26 czerwca 2025

Banki białej krwi

Dzięki bankom mleka skrajne wcześniaki zyskują dostęp do lekarstwa niedostępnego w żadnej aptece. Nie byłoby go, gdyby nie dawczynie: karmiące mamy – mówi Agnieszka Piątkowska, kierownik Banku Mleka Kobiecego w Instytucie „Centrum Zdrowia Matki Polki”, w rozmowie z Adamem Czerwińskim.

Fot. arch. prywatne

Parę lat temu widziałem niezwykłe ogłoszenie. W „Gazecie Wyborczej” w dziale „Pomoc w domu i opieka” ktoś zamieścił anons: „Zatrudnię kobietę karmiącą jako mamkę”.

Dziś mamki, jakie znamy z literatury czy opowieści starszych krewnych, należą do przeszłości. Mamy już taką wiedzę, że potrafimy chronić i wspierać laktację u mamy biologicznej, tak by mogła uzyskać pokarm po porodzie. Wiemy też, jak zaopiekować się kobietą, by laktację utrzymać przez okres przynajmniej sześciu miesięcy.

Poza tym w Polsce i na świecie wróciły do łask laktaria i banki mleka. Od 2015 r. dzięki programowi „Za życiem” powstała sieć 16 takich banków. Skoro działają takie instytucje, zatrudnianie mamek traci sens. Tym bardziej że mówimy o osobach działających w medycznej szarej strefie. Takiej, w której nie zadaje się pytań o bezpieczeństwo.

A przecież mleko kobiece jest ludzką tkanką. Może nie tak wymagającą jak krew, nie musimy dostosować dawcę do biorcy pod względem zgodności biologicznej. Ale nie możemy zapominać o elementarnym bezpieczeństwie. Bezwzględnym przeciwwskazaniem do karmienia piersią jest zakażenie wirusem HIV, bo mleko kobiece go przenosi.

Powiedzmy, czym ten bank jest i jak działa?

W bankach zazwyczaj się coś gromadzi, przechowuje i wydaje. My gromadzimy mleko od kobiet, które karmią własne dzieci i mają „nadwyżki”. Tym mlekiem odpowiednio się zajmujemy: analizujemy, czy jest bezpieczne pod względem mikrobiologicznym, sprawdzamy również jego skład i wartość odżywczą. Czyli działamy jak laboratorium.

Zgodnie z obowiązującymi rekomendacjami mleko kobiece w banku jest poddawane procesowi pasteryzacji. Po pasteryzacji prowadzimy kolejne badania. Tak, że jesteśmy absolutnie pewni, że wychodzące od nas mleko jest bezpieczne i posiada określony skład, a więc ma określoną ilość tłuszczu, białka i liczbę kalorii. Zabezpieczony i zbadany produkt przechowujemy do momentu, kiedy spłyną zamówienia ze szpitalnych oddziałów.

Wasi biorcy to…

Zazwyczaj noworodki w oddziałach neonatologicznych. Twórcy sieci banków mleka w Polsce zakładali, że pierwszymi biorcami pasteryzowanego mleka kobiecego będą dzieci urodzone przedwcześnie. Głównie skrajnie niedojrzałe wcześniaki, a więc dzieci urodzone przed 30. tygodniem ciąży. Mleka kobiecego potrzebują również noworodki obarczone chorobami i wadami wrodzonymi. Dostają je również tak zwane późne wcześniaki.

Kolejną grupą odbiorców są dzieci urodzone o czasie, które wymagają hospitalizacji czy leczenia ze względu na zaburzenie okresu adaptacji, choroby czy wady. Ostatnia, najmniejsza grupa to zdrowe dzieci urodzone o czasie, których matki borykają się z brakiem mleka. Czasem z banków korzystają podopieczni domów dziecka i maluszki w hospicjach. Zostaje nam jeszcze pewna pula mleka do celów naukowych.

Czasem życie pisze scenariusze, które trudno umieścić w określonej szufladce. Bywało, że w naszym ośrodku rodziły się bliźniaki. Jedno z rodzeństwa trafiało na oddział neonatologiczny, drugie zostawało na oddziale położniczym z mamą, która nie miała pokarmu. Wtedy zarówno zdrowy noworodek przy mamie i jego siostra czy brat na neonatologii dostawali mleko bankowane. W momencie kiedy mama uzyskiwała pokarm, nasze mleko było wycofywane. Ono było traktowane jako pomost do naturalnego pokarmu matki.

