Dr Artur Drobniak: Łatwo się nie poddaję
Z Arturem Drobniakiem, nowym wiceprezesem Naczelnej Rady Lekarskiej, rozmawia Lucyna Krysiak.
Powierzenie panu funkcji wiceprezesa NRL w trakcie kadencji to dowód zaufania ze strony członków Rady. Czy spodziewał się pan takiego scenariusza?
Angażując się w działalność samorządową, trzeba założyć każdy scenariusz, choć nie ukrywam zaskoczenia, że po trzech latach pracy w najwyższych władzach samorządu doceniono moje wysiłki, obdarzono mnie zaufaniem i powierzono mi tak ważną funkcję. Odpowiadając bezpośrednio – nie spodziewałem się tego.
Jako zastępca sekretarza NRL i p.o. kierownika Ośrodka Doskonalenia Zawodowego NRL przetarł pan szlaki, jeśli chodzi o zdobywanie doświadczenia w pracy samorządowej. Czy to jednak wystarczy, aby zmierzyć się z funkcją wymagającą patrzenia na sprawy z szerszej perspektywy?
Tego nie wiem, ale będę starał się realizować wytyczone cele najlepiej, jak potrafię. Jeśli okaże się, że mam z tym problem, nie będę tego ukrywał. Jednak łatwo się nie poddaję i zrobię wszystko, żeby powierzone mi zadania wypełniać efektywnie i skutecznie.
A o jakich celach mówimy?
Na przykład o sfinalizowaniu działań związanych z wprowadzeniem systemu no-fault. Pracuję wspólnie z Biurem Rzecznika Praw Pacjenta oraz z dr. Piotrem Pawliszakiem, przewodniczącym Zespołu NRL ds. reformy systemu zgłaszania i rejestrowania zdarzeń niepożądanych i szkód w ochronie zdrowia, nad tym, aby – wzorem krajów skandynawskich – ustawa no-fault była korzystna dla wszystkich stron, których dotyczy, czyli nie tylko dla pacjentów, ale i dla całego środowiska lekarskiego.
Jednym z priorytetów jest także rozwijanie Ośrodka Doskonalenia Zawodowego NRL. W tej covidowej rzeczywistości zapotrzebowanie na szkolenia wzrosło – w 2020 r. przeszkoliliśmy dwukrotnie więcej lekarzy niż w roku 2019 – i aby wyjść naprzeciw potrzebom, wprowadzamy daleko idące zmiany: poszerzamy listę wykładowców, tematykę, zakres osób objętych szkoleniami, uruchamiając jednocześnie mechanizmy pozwalające szybciej i sprawniej prowadzić szkolenia online.
Moim celem jest też stworzenie nowoczesnego, nastawionego na jakość i dostępność, Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnego NIL, które znajdzie się w zakupionej i zaadaptowanej przez samorząd części budynku przylegającej do naszej siedziby przy ul. Sobieskiego 110, tak aby móc już od września rozpocząć działalność.
Jako członek grupy eksperckiej reprezentującej samorząd lekarski uczestniczę również w pracach zespołu trójstronnego nad ustawą o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia. Niestety lekarze nie zostali zaproszeni do tej dyskusji w charakterze strony, ale przez pracodawców jako eksperci. Póki co, prace zespołu są dość… jałowe, a finalny efekt trudny do przewidzenia.
Pandemia wymusiła zmiany w wielu dziedzinach życia, również w sposobie działania samorządu lekarskiego.Czy chodzi tylko o pracę zdalną czy o coś więcej?
Przeorganizowanie pracy w pandemii było wyzwaniem, mimo to Prezydium NRL i Naczelna Rada Lekarska szybko dostosowały się do nowych realiów. Praca online nie zawsze zastępuje bezpośrednie kontakty, zwłaszcza jeśli chodzi o rozmowy z przedstawicielami Ministerstwa Zdrowia czy Narodowym Funduszem Zdrowia. Model spotkań hybrydowych, na jaki obecnie przeszliśmy, wydaje się na tę chwilę optymalny.
Jeśli chodzi o samorząd, jestem zdania, że należy dążyć do przywrócenia bezpośrednich relacji z naszymi członkami i myślę, że jako grupa już zaszczepiona przeciwko COVID-19 będziemy mogli częściej spotykać się na przedpandemicznych zasadach. Narzędzia teleinformatyczne do organizacji spotkań są wartością dodaną, ale bezpośredni kontakt jest bardzo ważny, ponieważ pozwala uniknąć nieporozumień.
Co pan myśli o zaangażowaniu młodych lekarzy w działalność samorządową? Wciąż słyszy się głosy, że samorząd nie jest im potrzebny.
Nie byłbym w tym miejscu, gdybym tak uważał. Moim zdaniem jest za mało wykorzystany, także wiedza na temat działania samorządu lekarskiego w środowisku jest znikoma. Często izbie lekarskiej przypisuje się rolę związków zawodowych, a profil działania samorządu ogranicza ustawa o izbach lekarskich.
