3 listopada 2025

Diler w białym kitlu

Wystarczy, że pacjent przeczyta w internecie, jakie objawy przedstawić lekarzowi, by zażądać recepty na psychostymulanty. Czy medycyna niebezpiecznie zbliża się do granicy, za którą leczenie staje się legalizacją narkotyków?

Fot. shutterstock.com

Ostatnie akty przemocy wobec lekarzy, a także obserwowana w poradniach i szpitalach agresja słowna, gniew oraz wrogość pacjentów wobec personelu medycznego mogą budzić zdziwienie dziennikarzy, którzy pytają o przyczyny tych zjawisk. Dla lekarzy jednak powinny być one oczywiste. Reakcje tego rodzaju stają się zrozumiałe, jeśli odwołamy się do wiedzy o naturze człowieka i mechanizmach, które nią rządzą.

U każdego człowieka reakcja może przebiegać inaczej, ponieważ ludzie są odmiennie ukształtowani przez swoją przeszłość, kulturę, indywidualne predyspozycje osobowościowe oraz system przekonań i zasad, który tworzy ich charakter. Mimo tej złożoności, podstawy osobowości opierają się na wspólnych wszystkim ludziom instynktownych wzorcach zachowania, co sprawia, że reakcje te są w dużej mierze proste i przewidywalne. Jak ma się to do zjawiska sięgania po narkotyki? Już tłumaczę.

Stres cywilizacyjny

Behawioryzm wyjaśnia, że w sytuacji zagrożenia człowiek uruchamia jedną z trzech podstawowych reakcji: ucieczkę, znieruchomienie lub agresję. To właśnie instynktowna agresja – wyrażająca się złością, gniewem, a nawet krzykiem, przemocą czy niszczeniem przedmiotów – stanowi podłoże obserwowanej obecnie na całym świecie fali przemocy. Jej powszechność wskazuje, że we współczesnym świecie istnieje realna, aktywna przyczyna tego stanu – jest nią poczucie ciągłego zagrożenia.

Zagrożenie to ma swoje źródło w zjawisku określanym mianem stresu cywilizacyjnego, którego początki – według historii nowożytnej – sięgają około dziesięciu tysięcy lat wstecz. Wcześniej ludzie żyli w społecznościach zbieracko-łowieckich, funkcjonując w powtarzalnym rytmie trwającym przez dziesiątki tysięcy lat.

Ludzki organizm został zaprojektowany właśnie w tamtym okresie, a ponieważ ewolucja wymaga milionów, a nie tysięcy lat, by wykształcić nowe adaptacje, człowiek nie zdołał przystosować się do dynamicznego tempa życia – zwłaszcza w ostatnich dwustu latach.

Stałe poczucie zagrożenia zdrowia, życia, pracy czy stabilności finansowej, a także problemy rodzinne, społeczne, polityczne i ekonomiczne, trudności wychowawcze, konflikty w grupach rówieśniczych i społecznych – wszystko to tworzy gęstą sieć stresorów. Ich oddziaływanie prowadzi do zaburzeń dezadaptacyjnych, wynikających z wyczerpania rezerw czynnościowych układów serotoninowego i dopaminowego w mózgu. Osłabienie tych układów skutkuje odczuwaniem nieuzasadnionego strachu, stałego poczucia zagrożenia, a także bólu psychicznego i fizycznego – objawów, które składają się na stan chronicznego stresu i permanentnego napięcia.

Ucieczka od codzienności

Trzecia, poza agresją i znieruchomieniem, typowa rekcja na stan zagrożenia to ucieczka. A współczesny świat oferuje bardzo szeroki wachlarz propozycji pozwalających uciec od cywilizacyjnego stresu: alkohol, substancje psychoaktywne, hazard, pornografia, gry komputerowe, zakupy, ćwiczenia fizyczne, seriale, media społecznościowe i wiele, wiele innych. Definicja narkotyku jest bardzo szeroka. Mówi, że jest nim wszystko to, co pozwala uciec od rzeczywistości i uczynić nieznośne znośnym.

Lekarze zawsze wolą leczenie przyczynowe, a nie objawowe. Skoro przyczyną opisanych zachowań jest stan zagrożenia związany z bodźcami środowiskowymi lub osłabieniem podzespołów mózgu związanych z adaptacją do rzeczywistości – leczenie powinno polegać na zmianie środowiska wokół człowieka na takie, w którym będzie chciał żyć. Ewentualnie można dołączyć farmakoterapię, która wzmocni układ serotoninowy i dopaminowy. Leczenie zawsze polega na wzmacnianiu siły, a nie słabości. Dlatego lekarz nie zaleca przewlekłego używania pochodnych benzodiazepin, alkoholu, narkotyków ani dopalaczy.

