DoctorRiders w Zamościu
Otwarcie sezonu motocyklowego w tym roku (11-14 maja) odbyło się na Roztoczu, w Zamościu. Organizatorami spotkania byli Janek i Tereska Zydlewscy. Spisali się wyśmienicie, zresztą już po raz trzeci. Wielkie dzięki.
Jeszcze w środę w niektórych zakątkach Polski padał śnieg, więc część uczestników przyjechała samochodami, ale znakomita większość na motocyklach. W sumie przybyło ok. 160 „rajdersów”.
Pierwsze tak liczne nasze spotkanie po przerwie zimowej zawsze jest radosne i pełne planów na sezon, toteż pogaduchom nie było końca. Nowe „motorsy” lub plany, co kupić, gdzie wyjechać. Daje się zauważyć zwiększającą się przewagę marki BMW nad Harley’ami, choć różnorodność jest ciągle duża. Najdłuższa trasa dojazdowa to 930 km.
Piątek to rajd po Roztoczu, zimno i cały czas deszcz. Ale co tam. Roztocze w X wieku to obszar Grodów Czerwieńskich, wyjątkowy w skali kraju klimat i atmosfera.
Gęste lasy, rzadka zabudowa, cisza i kontakt z naturą. Przebiega z północnego-zachodu, od Kraśnika, na południowy wschód aż do Lwowa. Nasze zwiedzanie skupiło się głównie na Zwierzyńcu i okolicach. Zwierzyniec to gmina miejsko-wiejska z 1593 roku. Wzięła swą nazwę od utworzonego tu w XVI wieku tzw. zwierzyńca, w którym trzymano m.in. żubry, łosie, jelenie, dziki, wilki, rysie i tak rozpoznawalne dla Roztocza tarpany, czyli dzikie konie leśne.
Zaparkowaliśmy pod browarem z 1806 roku i w czterech grupach z przewodnikami ruszyliśmy na zwiedzanie. W pobliskiej osadzie stał dwór, a później pałac-rezydencja Marii Kazimiery d’Arquien, żony Jana „Sobiepana” Zamoyskiego, a po jego śmierci króla Jana Sobieskiego.
Marysieńka, czyli właściwie królowa Polski Maria Kazimiera dD’Arquien, żyła w latach 1641-1716. Losy Marii d’Arquien oraz jej późniejszego małżonka Jana Sobieskiego skrzyżowały się właśnie w Zwierzyńcu. Co ciekawe, związek Marysieńki z Sobieskim był, jak twierdzą historycy, „małżeństwem z czystej miłości”, a takie pary stanowiły rzadkość w ówczesnych czasach.
Poznaliśmy historię „Dzieci Zamojszczyzny”, odwiedziliśmy miejsca kaźni i obozów, w których Niemcy dokonywali selekcji i planowej zagłady. Wspaniałą kartą zapisali się tu Zamojscy, dzięki którym udało się część z nich uratować.
Wieczór uświetniony big bandem „JBBO” zakończył drugi dzień, a w sobotę od rana Zamość – perła renesansu, zwany też małą Padwą. Zamość prawa miejskie uzyskał w 1580 roku na mocy przywileju lokacyjnego wystawionego przez kanclerza i hetmana wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego. Jest to jedyne miasto, które w całości zostało wybudowane i było własnością prywatną Ordynacji Zamoyskiej.
XVII wiek był okresem największego i najszybszego jego rozwoju. Wyznaczone parcele zajmowała nie tylko ludność polska, ale również Ormianie, Żydzi, Grecy, w mniejszym stopniu również innej narodowości. Wyrazem tej różnorodności była budowa i obecność w mieście świątyń wyznania rzymskokatolickiego, greckokatolickiego, ormiańskiego, prawosławnego oraz żydowskiego.
O sile ówczesnego Zamościa, twierdzy, świadczy to, iż pomimo długotrwałego oblężenia podczas potopu w 1656 roku nawet wojskom szwedzkim nie udało się go zdobyć.
Wydarzenie to dało początek pewnemu obyczajowi – stołowi szwedzkiemu, a mianowicie przed odjazdem król szwedzki proponował w murach miasta pożegnalną ucztę, ale ówczesny ordynat, Jan III Zamoyski, domyśliwszy się, iż jest to podstęp, kazał jedynie wynieść poza mury stoły z prowiantem dla Szwedów, lecz bez żadnych ław, aby nie „zasiedzieli” tu zbyt długo.
W 1809 roku, w wyniku kampanii księcia Józefa Poniatowskiego, Zamość został po raz pierwszy i jedyny zdobyty szturmem (z rąk austriackich). W 1821 roku rząd Królestwa Polskiego odkupił miasto od Zamoyskich.
Zamość zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Jest to jedno z najpiękniejszych miast, jakie widziałem. Zawdzięcza to zabudowie, która przetrwała wieki. Rynek, ratusz, twierdza, pałac Zamojskich, Akademia Zamojskich, przepiękne kamieniczki na Rynku Wielkim, kościoły, pomniki i wiele innych. Nic dziwnego, że Zamość – Stary Rynek, został wpisany w 1992 roku na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
Na ten Stary Rynek, prowadzeni przez prezydenta Zamościa (też na motocyklu), przy aplauzie mieszkańców, zajechał „DoctorRiders” na swych maszynach. Niezapomniany widok.
Kulminacją naszego pobytu w Zamościu był koncert muzyki filmowej, organizowany specjalnie dla nas, w wykonaniu najstarszej Orkiestry Symfonicznej w Polsce, im. K. Namysłowskiego, pod batutą Antoniego Wicherka, w scenerii tego pięknego rynku.
Nasz aplauz na zakończenie koncertu był też jedyny w swoim rodzaju – klaksony i „muzyka” silników motocyklowych zaskoczył muzyków, którzy odwzajemnili się brawami. Dzień zakończyła uroczysta kolacja oczywiście z płonącym tortem i odśpiewaniem „sto lat” (we wszystkich odmianach) dla Jasia i Tereski.
Następnego dnia smutne pożegnanie i powroty – nareszcie w słońcu. Wszyscy wrócili szczęśliwie. Organizacja naszych spotkań i atmosfera na nich panująca, pozostawia niezapomniane wspomnienia i niedosyt, bo mijają tak szybko.
Grzegorz Krzyżanowski