Młodsza część środowiska lekarskiego komunikuje się głównie za pośrednictwem mediów społecznościowych i tam widzę dla nas przestrzeń do zagospodarowania. Uważam, że wykorzystując kanały komunikacyjne social mediów można dotrzeć z informacjami o bieżącej działalności izb, a jednocześnie próbować zachęcać do włączenia się w prace samorządu młodego pokolenia lekarzy.
Oni mają ciekawe pomysły, tylko trzeba im pomóc je zrealizować, organizując odpowiednie pole do działania, a także zapewniając zasoby ludzkie i finansowe. Trzeba jednak pamiętać, że członkami samorządu lekarskiego są lekarze w różnym wieku, z różnych miejscowości i środowisk. Docieranie do nich powinno się odbywać więc w sposób różnorodny, dlatego nie powinniśmy rezygnować z dotychczasowej komunikacji, a poszerzać jej spektrum.
Przed komunikowaniem się poprzez social media nie uciekniemy, a jak jest z telemedycyną?
Już nikt nie poddaje w wątpliwość korzyści wynikających ze stosowania telemedycyny, którą obecnie często błędnie utożsamia się z udzielaniem porad przez telefon, podczas gdy pojęcie to jest znacznie szersze. Telemedycyna powinna, podobnie jak inne gałęzie życia, wykorzystywać zdobycze techniki.
Wykorzystujmy i rozwijajmy nowoczesne narzędzia umożliwiające przeprowadzanie diagnostyki, monitorowania stanu pacjenta czy kierowania jego leczeniem lub rehabilitacją w domu. Te możliwości się poszerzają wraz z rozwojem odpowiednich urządzeń. Telemedycyna w dobrych rękach ułatwia dostęp do usług medycznych, zwłaszcza specjalistycznych, o które najtrudniej.
Uważam, że wciąż brakuje odpowiednich standardów i przepisów zapewniających bezpieczeństwo udzielanych świadczeń telemedycznych, o co zabiegam na każdym kroku działania Zespołu Roboczego ds. Telemedycyny NRL. Zachęcam do zastosowania się do ogólnodostępnych wytycznych świadczeń telemedycznych NRL, bardzo wysoko ocenianych przez ekspertów (wytyczne są dostępne na www.nil.org.pl – przyp. red.).
Czy funkcja wiceprezesa to obciążenie czy szansa na rozwój?
Bardziej doświadczeni koledzy samorządowcy powiedzieliby tak: rób dalej swoje i rób to dobrze, a teraz będziesz miał do tego po prostu lepszą afiliację. Wierzę, że piastowanie tej funkcji pomoże mi być lepiej słyszalnym, bardziej skutecznym.
Występując na zewnątrz jako wiceprezes, pewnie będę postrzegany przez pryzmat tej funkcji, ale nie zamierzam dopuścić do ograniczenia swojej dotychczasowej swobody. Jeśli nie uda mi się spełnić oczekiwań swoich i środowiska w zakresie powierzonych mi zadań, nie będę przywiązywał się „do stołka” – po prostu zrezygnuję.
Czego się pan obawia najbardziej?
Jako młody samorządowiec, w tym roku kończę 35 lat, jestem prawdopodobnie jeszcze mało odporny na krytykę. Najbardziej obawiam krytyki ze strony tych, którzy mnie wybrali, i środowiska, które reprezentuję.
Środowisko lekarskie bywa surowe w ocenach, szczególnie osób piastujących najwyższe stanowiska w samorządzie, a więc prezesów czy wiceprezesów. Obawiam się również, by często ogrom wysiłku, energii i czasu nie poszedł na marne z powodu braku woli i możliwości współpracy ze strony decydentów.
Co skłoniło pana do włączenia się w działalność samorządu?
Podejmując pracę lekarza, szybko dostrzegłem niedoskonałości z nią związane – złe warunki pracy, niskie płace, nieadekwatne do wykształcenia i zaangażowania, drastyczne różnice w poziomie merytorycznym, jak również tzw. kompetencjach miękkich wśród kolegów – i postanowiłem coś więcej z tym zrobić niż jedynie narzekać.
To wymagało zaangażowania się. Im głębiej wchodziłem w genezę tych problemów, tym lepiej rozumiałem, jak powolny jest proces zmian, jak bardzo potrzebna nam jest cierpliwość i jakość, a kluczem do sukcesu jest zmiana sposobu myślenia naszej grupy zawodowej.
Samorząd ma środki, by taką ewolucję przeprowadzić, potrzebuje jednak energii oraz napływu ambitnych ludzi, pragnących poprawy wizerunku i losu lekarzy. Pamiętajmy, że samorząd to nie „oni”, ale samorząd to MY, więc niech każdy uderzy się w pierś i zacznie dokładać cegiełkę do poprawy losu naszego środowiska.