Adwokat podpowiada: lekarzu, broń się sam
Jak reagować na pomówienia w Internecie i czego domagać się od dziennikarzy? Co robić w razie naruszenia nietykalności osobistej i o czym trzeba przypominać policjantom? Na te pytania niezwykle wyczerpująco odpowiada adwokat Karol Kolankiewicz, koordynator Biura Prawnego Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku, w rozmowie z Alicją Katarzyńską.
Karol Kolankiewicz
„Odradzam. Nie dość że arogancki, bo podczas wizyty patrzył cały czas w komputer i nie dowiedziałam się, co mi jest, to jeszcze skasował mnie więcej, niż ustaliliśmy w rozmowie telefonicznej. Leci na kasę, chyba nie bardzo zna się na leczeniu i jeszcze cham. Dziewczyny odpuście go sobie”. To jeden z komentarzy na temat lekarza ginekologa z portalu, na którym młode kobiety polecały sobie lekarzy. Jeden z całkiem kulturalnych komentarzy, dodajmy. Jeszcze kilka lat temu nie było tak łatwo obrazić lekarza…
– Coraz więcej lekarzy ma swoje strony internetowe, oczywiście takie strony mają też przychodnie, kliniki, szpitale. Można skomentować jakość usług, ocenić personel, poskarżyć się. Ale to nie jedyna możliwość, są przecież ogólnopolskie portale medialne skupiające adresy lekarzy, lekarzy według specjalności medycznych, różne rankingi, czy po prostu strony dzienników i tygodników, słowem jest mnóstwo miejsc, gdzie dużo można: wystawić opinię, opisać swoją historię, przypadek, ujawnić dane, medyczne szczegóły, obrazić, oskarżyć. Każdy internauta może to przeczytać, mało tego, jak jest jakiś „ciekawy przypadek”, od razu mogą to podchwycić media, rozdmuchać itp. Niestety sposobów, w jaki można naruszyć dobre imię lekarza, jest coraz więcej.
Tłumaczy pan lekarzom na szkoleniach w gdańskiej OIL, co to jest naruszenie dobrego imienia i jak z tym walczyć?
– Dobre imię, godność, cześć zalicza się do dóbr osobistych człowieka. Godność i cześć człowieka jest chroniona Konstytucją i prawem cywilnym, co oznacza, najprościej mówiąc, że nikt nie ma prawa jej naruszać, że podlega ochronie wynikającej z prawa cywilnego i karnego. Do dóbr osobistych zalicza się też, oprócz dobrego imienia i godności, m.in. zdrowie, wolność, swobodę sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, ale też prawo do spokoju, do integralności fizycznej i psychicznej.
Naruszyć dobre imię i godność osobistą można na wiele sposobów, m.in. przez zniewagę lub zniesławienie, czyli zachowanie, które w powszechnym rozumieniu uważane jest za obraźliwe. Zniewagą może być wypowiedź, gest lub inne zachowanie, które ubliża drugiej osobie. Jeśli chodzi o zniesławienie czy też pomówienie zwykle jest to przypisanie określonej osobie wyjątkowo negatywnej cechy, np. mówienie czy pisanie o lekarzu, że jest: leniwy, arogancki, niedbały, pazerny, nie umie leczyć. I zwykle celowo – żeby w lokalnym środowisku wzbudzić niechęć do lekarza, podważyć jego kompetencje.
Komentarze, opinie, ostrzeżenia, opisy mają siłę sprawczą, bo mogą je w szybkim czasie przeczytać setki tysięcy osób korzystających z Internetu i „wyrobić sobie opinię”, zniechęcić się. Odwrócić to znacznie trudniej.
– Taki komentarz, nieuzasadniona krytyka może naruszać dobre imię lekarza w oczach pacjentów, współpracowników, pracodawców czy w końcu znajomych. Lekarz prowadzący gabinet, gdy zostanie pomówiony za pomocą środków dostępnych w Internecie, może utracić potencjalnych i obecnych pacjentów, a to może oznaczać zawodową śmierć.
Wszelkie pomówienia i zniesławienia czy inne formy naruszenia dobrego imienia lekarza powodują, że lekarz może bronić się przed zarzutami, ale wówczas powinien potrafić udowodnić mediom lub autorowi komentarza, że niesprawdzone przypisanie lekarzowi niewłaściwego postępowania naraziło go na utratę pracy, dobrego imienia czy szereg innych, trudnych do usunięcia skutków. No i potem zapracować żeby to zaufanie odbudować. To nieraz gorsze niż roszczenia finansowe pacjentów, na wypadek których lekarze się ubezpieczają.
Naruszenie dobrego imienia lekarza to nie tylko komentarze w Internecie.