Leki czy „rekreacja”

Niestety, obserwowane ostatnio zjawisko wprowadzania na rynek legalnych narkotyków – medycznej marihuany, ecstasy, psylocybiny i pochodnych amfetaminy – które są rejestrowane jako leki, jest zaprzeczeniem tego etycznego kierunku. Oczywiście kanabinole zawarte w marihuanie mogą mieć działanie prozdrowotne.

Są osoby, którym przynoszą ulgę i pomoc w chorobie. Do poradni zgłaszają się jednak ludzie, którzy mówią otwarcie lekarzowi, że nie chcą go okłamywać, iż mają dolegliwości bólowe, zaburzenia snu czy inne zaburzenia neurologiczne, psychiatryczne, gastrologiczne, okulistyczne, dermatologiczne albo dolegliwości z bardzo długiej listy wskazań. Po prostu proszą o przepisanie recepty na medyczną marihuanę. A nie ma w tej chwili żadnego problemu, by taką listę dolegliwości poznać, opowiedzieć o nich lekarzowi  i otrzymać receptę.

Trzeba pamiętać, że palenie marihuany nie jest obojętne dla zdrowia. Hamuje ona aktywność układu dopaminowego, co może powodować zespół demotywacyjny tym częściej, w im młodszym wieku jest nadużywana. Przewlekłe palenie marihuany prowadzi do wzrostu receptorów dopaminowych i zwiększenia się ich reaktywność. To zaś może prowadzić do psychoz toksycznych lub do uaktywnienia podatności na schizofrenię.

Wykazano, że marihuana zwiększa prawdopodobieństwo zachorowania na schizofrenię. A to mocny medyczny argument przeciwko jej legalizacji i zwiększaniu jej powszechnej dostępności. Jeszcze większy niepokój budzi fakt, że Australia jako pierwszy kraj na świecie dopuściła do leczenia depresji opornej ecstasy (MDMA), a zespołu stresu pourazowego – psylocybinę. Można się obawiać, że w przyszłości podobne decyzje mogą zapaść także w innych państwach.

MDMA to silny psychostymulant, który nie tylko uzależnia, ale również przyspiesza biologiczną degradację i zużycie organizmu. Psylocybina, choć nie wywołuje fizycznego uzależnienia, działa halucynogennie i może prowokować stany przypominające psychozy. Na kilkanaście godzin można poczuć się jak chory na schizofrenię i doświadczyć halucynacji wzrokowych i słuchowych oraz innych przeżyć, których charakter zależy od osobowości i aktualnego stanu emocjonalnego człowieka.

Podobnie jak w przypadku medycznej marihuany, nietrudno dziś opanować listę objawów depresji czy zespołu stresu pourazowego i zgłosić się do lekarza po receptę na jeden z „nowoczesnych” środków. W efekcie pacjent może legalnie otrzymać narkotyk o farmaceutycznej czystości. Trudno nie dostrzec zagrożenia, że w tej sytuacji lekarz zaczyna pełnić rolę pośrednika w legalnym obrocie substancjami odurzającymi.

Recepta na dobry nastrój

Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku psychostymulantów wykorzystywanych do leczenia ADHD. Od kilkudziesięciu lat znane jest zjawisko podkradania leków dzieciom z ADHD i zażywania ich przez rodziców. W USA opisywano, że w ten sposób „ginie” nawet połowa leków, na które trzeba powtarzać recepty. W Polsce od ubiegłej jesieni, kiedy wprowadzono internetowy test do diagnozy przesiewowej ADHD, liczba rozpoznań tej choroby wzrosła pięciokrotnie.

Dorośli pacjenci przychodzą do lekarzy psychiatrów i wykłócają się, że oni już mają diagnozę i chcą tylko uzyskać receptę na psychostymulant. Nie dociera do nich, że ADHD jest chorobą, która zaczyna się przed 12. rokiem życia, i jeżeli istnieje w wieku dziecięcym, nie da się jej nie rozpoznać. ADHD może przeciągnąć się do dorosłości, jednak wtedy objawy łagodnieją, znika nadpobudliwość i w większości przypadków leczenie nie jest już konieczne.

Niepokój budzi wizja psychiatry, którego główną rolą staje się wypisywanie recept na substancje poprawiające nastrój osobom bez realnych wskazań. Medycyna powinna wspierać siłę, nie słabość – a leczenie być drogą do odzyskania zdrowia, nie formą ucieczki od rzeczywistości. Fundamentem zdrowia pozostaje styl życia, nie farmakologiczna iluzja dobrostanu.

Prof. Marek Krzystanek, kierownik Katedry i Kliniki Rehabilitacji Psychiatrycznej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 9/2025