Błędem medycznym najczęściej określa się zdarzenie niepożądane
Żeby było mniej błędów, należy stworzyć system zgłaszania zdarzeń niepożądanych z prawdziwego zdarzenia, koncentrujący się nie na czyjeś winie, lecz analizie, jak i dlaczego do nich doszło.
Foto: archiwum ŚIL
Komentuje dr Tadeusz Urban, prezes ORL w Katowicach:
– Z mojego kilkunastoletniego doświadczenia jako Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej i zastępcy OROZ wynika, że błędem medycznym najczęściej określa się zdarzenie niepożądane występujące w trakcie leczenia.
Żeby jednak mówić o błędzie medycznym, musi być wykazana czyjaś wina, np. zaniechanie, brak staranności albo brak wiedzy. W Polsce nadużywa się tego terminu w odniesieniu do sytuacji takich, jak np. powikłania, dziejące się bez niczyjej winy, a szczególnie bez winy lekarza.
Foto: pixabay.com
Moim zdaniem, błędy najczęściej dotyczą braku należytej staranności, zaniechania jakiejś czynności oraz postawienia złej diagnozy, która skutkowała zastosowaniem nieprawidłowej terapii. W ostatnich latach jedną z najbardziej ryzykownych specjalności lekarskich stała się ginekologia. Sam jestem ginekologiem i widzę tę zmianę. Trudno powiedzieć, czy przy porodach jest najwięcej zdarzeń niepożądanych, ale pewnie wówczas są one najbardziej spektakularne.
Zgon noworodka albo urodzenie niepełnosprawnego dziecka zawsze budzi wielkie emocje, także w mediach. Młodzi lekarze nie chcą się specjalizować w tej dziedzinie, uważając, że praktyka ginekologiczna wiąże się z dużym ryzykiem wystąpienia późniejszych problemów natury prawnej. Tymczasem statystyki w ginekologii i położnictwie są bardzo dobre, plasują one polskich lekarzy na czołowych miejscach w Europie, m.in. pod względem niskiej umieralności okołoporodowej.
Polskie szpitale monitorują zdarzenia niepożądane, co wynika m.in. z przepisów dotyczących jakości. Strach przed konsekwencjami wzbudza jednak niechęć do ich ujawniania, bo mogą być potraktowane jako błąd medyczny i doprowadzić do pociągnięcia do odpowiedzialności karnej czy zawodowej. Wszystko to wynika z konstrukcji naszego systemu prawnego, w którym, chcąc skorzystać ze świadczeń odszkodowawczych, trzeba winę przypisać konkretnemu człowiekowi.
Notował: Mariusz Tomczak