Neonatolodzy mówią o „złotej godzinie”.

Chodzi o to, by w pierwszych kilkudziesięciu minutach po porodzie podać dziecku naturalny pokarm, najlepiej matki. Tylko że nie zawsze się to udaje. Bo laktacja po porodzie ma różny przebieg. Wpływa na nią wiele czynników ze strony matki – i zdrowotnych, i zewnętrznych – np. stres okołoporodowy. Więc nie zawsze mama w pierwszych godzinach po porodzie jest w stanie pozyskać pierwsze krople mleka. Jeśli ciąża kończy się zbyt wcześnie, kobieta może mieć problem z wytworzeniem mleka. Zawsze są dwie osoby, które biorą udział w laktacji: mama i dziecko, które oczekuje na pokarm.

Laktacja jest fizjologicznym procesem, który kończy ciążę. W momencie zakończenia porodu, urodzenia łożyska, rusza cały kompleks laktogenny i proces powinien się zacząć. Ale jest on zależny od hormonów, od stanu mamy, również emocjonalnego. Poród przedwczesny, np. w dwudziestym piątym, dwudziestym ósmym tygodniu, to często sytuacja krytyczna. Działają kortyzol, adrenalina. I one blokują wydzielanie hormonów odpowiedzialnych za laktację, takich jak prolaktyna, oksytocyna.

Coraz częściej ciężarne mają choroby przewlekłe typu cukrzyca, nadciśnienie. To też nie pomaga. Może opóźnić laktację nawet do piątej doby po porodzie. To czas dla doświadczonych położnych. Prowadzimy stymulację, pokazujemy, jak pracować z laktatorem, ale zdarza się, że mimo wysiłków pokarmu nie uzyskujemy w odpowiednich ilościach. 2 do 3,5 ml na dobę to za mało na start.

Nawet skrajny wcześniak potrzebuje około 0,5 ml osiem razy na dobę.

Dlatego kiedy przyjdziemy do zestresowanej kobiety z informacją, żeby się nie martwiła, bo dziecko dostanie mleko, i to ludzkie, przebadane, pasteryzowane, bezpieczne dla jej dziecka, a nie sztuczną mieszankę, to usuwamy przynajmniej jedną przeszkodę na drodze do laktacji, czyli stres.

Dla dzieci to też ważne.

Skoro mamy spokojniejszą mamę, możemy zająć się dzieckiem. Wiemy, że fizjologicznie przeciwciała, czyli wsparcie odpornościowe od matki, przenikają przez łożysko powyżej 34. tygodnia ciąży. Potem, po porodzie, kontynuacją tego procesu są przeciwciała przekazywane w pokarmie mamy. Wcześniak urodzony przed czasem przekazywania przeciwciał jest pozbawiony naturalnej ochrony, a nierzadko trzeba go zaintubować, założyć drogę. Te interwencje są obarczone ryzykiem zakażenia.

Mamy dowody na to, że mleko kobiece ma nie tylko walory odżywcze, ale przede wszystkim stymuluje układ odpornościowy. Wiemy także, że dla wcześniaka nie potrzeba bardzo dużo tego mleka. Te krople – 0,2, 0,3, 0,5 mililitra mleka matczynego – wpływają stymulująco na odporność. Do tego dochodzi działanie odżywcze, mówimy wtedy o żywieniu troficznym, które jest równie ważne jak leczenie. Reasumując: mleko jest lekarstwem dla wcześniaków.

A jak sobie radzicie z pozyskiwaniem mleka?

Nie ma banku bez dawczyń. Dlatego w Polsce wszystkie banki mleka działają przy szpitalach. Na świecie jest różnie. My potrzebujemy dostępu do nadwyżek mleka. No i najłatwiej je zdobyć w obrębie szpitala z oddziałami położniczymi i noworodkowymi. Bo właśnie tu można znaleźć mamy, które są zdrowe i mają szansę na to, by rozwinąć laktację, czyli wykarmić swoje dziecko i jeszcze pozyskać nadwyżkę mleka, która będzie mogła zostać w banku.