– Naruszaniem dobra osobistego jest też szarpanie, popychanie lekarza przez agresywnego pacjenta, rodzinę lub znajomych chorego. Naruszeniem prawa do ochrony wizerunku jest opublikowanie zdjęcia lekarza bez jego zgody, np. jako ilustracji do tekstu o jakichś nieprawidłowościach w służbie zdrowia. Dobra osobiste lekarzy naruszają nie tyko pacjenci, ale i dziennikarze, którzy w pogoni za sensacją często nie dbają o to, żeby jak najrzetelniej ustalić prawdziwy stan rzeczy.
Ale może obrażać nawet tytuł tekstu, nieudany kamuflaż tzn. takie ukrycie danych osobowych, że każdy przeciętny odbiorca bez trudu ustali, o kogo naprawdę chodzi, np. w jednej z gazecie napisano kiedyś, że „wypadek pod wpływem alkoholu spowodował Zenon H., syn polskiego kosmonauty” (jak wiadomo kosmonautę mieliśmy jak dotąd jednego), także wszystkie określenia typu „były dyrektor największego szpitala w Gdańsku”, „znany dermatolog, członek rady lekarskiej w…” itp. Nawet zapowiedź programu telewizyjnego, audycji może naruszać dobre imię lekarzy: „Już za trzy dni reportaż o korupcji w gdańskim szpitalu”.
Wydaje się, że lekarze albo nie wiedzą, jak mogą się bronić, albo niechętnie dochodzą swych praw. Można obawiać się, że czarny PR wobec nich, który od dłuższego czasu funkcjonuje właściwie we wszystkich mediach, spełnił swoje zadanie i lekarze przestali wierzyć, że warto walczyć o obronę swojego wizerunku?
– Prawo przewiduje szereg sposobów pozwalających lekarzom reagować na naruszanie ich dóbr osobistych, chociaż w jednym z orzeczeń Sądu Najwyższego z 2013 roku znalazło się takie stwierdzenie, że jeżeli ktoś wykonuje zawód zaufania publicznego, nie może żądać milczenia i musi się zgodzić na poddanie swej aktywności jawnej krytyce. Słowem lekarze, ale także np. adwokaci, muszą mieć „grubą skórę” i to trzeba sobie jasno powiedzieć.
Ale przede wszystkim muszą mieć wiedzę, że najczęściej w bardzo prosty sposób i bez większych kosztów mogą dochodzić swoich praw. Są tacy, którzy nie odpuszczają, decydują się na procesy, domagają się usuwania komentarzy, przeprosin, sprostowań, ale to ciągle nie jest liczna grupa. A lekarz może i moim zdaniem powinien reagować we wszystkich sytuacjach. Ja bym tylko zalecił, aby lekarz zanim podejmie jakiekolwiek kroki, poprosił o ocenę sytuacji dwie osoby: prawnika i kolegę najlepiej spoza środowiska, żeby zobiektywizować wydarzenie.
A jeśli i prawnik, i kolega zgodnie potwierdzą „walcz o swoje dobre imię”, to co dalej? Jeśli postać lekarza zostanie przedstawiona w negatywnym świetle np. w artykule prasowym niezgodnym z faktami?
– Tu mamy do dyspozycji Prawo prasowe i Kodeks cywilny. Prawo prasowe odnosi się do faktów, czyli sprostowania: terminów, dat, był, nie był, zrobił coś, nie zrobił. Jeśli w artykule pojawia się np. informacja, że lekarz nie przyjął pacjenta na oddziale o godz. 14, bo był w prywatnym gabinecie i wiemy że to nieprawda to prosta sprawa – w sprostowaniu piszemy nie był w gabinecie, tylko na sali operacyjnej itp.
Przy formułowaniu sprostowania byłby potrzebny prawnik, żeby oddzielić fakty od ocen i jasno sformułować żądanie umieszczenia sprostowania w artykule prasowym i w Internecie. Tu są jasno określone zasady, np. sprostowanie nie może być większe niż dwukrotność artykułu, musi zostać wydrukowane tą samą czcionką (nie mniejszą), pojawić się w tym samym dziale co artykuł, w określonym czasie od otrzymania. Nie trzeba od razu iść do sądu i wszczynać procesu. Można też domagać się przeprosin, zadośćuczynienia, wiele redakcji dobrowolnie umieszcza w nakazanym terminie sprostowanie, żeby uniknąć procesu.
A jak dochodzić swoich praw przy naruszeniu nietykalności osobistej, szarpania, popychania itp.
