Artur Andrus: 27,3 proc. badanych
Kuzyn Mietek, nasz rodzinny filozof, twierdzi że „Jeśli człowiek chce se pożyć / Musi się nauczyć mnożyć”. Nie wyjaśnił, czy chodzi o prokreację – zapewnienie sobie potomstwa, które w odpowiednim momencie zaopiekuje się człowiekiem, czy też prościej – o mnożenie dóbr materialnych pozwalających człowiekowi „se pożyć”? A może o coś jeszcze innego?
Foto: pixabay.com
Październikowa wizyta pewnego amerykańskiego doktora wywołała w naszym kraju burzliwą dyskusję. Jedna gazeta pisała o nim, że jest „renomowanym psychologiem, specjalistą zagadnień homoseksualizmu”, druga – że jest pseudonaukowcem, który wielokrotnie skompromitował się fałszywymi badaniami i nadinterpretacjami, a jego „życiorys jest kopalnią absurdalnych teorii”.
Oczywiście pierwsza gazeta twierdzi, że to, co pisze druga gazeta, to oszczerstwa, druga gazeta twierdzi, że to, co pisze pierwsza gazeta, to nieprawda, bo to prawda, co pisze ta druga gazeta. Temat wzbudza takie emocje i jest tak osadzony światopoglądowo, że nawet jeżeli ktoś przeczyta artykuły obu gazet, to i tak pozostanie przy zdaniu, które miał przed przeczytaniem.
Mnie w tej całej dyskusji coś wzruszyło. Otóż druga gazeta, podając przykłady nierzetelności badań, przywołuje publikację, w której pan doktor wyciąga wnioski dotyczące całego społeczeństwa na podstawie analizy tylko sześciu spraw sądowych. Albo stwierdza, że jakieś zjawisko dotyczy 29 proc. pewnej grupy społecznej, bo tak napisało 5 osób z 17 ankietowanych. I gazeta uważa, że to za mało reprezentatywna grupa, żeby wyciągać takie wnioski. A co mnie wzruszyło? Wspomnienie z młodości.
Na zaliczenie zajęć z socjologii na uniwersytecie mieliśmy w trzyosobowych grupach wymyślić i przeprowadzić jakiś eksperyment. Z kolegami Darkiem i Tarikiem postanowiliśmy zbadać, jak na pytanie o wpływ Kościoła na politykę w Polsce reagują ludzie na ulicy. Chodziło o to, żeby sprawdzić, czy odpowiedzi będą różne w zależności od tego, komu pytani będą ich udzielać.
A że badany powinien od razu wiedzieć, z kim ma do czynienia, nasz wygląd nie mógł budzić żadnych wątpliwości. Darek udawał dziennikarza Polskiego Radia (normalny w tamtych latach strój – dżinsy, sweter i kamizelka przypominająca wędkarską), ja w czarnym garniturze i koszuli z koloratką zadawałem pytania rzekomo w imieniu Radia Watykańskiego, Tarik nie musiał się przebierać – wyglądał jak młody reporter jakiejś bardzo zagranicznej stacji, co najmniej BBC (bo Al-Dżazira jeszcze wtedy nie nadawała).
Wyszliśmy na miasto i zaczęliśmy badać. Ale kiedy uświadomiliśmy sobie, że jest piątek, w akademiku czekają koleżanki i koledzy, stwierdziliśmy, że przepytanie jedenastu osób wystarczy. Zlecenie opracowania wyników dostał Darek. Nie znaliśmy się wtedy dobrze. Nie mieliśmy pojęcia, że jest tak uczciwym człowiekiem. Zimny pot mnie oblał, kiedy kilka dni później, podczas kolejnych ćwiczeń z socjologii, Darek zaczął przedstawiać wyniki naszego eksperymentu.
– Dwadzieścia siedem i trzy dziesiąte procent badanych, czyli trzy osoby…
W czasie przerwy w zajęciach rzuciliśmy się z pretensjami do przesadnie uczciwego kolegi:
– Zwariowałeś?! Nie mogłeś tych wyników pomnożyć przez dwadzieścia?!
Dostaliśmy piątkę za pomysł i dwóję za wykonanie. Łącznie dostateczny. Teraz, po latach, uważam, że ocena była niesprawiedliwa. Powinno się dawać przynajmniej licencjaty honoris causa z socjologii za prawdomówność, która w badaniach naukowych jest nie mniej ważna od rzetelności i poprawności metodologicznej. Ale doktorat to chyba przesada.
Artur Andrus
Dziennikarz radiowej „Trójki”, konferansjer i satyryk
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 11/2016
Zobacz konferencję naukową pt. „Marihuana – lek czy zagrożenie?”:
Przypominamy: od 1 września recepty na bezpłatne leki dla pacjentów 75+ wystawiają lekarze podstawowej opieki zdrowotnej udzielający świadczeń POZ u danego świadczeniodawcy, pielęgniarki POZ oraz lekarze wypisujący recepty pro auctore i pro familiae. Kliknij tutaj, żeby przeczytać komentarze ekspertów i pobrać pełną listę bezpłatnych leków dla seniorów.