Bank mleka działa na podobnych zasadach jak centrum krwiodawstwa. Ale największa różnica to dawcy. Centra krwiodawstwa budują sobie zaplecze z dawców, którzy regularnie, często przez całe życie, oddają krew.

Nigdy nie będziemy mieć takiego komfortu. Przede wszystkim dlatego, że dawczynią można być przez trzy miesiące. Oczywiście, zdarza się, że wracają do nas panie po urodzeniu kolejnych dzieci. Ale pozostaną z nami przez kolejne kilka-kilkanaście tygodni. Pozyskanie dawczyń to bodaj najtrudniejszy element pracy banku. Nie każda kobieta, która karmi, ma ochotę albo możliwości, żeby zostać dawczynią. A więc musimy szukać i zachęcać. Tu chwytamy się wszystkich możliwych metod. Staramy się, żeby było o nas słychać. Korzystamy z tradycyjnych mediów: telewizje, radia, gazety.

Bardzo dobrym narzędziem są social media. Dlatego informacje o nas często można znaleźć na Facebooku. Oczywiście bezcenny jest kontakt twarzą w twarz. Dlatego można nas spotkać w oddziałach położniczych i noworodkowych. No i poczta pantoflowa. Zawsze powtarzamy rodzicom, żeby opowiadali znajomym, że ich dziecko skorzystało z mleka innych kobiet. To samo z dawczyniami. Prosimy, by opowiadały koleżankom, jak się dzielą mlekiem. W naszym szpitalu jest dużo studentek położnictwa. Zapraszam je do banku i w trakcie wizyty zawsze proszę o reklamę na ich mediach społecznościowych, czyli tam, gdzie bywają inne młode kobiety.

Czyli Pani prowadzi nieustającą kampanię medialną.

Bo wiem, że wcześniej czy później przyjdzie kryzys. Teraz mam kilka stałych dawczyń. Ale co będzie, jak za kilka tygodni odejdą i nie namówię na współpracę żadnej kobiety? Zapasy wcześniej czy później się wyczerpią. A już niedługo wakacje.

Jak wygląda proces kwalifikacji dawczyni?

Jak w krwiodawstwie: najpierw jest wywiad, później badania serologiczne z krwi. Musimy także wykonać analizę mikrobiologiczną mleka, czyli poznać jego florę bakteryjną, ustalić miana mikroorganizmów. I tak jak nie każdy może zostać dawcą krwi, tak nie każda zgłaszająca się do nas kobieta będzie mogła nas wspierać.

Nawet jeśli karmi swoje dziecko i ono jest zdrowe?

Kontrolujemy mleko przed pasteryzacją i po niej. Po „obróbce” musi ono być jałowe, natomiast przed pasteryzacją nie może być wysokiego miana np. gronkowca złocistego. A wielu ludzi to nosiciele tej bakterii i o tym nie wiedzą. Czasem kobiety dowiadują się właśnie podczas kwalifikacji do banku mleka. Inny przykład to nadciśnienie. Można z nim w miarę bezpiecznie przejść całą ciążę, urodzić i karmić zdrowe dziecko. Ale niestety nie każda kobieta z nadciśnieniem może być dawczynią. Wszystko zależy od tego, jakie przyjmuje leki. Nie wszystkie leki na nadciśnienie są bezpieczne w mleku dla dzieci. Podobnie jest z innymi chorobami. Np. z depresją czy padaczką.

Obecnie mamy już takie leki, przy których możliwe jest bezpieczne karmienie własnego dziecka, ale już nie ma możliwości dzielenia się nadwyżkami mleka z bankiem. Bo przecież to mleko trafi do najbardziej kruchych pacjentów, czyli skrajnych wcześniaków. Musimy im zagwarantować najbezpieczniejszy pokarm, więc najlepiej, by nasze dawczynie były zdrowe, nieobciążone żadną chorobą, niebiorące żadnych leków. Tylko że coraz trudniej znaleźć taką kobietę. Każda kandydatka na dawczynię przechodzi pogłębiony wywiad zdrowotny.