– Mieliśmy przypadek lekarza, którego poturbował mąż pacjentki. Powód? Żona za długo musiała czekać w kolejce. Sprawa trafiła do sądu, który uznał winę męża pacjentki i na mocy orzeczenia sądu umieszczono przeprosiny tego pana podpisane jego imieniem i nazwiskiem. Przez miesiąc wisiały w widocznym miejscu w tej poczekalni. Kodeks karny czy Kodeks cywilny chroni nas we wszystkich sprawach choć awantura w poczekalni, która przeradza się w rękoczyny to już może być prawo karne.
Ale lekarze nie mogą zapominać o bardzo ważnej rzeczy: lekarz w trakcie czynności ratujących życie człowieka np. na Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych, jest traktowany jak funkcjonariusz publiczny! To znaczy ma zapewnioną nietykalność cielesną – jeśli pacjent, rodzina, bliscy zaczną go szarpać, popychać, wyzywać – policja i prokuratura ściga sprawcę takiego czynu z urzędu. Niestety często trzeba o tym stanowczo i kilkukrotnie przypominać funkcjonariuszom policji, a nawet prokuratorom.
A co lekarz może zrobić z pomówieniami w Internecie?
– Administrator strony, portalu, serwisu, po otrzymaniu informacji czy wezwania od lekarza lub prawnika, że określony wpis narusza dobra osobiste czy też jest pomówieniem z Kodeksu karnego, ma obowiązek komentarz usunąć – taki obowiązek wynika z przepisów ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Trzeba wiedzieć że właściciel strony odpowiada za wszystko, co się na niej znajduje, i nie jest tak, że wszystko może tam umieścić. Dlatego właśnie po otrzymaniu zawiadomienia, że pewne treści mogą naruszać prawo, musi zareagować. A jak się jeszcze mu uświadomi, że jeśli nieprawdziwego komentarza nie usunie, będzie odpowiadał razem z jego autorem, to sprawa szybciej idzie.
Można też żądać podania danych osobowych komentatora, mimo że administrator może zasłaniać się ochroną danych osobowych, tajemnicą telekomunikacyjną. Ale NSA w ostatnim czasie stwierdził, że ten kto narusza prawo, nie może sam się prawem zasłaniać, musi się liczyć z tym, że w tej danej konkretnej sprawie ważniejsze od prawa do ochrony tajemnicy telekomunikacyjnej czy danych osobowych będzie prawo poszkodowanego do obrony dobrego imienia czy czci. Administratorzy nierzadko udostępniają namiary w takich sytuacjach, sami nie chcą mieć kłopotów.
Lekarze muszą pamiętać: internauta ukryty pod „nickiem” nie jest bezkarny ani anonimowy – można go zidentyfikować i zmusić do poniesienia konsekwencji. A prośba do administratora strony nic nie kosztuje. Innym sposobem dowiedzenia się, kto stoi za obraźliwymi tekstami, jest złożenie zawiadomienia na policji lub w prokuraturze o możliwości popełnienia przestępstwa pomówienia czy znieważenia z wnioskiem o ustalenie danych osobowych sprawcy. Na żądanie organów ścigania dane te zostaną ujawnione.
Wobec tej powszechnej nieżyczliwości medialnej wobec lekarzy rozmawiać z dziennikarzami czy nie?
– Najlepszą obroną jest pełna przejrzystość: w prowadzeniu gabinetu, przychodni, kliniki, szpitala itp. Pojawia się zarzut, że za pieniądze wepchnięto pacjenta do kolejki? Od razu szybka reakcja: u nas to robi się tak i tak, nie można nikogo wepchnąć, bo jest określona procedura. Jeśli jest zdarzy się rzeczywiście błąd, czasami lepiej przyznać się, przeprosić i naprawić – temat wówczas szybciej przycichnie. Nie można się tego bać, bo to zdarza się wszędzie. To właśnie buduje wiarygodność, zamyka drogę spekulacjom, domysłom. Nie ukrywać, nie kombinować.
Jeśli jest ta pełna przejrzystość, nie ma obaw żeby współpracować z mediami, ale rozważnie. Jeśli lekarz nie chce, nie może rozmawiać, odsyła dziennikarza do ordynatora, dyrektora, prezesa. Odradzam rozmowy przez telefon. Warto być do rozmowy przygotowanym, znać wcześniej fakty, sprawdzić dokumentację medyczną, wtedy nie ma się czego bać.
W przypadku pomówienia warto wydać komunikat prasowy, np. w lokalnej gazecie, portalu internetowym, przedstawiający stanowisko danego lekarza czy danej placówki w sprawie. Na koniec muszę dodać, że równie ważna jest wyważona reakcja – każdą sprawę traktować trzeba indywidualnie i z całą rozwagą – nie ma uniwersalnej recepty jak postępować we wszystkich przypadkach.
Wywiad ukazał się na stronie internetowej Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku