Artur Andrus: Wkurzajex Max
W książce „Brzechwa nie dla dzieci” pojawiają się wspomnienia Haliny, siostry poety. Jedno z nich jest charakterystyką Kazimiery – guwernantki, w której mały Jaś się zakochał: „Była to stara panna, w miarę brzydka, ale miła i sumienna”.
Foto: Mariusz Cieszewski, MSZ, CC BY 2.0
Bardzo spodobało mi się użycie zwrotu „w miarę” w tym opisie. Chociaż określenie to niewątpliwie komplementem nie jest, mieści się w granicach dobrego wychowania. Włączę do własnego słownika i od dziś będę mówił, że ktoś jest w miarę fałszywy, w miarę podły, w miarę wredny, w miarę beznadziejny. Jakoś to milej brzmi.
W tych tekstach staram się nie poruszać tematów politycznych, ale ten akurat ma pewien związek z medycyną. Otóż kilka osób obruszyło się na wieść, że chętnych do kandydowania z listy pewnego ugrupowania do parlamentu przesłuchuje zaprzyjaźniony z liderem tego ruchu psychiatra.
Sam lider obruszył się na to, że kilka osób się na to obruszyło i stwierdził, że nie ma w tym nic dziwnego, a gdyby psychiatra porozmawiał z pewnym wysoko postawionym politykiem rządzącej partii „…miałby różne wnioski na jego temat”. Też pięknie powiedziane. Złośliwie, ale zarazem delikatnie.
Wiadomo, że propozycja spotkania z psychiatrą nie jest wyrazem prawdziwej troski o zdrowie politycznego przeciwnika, ale obrazić się nie ma za co. Bo przecież „różne wnioski” to nie muszą być koniecznie negatywne opinie fachowca na temat stanu psychiki badanego.
Lekarz może stwierdzić, że jest lepiej niż w poprzedniej kadencji, że idzie ku dobremu. Swoją drogą nie widziałbym niczego złego w obowiązku wstępnych badań lekarskich osób, które mają potem decydować o przyszłości naszego państwa.
Nie wiem tylko, czy koniecznie trzeba angażować do tego psychiatrów? Nie napiszę, że pediatra by wystarczył, bo zaraz ktoś mnie słusznie oskarży o stosowanie łatwego chwytu polegającego na przyrównywaniu polityki do dziecinady.
Lekarz medycyny pracy. Niech zbada i wyda orzeczenie o braku przeciwwskazań do wykonywania czynności parlamentarzysty, ministra, premiera, prezydenta. Kiedy ja zaczynałem pracę w radiu, byłem u pani laryngolog i dostałem zaświadczenie, że wystarczająco mówię i słyszę.
À propos słyszę. W radiowych i telewizyjnych reklamach zauważyłem coraz powszechniejszą metodę wielokrotnego powtarzania nazwy promowanego leku:
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że nie pójdziesz na randkę?!
– Nie mogę, muszę prasować…
– Aniu, masz kurzajki, tak?! Zastosuj Kurzajex Forte.
– Kurzajex Forte?
– Tak, Kurzajex Forte. To najlepszy preparat do usuwania kurzajek. Od kiedy zażywam Kurzajex Forte, nie wiem, co to samotność.
Przypuszczam, że to zabieg marketingowy, mający na celu utrwalenie nazwy preparatu, ale mogę też przyjąć, że to z troski o zdrowie pacjenta. Trzeba mu parę razy powtórzyć, żeby przez przypadek zamiast Kurzajexu Forte nie kupił Wkurzajexu Max, specyfiku polecanego w nawracających stanach apatii.
Jeśli specjaliści od reklamy stwierdzili, że tak trzeba, to korzystajmy z ich wiedzy i stosujmy. W szkole:
– Ocena niedostateczna.
– Niedostateczna? Tak?
– Tak. Niedostateczna.
W gabinecie lekarskim:
– Ma pani grypę.
– Grypę?
– Tak, grypę. I przepiszę pani lekarstwa na grypę.
– A one pozwolą mi pokonać grypę?
– Tak, grypę. Za dwa tygodnie proszę się zgłosić do kontroli.
– Kontroli?
– Kontroli. Musimy wszystko sprawdzić, gdyż jest pani w miarę chora.
– A pan miły i sumienny.
Artur Andrus
Dziennikarz radiowej „Trójki”, konferansjer i satyryk