Zadajemy mnóstwo pytań. Pytamy o choroby, które przeszła, jakie leki zażywa, jak się odżywia, czy korzysta z suplementacji preparatami witaminowymi lub ziołowymi. Pytamy o styl życia rodziny. Czy w domu się pali? Czy się pije? W końcu dopytujemy o to, jak dawczyni postępuje z mlekiem. W jaki sposób je odciąga, jakim laktatorem? Po kwestionariuszu wystawiamy skierowania na badania krwi i mikrobiologiczne. Po kilku dniach, kiedy mamy wyniki, podejmujemy ostateczną decyzję o kwalifikacji lub dyskwalifikacji. Przez sześć lat działalności mojego banku przez sito przeszło 250 dawczyń.

Wychodzi 42 rocznie.

Dlatego pracujemy w ciągłym napięciu. Zazdroszczę centrom krwiodawstwa, bo one mają bazę stałych dawców, którym w trudnym momencie można wysłać SMS-a z prośbą o wsparcie. Zamiast wysyłać wiadomości, otaczamy dawczynie troską. Za każdym razem staramy się im podarować jak najwięcej dobrych słów. A gdy dodamy, że dzięki pani mleku, powiedzmy, pięć noworodków zyskało możliwość korzystania z pokarmu kobiecego i doczekały momentu, w którym mama uzyskała własny pokarm, i być może uratowaliśmy je przed martwiczym zapaleniem jelit, to widzę błysk w oku i wielką radość.

Nasze dawczynie są wyjątkowe z jeszcze jednego względu. Są dobrze wyedukowane. Gdy z nimi rozmawiam, widzę, że świetnie znają walory mleka. Karmiąc swoje dzieci, widzą, że maluszki są zdrowsze i fajnie się rozwijają. Świadome tego chętniej się swoim mlekiem dzielą.

Wiemy, jak wygląda pobieranie krwi, a jak jest z mlekiem.

Mamy pokarm pobierają w domu i po prostu przywożą go w specjalnych pojemnikach. Mleko może być zamrożone. Mama po zakwalifikowaniu dostaje od nas butelki, wypożyczamy też laktator klasy szpitalnej. Jest cały czas pod naszą opieką. Co jakiś czas się z nią kontaktujemy, rozmawiamy. Jeśli pojawiają się jakiekolwiek problemy z laktacją, zgłasza się do nas.

Pokarm można zamrażać i przywozić do nas hurtem co kilka, kilkanaście dni, ale nie rzadziej niż raz na dwa, trzy tygodnie. Ponieważ nie mamy możliwości odbierania mleka z domu, „odpadają” nam pacjentki mieszkające dalej od nas. Nie namówimy ich na długie podróże. Nawet dziś dzwoniła do mnie pani spod Częstochowy. Chciała się dzielić mlekiem, ale zrezygnowała, gdy dowiedziała się, że co trzy tygodnie musiałaby przyjeżdżać do Łodzi. Rozumiem. To jest godzina jazdy w jedną stronę i kolejna godzina w drugą.

Czy szpital coś z tego ma, że ma bank mleka?

Na pewno prestiż. Dla wielu pacjentek informacja o tym, że w danej placówce działa bank mleka, może być dodatkowym argumentem, by w niej rodzić. Mleko kobiece jest dodatkowo finansowane przez NFZ. Można rozliczyć procedurę żywienia mlekiem kobiecym z banku. Procedura jest przeznaczona dla dzieci urodzonych przedwcześnie, do 4. tygodnia wieku korygowanego. Szpital dostaje za nią sporą liczbę punktów. Ale na prowadzeniu banku mleka się nie zarabia. Ministerstwo tak to wymyśliło i tak zaprogramowało, że zyskują placówki, które karmią.

Ale trochę niezręcznie mówić mi o pieniądzach w kontekście mleka kobiecego. Janusz Korczak powiedział, że mleko kobiece to biała krew, która ratuje życie. I my – w bankach mleka – pomagamy się nią dzielić. Dzięki mamom pomagamy dzieciom i innym mamom. I korzystając z okazji, wszystkim naszym byłym, obecnym i przyszłym dawczyniom z serca dziękuję.

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 5/2025