanie prokuratora na konferencji Prokuratora Generalnego, gdzie ujawnił dane pokrzywdzonego z postępowania karnego, a chodzi o dane, które powinny być w szczególny sposób chronione.

I kolejny przykład: zachowanie Komendanta Głównego Policji, który ujawnił dane dotyczące spraw prywatnych i sytuacji zdrowotnej, w której znalazła się pani Joanna z Krakowa (potraktowana przez policję z całą brutalnością w związku z dokonaną aborcją – przypis red.). Pokazuje to, że władza ma problem z poszanowaniem prawa do prywatności, a także z uchwyceniem proporcjonalności własnych działań wtedy, kiedy chodzi o odniesienie się do krytyki, która płynie ze strony obywateli pod jej adresem albo wtedy, gdy media lub obywatele wskazują na nieprawidłowe działanie polskiego państwa. To szalenie niebezpieczna sytuacja.

Dlatego tak ważne jest, abyśmy w takich momentach głośno o tym mówili, stawiali granice, upominali się o swoje prawa i przede wszystkim wyciągali konsekwencje, łącznie z pozwaniem polskiego państwa. Wszystko po to, by w przyszłości takie sytuacje się nie powtarzały. Jeżeli będziemy takie zachowania tolerowali, zaczniemy się przyzwyczajać, będziemy się pośrednio godzić na ograniczanie praw, które przysługują nam na podstawie obowiązującego prawa, zwłaszcza konstytucji czy przepisów kodeksu cywilnego. Musimy dbać, by władza nie przekraczała granic, które wyznacza jej obowiązujący porządek prawny. Ma działać w granicach prawa i nie może podejmować działań, które je przekraczają.

Naczelna Izba Lekarska przesłała zawiadomienie do prokuratury, Rzecznika Praw Pacjenta i Rzecznika Praw Obywatelskich oraz do prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Spodziewa się Pan jakiejkolwiek reakcji ze strony wspomnianych instytucji?

Mam nadzieję, że ta reakcja będzie. Będzie to okazja do zdania bądź niezdania egzaminu ze sprawowania władzy publicznej. Dziś prokuratura jest bezpośrednio nadzorowana przez członka Rady Ministrów z uwagi na unię personalną, ale to nie powinno powstrzymywać jej od podjęcia działań określonych w kodeksie postepowania karnego, czyli wszczęcia śledztwa, by sprawę rzetelnie i całościowo ocenić i wyjaśnić.

Mam nadzieję, że w taki sam sposób postąpi prezes UODO, a także rzecznik. Jeżeli nie będzie reakcji organów państwa na działania byłego ministra zdrowia, będzie to oznaczało, że znajdziemy się w bardzo trudnej sytuacji – organy, które powinny działać, nie działają, a to kolejny dowód na to, że państwo polskie może być w bardzo poważnym kryzysie.

Dziś symbolicznie dotyczy to doktora Pisuli, ale jest to test, na ile władza może sobie pozwolić. Jest to też test dla władzy, czy jest zdolna do tego, by wyciągnąć konsekwencje, nawet gdyby miało to dotyczyć ministra zdrowia – jeśli złamał prawo.

Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz (9 sierpnia zrezygnował z funkcji) mówił, że lekarz w jednej z większych telewizji w Polsce straszył pacjentów, że nie będą mogli otrzymywać leków. I Adam Niedzielski postanowił udowodnić, że to kłamstwo. Nie przesadził przypadkiem?

Pan rzecznik zademonstrował elementarny brak wiedzy, jeśli chodzi o to, kto w Polsce ma kompetencje do przeprowadzania testu prawdy. Na pewno nie jest to rolą ministra zdrowia. Po pierwsze, jeśli minister uznał, że doktor nie ma racji, to proporcjonalnym i adekwatnym sposobem postępowania powinno być wydanie oświadczenia odnoszącego się do meritum sprawy, a nie pisanie twitta, który personalnie atakował lekarza, łamiąc przy okazji prawo do ochrony jego najbardziej wrażliwych danych.

Myślę, że wszyscy się zgodzimy, że dane dotyczące przyjmowanych leków czy pośrednio wskazujące na kategorie dolegliwości zdrowotnych to najbardziej sensytywne dane. Minister zachował się w sposób absolutnie nieadekwatny do sytuacji. Jeżeli uznał, że doktor miał rzekomo powiedzieć nieprawdę, wystarczyło to sprostować. Zakładam, że minister składając takie oświadczenie uspokoiłby pacjentów – jeśli miał podstawy sądzić, że ktoś może się czuć zaniepokojony.

Jeśli zaś uważał, że lekarz pomówił go osobiście jako ministra konstytucyjnego, czy też resort na czele którego stoi, powinien skorzystać z drogi prawnej, jaką jest sąd. Powinien zachować się tak, jak każdy obywatel w tym kraju. Tymczasem stykając się z krytyką, automatycznie podjął działania odwetowe sięgając po broń atomową jaką jest ujawnianie wrażliwych danych.

Czas pomiędzy wpisem ministra, a momentem, gdy doktor Pisula mógł się odnieść i wyjaśnić przede wszystkim swoim pacjentom, że nie przyjmuje leków psychotropowych tylko przeciwbólowe, był niezwykle istotny. Czas ten mógł, a moim zdaniem na pewno wywołał nieodwracalne szkody, jeśli chodzi o dobre imię Pana doktora.

Wiele osób mogło postrzegać, w kontekście wpisu ministra, że Pan doktor leczy się na dość poważne choroby. Innymi słowy sposób, w jaki minister postąpił, doprowadził do swoistej stygmatyzacji doktora przez pryzmat treści zawartych we wpisie. Pomijam, że Pan doktor, chcąc wyjaśnić sprawę, został następnie swoiście zmuszony do wskazania jakie konkretnie leki sobie wypisał. Minister naruszył jego prawo do prywatności, a cała sytuacja spowodowała, że lekarz broniąc się musiał powiedzieć w mediach jakiego rodzaju środki przyjmuje i z jakiego powodu. Niewyobrażalne.

Czyli właściwym zachowaniem było skierowanie sprawy do sądu?

Tak. Jeśli Adam Niedzielski uważał, że doktor mówi nieprawdę, powinien skierować sprawę do sądu i jak każdy obywatel poczekać kilka lat, aż sąd wypowie się kto ma rację. Być może miał świadomość tego, że procesy sądowe trwają w Polsce długo, ale był członkiem Rady Ministrów, która za to – na czele z ministrem sprawiedliwości – odpowiada. Być może wziął sobie do serca słowa premiera, który kilka tygodni temu stwierdził, że reforma wymiaru sprawiedliwości trochę polskiemu rządowi nie wyszła. Mówiąc delikatnie. Być może niesiony tą informacją postanowił sam rozstrzygać kto ma rację, a kto nie poprzez sięganie do spraw prywatnych doktora Pisuli.

Doktor Pisula zażądał od ministra przeprosin i wpłaty 100 tys. zł na hospicjum. Ale zdaje się Adam Niedzielski nie czuł się winny, bo tłumaczył się, że ma prawo dostępu do zbioru danych zawierającego m.in. recepty i nie widział różnicy między tym, co znaczy dostęp, a co ujawnianie danych.

Zadałem sobie trud przejrzenia podstawy prawnej, na którą pan minister powołał się w swoim oświadczeniu z 5 sierpnia. Uważam, że prawo dostępu do tak sensytywnych danych, nie mówiąc o ich ujawnianiu, powinno być w sposób precyzyjny zapisane w ustawie. Analiza przepisów, na które powołał się minister, nie powinna prowadzić do wniosku, że ma on prawo dostępu do takich danych. Ale nawet jeżeli przyjmiemy, że miał prawo dostępu do nich, nie miał żadnej podstawy, by te dane udostępnić.

Powiem więcej, jeżeli prawdą jest to, o czym 7 sierpnia dowiedzieli się posłowie, którzy przeprowadzili kontrolę w Ministerstwie Zdrowia w trybie ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, mianowicie, że informacje, które zostały publicznie udostępnione były uprzednio przekazywane w korespondencji WhatsApp, to oznacza, że minister kompletnie nie zdawał sobie sprawy, że ciąży na nim szczególna powinność ochrony danych wrażliwych. Takie dane nie mogą być przekazywane w korespondencji WhatsApp czy jakiejkolwiek innej. Skala naruszeń i sposób postępowania z danymi wrażliwymi poraża.

Zbiór danych sensytywnych powinien podlegać szczególnej ochronie. Rozumiem, że informatyzujemy administrację publiczną – i jest to dobry kierunek – ale wymaga to szczególnej odpowiedzialności i szczególnej uważności po stronie władzy publicznej, by rejestry i pozyskiwane dane były w sposób prawidłowy zabezpieczone, a jeżeli dane są pobierane, nie były przekazywane w inny sposób niż poprzez dostęp do rejestru. Nie może być tak, że ktokolwiek w jakiejkolwiek korespondencji przekazuje dane sensytywne na temat pacjenta.

Nie zakładam, by Adam Niedzielski odpowiedział na wezwanie lekarza z Poznania. Co zatem może dalej zrobić doktor Pisula? Skierować sprawę do sądu?

Doktor Pisula powinien bezwzględnie, jeśli Adam Niedzielski nie zastosuje się w całości do jego wezwania przedsądowego, skierować sprawę do sądu. Oceniam, że ma bardzo duże szanse na pozytywne zakończenie tej sprawy. Oczywiście biorąc pod uwagę czas działania polskich sądów będzie musiał na to poczekać, ale mam nadzieję, że będzie w tym konsekwentny. O wynik sprawy jestem spokojny.

Myślę, że niewiele osób spodziewało się takiego obrotu spraw: 8 sierpnia minister zdrowia został zdymisjonowany. Pan jako Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, zarzucał mu jawne łamanie konstytucji. Czuje Pan satysfakcję?

Mam poczucie, że prawidłowo zachował się samorząd lekarski i adwokacki. Jako zawody zaufania publicznego działając w interesie obywateli jednoznacznie powiedzieliśmy stop działaniom sprzecznym z prawem oraz stop działaniom łamiącym prawo do prywatności. Nawet przez ułamek sekundy nie rozważałem i nie będę tego rozważał w kategoriach satysfakcji. Oceniam to w aspekcie prawidłowego realizowania zadań samorządu adwokackiego, na czele którego stoję.

Pacjenci i lekarze mogą czuć się bezpieczni?

Chciałbym, aby tak było. Budowanie poczucia bezpieczeństwa każdego z nas jest jednym z podstawowych zadań władzy publicznej. Lekarze i pacjenci mogą mieć poczucie bezpieczeństwa pod warunkiem, że zawody zaufania publicznego są niezależne od władzy i potrafią upominać się o respektowanie prawa.