8 grudnia 2025

Chiny: Harmonia sprzeczności (foto)

Chiny olśniewają rozmachem i onieśmielają dyscypliną. W tym kraju nic nie jest oczywiste – piękno bywa maską, tradycja spektaklem, a nowoczesność sceną, na której odgrywa się dawny mit potęgi. Podróż po Państwie Środka to nie tylko spotkanie z kulturą, ale i z samym sobą – z własnym zachwytem i lękiem.

Proste zlecenie relacji z wycieczki do Chin, zorganizowanej przez biuro podróży i bogatej w różnorodne doznania, stanęło przede mną niczym Tama Trzech Przełomów, Wielki Mur i tysiące schodów prowadzących do cywilizacji podbijającej świat.

Nic w Państwie Środka nigdy nie było proste, a moja opowieść jest tylko nieudolną próbą literackiej ucieczki od geopolityki. We wspomnieniu z jedwabnych szlaków opiszę zatem aktorskie kreacje, teatralizację życia ulicznego, uparte poszukiwanie korzeni i zacieranie blizn rewolucji kulturalnej.

Nie wszyscy uczestnicy trzytygodniowej wyprawy korzystali z wieczornych fakultetów, które po trudach całodniowej realizacji programu podstawowego pozwalały na zajęcie miejsc wśród miłośników sztuki scenicznej. Opera pekińska okazała się niedostępna, co pociągnęło za sobą wachlarz propozycji alternatywnych, z których najmniej ryzykowną był odpoczynek w hotelowym pokoju.

Bo cóż można odszyfrować w widowisku bez znajomości języka? Łącznikiem i magnesem stają się wówczas muzyka, stroje  i oprawa scenograficzna. Dlatego grupa postawiła na musical, którego po usłyszeniu i zobaczeniu na żywo już nie da się zapomnieć mimo lekkich braw tubylców i piknikowego niemal odbioru przedstawienia.

Maska

Osiedlowy teatr mógłby pomieścić trzy, a może nawet cztery tysiące widzów, ale w poniedziałek musiał zadowolić się zaledwie kilkoma  setkami, które zniknęły w morzu czerwonych foteli. Ogromna scena otoczona ekranami ledowymi pozwoliła docelowo na stworzenie przedstawienia totalnego, z wykorzystaniem najnowszej techniki estradowej.

Nie ma w Polsce ani jednego teatru, w którym jest możliwa jednoczesna praca kilku platform hydraulicznych przy zmianie scenerii i błyskawicznym zalaniu basenu z fontannami przez wysoki wodospad.

Jeśli dodać kolory prezentacji multimedialnych i strojów, żywe ptaki zdobiące kapelusze Chinek, popisy zespołów tanecznych, które z geometryczną precyzją wykonywały zadania choreograficzne, i solistów śpiewających na miarę broadwayowskich premier, trzeba z uznaniem złożyć ręce do oklasków. Nie było to łatwe, gdy robi się zdjęcia, a ten zakazany w Europie prawami autorskimi proceder jest tam powszechny.

W musicalowej harmonii pojawia się jednak pierwsza sprzeczność. Pod doskonałą fasadą nie ma wielkich treści. Ot, prosta legenda o miłości i rycerskości, zdradzie, odwadze i honorowej śmierci. Maska pozwalająca przetrwać codzienny stan oblężenia, niekończących się kontroli bezpieczeństwa, bajka ku pokrzepieniu  serc i wzmocnienia muru nieufności wobec każdego, kto myli krok ku potędze.

Tang Dynasty Show

Jedwabny szlak w kierunku Europy zaczynał się w jednej z sześciu historycznych stolic Chin – Xi’an. Nieopodal wielomilionowego miasta znajduje się Mauzoleum Pierwszego Cesarza z terakotową armią. Wynurzające się z okopów grobowca naturalnej wysokości figury oficerów, żołnierzy, cywilów, muzyków, medyków i zwierząt z wypalonej gliny turyści oglądają pod dachem hali z balkonami wokół.

Hałas, tłok i walka o dobrą miejscówkę do pamiątkowej fotografii nie uświęcają nekropolii ocalonych, których zadaniem jest pomoc w odzyskaniu  władzy cesarskiej w życiu pozagrobowym. W szykach bojowych mierzą się wzrokiem z widownią podziwiającą tysiące odmiennych twarzy, odrestaurowanych zmarszczka po zmarszczce w wielowiekowym marszu na Zachód.

Wieczorem w restauracyjnej sali ze sceną zmęczona zdobywaniem murów, spacerem do Wielkiego Meczetu i pokonaniem schodów Pagody Dzikich Gęsi armia globtroterów ze wszystkich zakątków świata zasiada do uczty pierożkowej.

Festiwal smaków kończy widowisko folklorystyczne i taniec z rękawami. Lekki i harmonijny jak czuły flesz na skrzyżowaniu ulic i niepohamowany śmiech pozujących do zdjęć, masowo przebranych w stroje swoich przedrewolucyjnych przodków młodych  Chińczyków. Wszystko na tle zabytków postawionych na nowo.

