Chłopcy z Placu Broni
10 lat temu z okazji rocznicy wyborów czerwcowych zrealizowałem z uczniami szkoły podstawowej sceniczną adaptację książki Ferensa Molnara. W nagrodę aktorzy pojechali na wycieczkę do Gdańska.
Historyczna brama nr 2 Stoczni Gdańskiej. Foto: Brosen, CC BY 2.5
Za tło pamiątkowego zdjęcia posłużyła stoczniowa brama, przez którą Polacy wyszli ku wolności. Nie wszyscy w jednym tempie. Jedni uskrzydleni, inni ostrożni. I tak od 30 lat zdajemy codzienny egzamin dojrzałości, gdy Polska zamiast krwi potrzebuje rozumu. Wszystko dzięki kartce do głosowania.
Uzyskując dyplom wyższej uczelni, trzeba było podjąć decyzję o miejscu dalszego życia. Wielu z nas, moich koleżanek i kolegów, którzy rozpoczęli studia w 1989 r., wróciło, bez nakazu pracy, do rodzinnych miast, miasteczek i wsi, do Polski prowincjonalnej, przaśnej, z zapachami folkloru, zabobonu i wszechogarniającej intrygi. Przyjęliśmy wyzwanie, że stąd nasz ród i nasza placówka dla potrzebujących. Byliśmy przecież pierwszym rocznikiem lekarzy wykształconych w wolnej Polsce.
W moich stronach spotkał nas jednak wielki zawód. Po stażu odmówiono nam dalszej pracy i specjalizacji. Płoccy lekarze 1995/96 znaleźli się na pierwszych stronach lokalnych gazet. Okazało się, że młoda inteligencja nie ma drogi usypanej płatkami róż i musi stanąć do wolnorynkowej rywalizacji. Na szczęście, wszystko potoczyło się dobrze. Kuracja wzmocniła nasze siły na przyszłość. Dzisiaj jesteśmy specjalistami, pełnimy ważne funkcje zawodowe i społeczne, a w biedzie możemy na siebie liczyć. Tymczasem swój Plac Broni definiują nasze dzieci.
30 ostatnich lat spędziłem w gabinecie lekarskim i na równi niemal w teatrze. Ludzie sceny i sztuki wraz ze swymi realizacjami, nawet ci, których krytykuję, są dla mnie wentylem psychicznego bezpieczeństwa, siłą do pracy. Dzięki Komisji Kultury Naczelnej Rady Lekarskiej mogę współpracować z lekarzami i lekarzami dentystami uprawiającymi wszelkie rodzaje działalności artystycznej. Dlatego wołam nieustannie, byśmy hołubili własnych twórców. Oni, podobnie jak kreatorzy profesjonalni, pokazują drogi ku wolności i humanizacji medycyny.
Brama Stoczni Gdańskiej paradoksalnie nadal dzieli Polaków. Szukamy złotego środka, kompromisu, wspólnych celów i nazwisk, z których jednoznacznie moglibyśmy być dumni. Moi mali aktorzy sprzed dekady składają na pamiątkowej fotografii kwiaty pod Pomnikiem Stoczniowców. Czy z tamtej czerwcowej lekcji, dzisiaj już dorośli lekarze, prawnicy, inżynierowie, nauczyciele, przedsiębiorcy, dziennikarze, zapamiętali podstawowe fakty? Czy wiedzą, ile trzeba było czasu, wysiłku, pomyłek, krwi, sprzecznych koncepcji i sporów, rozmów przy Okrągłym Stole i walki na barykadach, ofiar i modlitw, by otworzyć polską bramę na oścież? Czy, idąc w marszu między Miodową a Sejmem, nadal bezwiednie walą głową w mur, który nie runął w politycznym myśleniu o zdrowiu?
(Czy) „te skrzydła okrwawione.
W tylu bitwach poranione.
Choć zmalały, spopielały.
Jeszcze siły nie straciły.
Jeszcze są jak dawniej były (?)1
Wolny zawód lekarza jest zagrożony. Nemeczek, mimo gorączki, znów wyruszył, by zmierzyć się z Czerwonymi Koszulami. Jego głos ginie w propagandowym szumie o rosnącym budżecie i sanacji Placu Broni. Bramy więzienne stoją zapraszającym do emigracji otworem. „Później… lub pierwej…”.2
(Czy te) skrzydła dawnej chwały.
Mogą (jeszcze) unieść nas (?)”.1
Jarosław Wanecki, pediatra, felietonista
* * *
1 Parafraza tekstu „Polskie skrzydła” Ernesta Brylla, śpiewanego m.in. przez Danutę Rinn. Muzyka Włodzimierza Korcza była sygnałem dźwiękowym spotów wyborczych Komitetów Obywatelskich Solidarności w 1989 r.
2 Cyprian Kamil Norwid „Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie”.