Feng Yan San Guo

Rejs po Jangcy to cichy spokój kajuty z widokiem na wysokie brzegi rzeki, propagandowy jazgot podczas posiłków i doskonała organizacja wycieczek w głąb niezatopionego lądu, kryjącego starożytne miasta duchów, pagód, poetów, cesarzy i amfiteatr ze sceną wodną o powierzchni 3,5 hektara! Takiego spektaklu nie mogłem sobie nawet wyśnić, bo moja wyobraźnia była dotychczas zbyt kameralna.

Nieco ponadgodzinne widowisko na świeżym powietrzu opowiada historię generała Guan Yu – boga wojny epoki Trzech Królestw, którego zna każdy Chińczyk. Legendarny pomysł wysadzenia góry i zalania doliny, w której zebrało się siedem wrogich armii przyszłego Białego Cesarza Liu Beia, miał swój dalszy, gospodarczy ciąg.

Wzdłuż Jangcy przymusowo wysiedlono w XX wieku ponad milion ludzi, których miasta, wsie, fabryki, szkoły i szpitale znalazły się na dnie zbiornika wodnego największej i najdroższej hydroelektrowni świata, przesuwając biegun geograficzny Ziemi o 2 centymetry.

Wrócę jednak do specjalnie wybudowanego amfiteatru z półobrotowym audytorium, dającego możliwość rozgrywania akcji po  dwóch stronach pleneru, bez wstawania z miejsc.

Konstrukcja pozwoliła na rozmach scen batalistycznych, podwieszenie dekoracji z sadem brzoskwiniowym, funkcjonalność kamiennych filarów na środku wodnej tafli, okazały tarasowy pałac, laserowe projekcje, efekty 3D, wybuchy fontann, akrobacje na okrętach i linach, przemarsze wojsk, galop koni i ogniste fajerwerki. Pokaz siły, nie tylko artystycznej, w zawrotnym tempie i magicznym otoczeniu.

Wodne miasto

Burza z ulewnym deszczem w Tongli była krótką odmianą podczas upalnych dni lipcowej wyprawy. W ostatniej chwili gondola dopłynęła do brzegu, pozwalając na zajęcie miejsc wzdłuż kanałów z malowniczymi mostkami. Oto filmowy kadr z łykiem herbaty i kaligrafią planów na przyszłość, rysowanych tuszem na czerwonej serwetce ze złotymi gwiazdkami.

Circus World

Nie pamiętam już, jak dawno temu byłem w cyrku, ale akrobacji w Szanghaju nie można było pominąć.  Poza jednym numerem z gołębiami był to pokaz wyłącznie ludzkich umiejętności z wykorzystaniem stałej areny i techniką, której pod brezentem nie można byłoby raczej zobaczyć. Zapadnie, podnośniki, basen, efekty świetlne i mistrzowska runda ośmiu elektrycznych motocykli jednocześnie w ażurowej kuli zrobiły wrażenie na ponadpółtoratysięcznej publice wpatrzonej w ekwilibrystów z zapartym tchem.

Każdy ruch był zaplanowany z zegarmistrzowską precyzją i wykonany bez skuchy na linach, trapezach, kołach, trampolinach i szarfach. Majstersztyk okupiony ogromną pracą dopełnił szanghajskie zapatrzenia na futurystyczne wieżowce, nowe muzeum starożytnych artefaktów i geniusz aranżacji ogrodu Yuyuan z trzema smokami podkreślającymi harmonię człowieka z naturą.

Wystrój salonu gier

Tandeta Las Vegas na szczęście nie została w całości przeniesiona do postkolonialnego Makau. Starówka z ulicami w stylu Calçada Portuguesa i spacer od dekoracyjnej fasady ruin kościoła św. Pawła aż do placu Senackiego oddaje klimat Lizbony, kontrastując z rozświetlonymi po zmroku hotelami.

Główną ich atrakcją nie  jest wcale B&B, ale przede wszystkim dostęp do gier hazardowych, zakazanych w innych prowincjach Chin. Enklawy ryzyka zaburzeń behawioralnych zaprojektowano z przepychem. Zadaszone scenografie z weneckimi kanałami, paryskim placem Vendôme i londyńskimi budkami telefonicznymi dopełniają repliki europejskich budowli. Ot, choćby wieży Eiffla.

Wejście smoka

Spóźnieni na zbiórkę wycieczkowej grupy biegliśmy do pomnika Bruce’a Lee, by podziwiać ikonę kina sztuk walki w alei Gwiazd. Promenada, która ciągnie się wzdłuż Portu Wiktorii, upamiętnia legendy hongkońskiego przemysłu filmowego i przyciąga tysiące ludzi. Wśród gwaru młodości patrzyłem na panoramę specjalnego regionu  administracyjnego Chińskiej Republiki Ludowej i, spacerując między wyciśniętymi w metalu dłońmi aktorów, zrobiłem bilans podróży pełnej sprzecznych komunikatów.

W lakowym pudełku z mistycznym feniksem (Fenghuang), symbolizującym harmonię i władzę, zamykam bezpowrotnie zachwyt i lęk, który mogłoby odstraszyć ruchome ramię figurki „kotka szczęścia”, gdyby nie było japońskim gadżetem w chińskim przebraniu. Za maską dobrobytu kryje się nieludzka twarz, a czarujący haft dwustronny mami artystycznym kunsztem detalu i aktualnością zdania sprzed 125 lat, że „Chińczycy trzymają się mocno…”.

Jarosław Wanecki

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 11/2025