14 października 2025

Dwa brzegi

Kinowy weekend w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą zgromadził tłumy widzów uciekających przed letnim deszczem i burzową codziennością. Pod namiotem We Love Cinema, czyli na utęsknionym dla wielu przyjezdnych drugim brzegu, znów główną rolę odegrał niepokój o stan rzeczy wokół.

Fot. freepik.com

Spośród ponad stu propozycji 19. Festiwalu Filmu i Sztuki wybrałem zaledwie cztery, w tym pokaz kończący wydarzenie z udziałem organizatorów, serdecznie żegnających się z publicznością. Od kilku lat z niesłabnącym zachwytem przyglądam się gali prowadzonej przez Grażynę Torbicką, której finałowym akcentem jest zespołowe podziękowanie. Liderka wszystkich zna i każdego niemal osobno docenia za najdrobniejszy nawet wkład pracy w tygodniowy maraton seansów, wystaw, koncertów i spotkań. Bez napuszenia i elegancko.

Tegoroczne wybory repertuarowe podyktował zatem mój kalendarz i program. „Sirât” w reżyserii Olivera Laxe był jedynym filmem pokazanym dwa razy, na początku i końcu przeglądu. Dzieło, szczególnie promowane przez dyrektor artystyczną, rzeczywiście okazało się warte klamry z depresyjną refleksją o kruchości rytmów życia. Świat zawsze był pełen zagrożeń, ale nie raz i nie dwa nieostrożność prowadzi ludzi tam, gdzie jest już tylko śmierć.

Zanim jednak ktoś powie mowę pogrzebową, trzeba stoczyć walkę z losem, bólem, słabościami, a niekiedy również z rodziną. „Skrzyżowanie” w reżyserii Dominiki Montean-Pańków jest świetnie skadrowaną ilustracją ostatnich akordów, które burzą doniosłość wypracowanej latami kompozycji nekrologu. Oto emerytowany lekarz (w roli głównej Jan Englert) śmiertelnie potrąca motocyklistę podczas manewru skręcania w lewo. Ofiarą wypadku jest student medycyny i pośrednio – jego ciężarna żona. Czas przyspiesza, dudni przeszłość zaniechań, przekłamań, nieuważności, nonszalancji i poczucia sprawczości nieskończonej.

Z drugiej strony wdowa i chęć odwetu, a może tylko oczekiwanie zwykłych przeprosin, absurdalnie gmatwa fabułę. Kilka sekund decyduje o radykalnej zmianie relacji. Kilka sekund wykrzywia twarze bliskich, stających w kontrze, zachłannych na schedę i nieliczących się z moralnymi dylematami obwinianego (za wszystko, wszędzie, zawsze) męża, ojca, dziadka. Obrona dóbr materialnych wygrywa więc z próbą zadośćuczynienia. Okazuje się bowiem, że najważniejszy jest status quo, gdy tymczasem wielopoziomowe i niebezkolizyjne skrzyżowanie zamienia się w ukrzyżowanie.

Lekarze mogą dopisać do tej zgrabnej przypowieści oczywistą przestrogę zawodową: jeden błąd, a nie milion wyleczeń, decyduje czasem o całej karierze i ludzkiej pamięci pochlapanej prokuratorskim oskarżeniem.

„Diamenty” w reżyserii Ferzana Özpeteka z założenia miały przenieść widownię do artystycznej pracowni krawieckiej, gdzie szyte są kostiumy sceniczne i filmowe. Ekran pokazuje bajkowy świat brokatów, nici i guzików, kryjący twórczą radość, nocne łzy, spełnienie w pracy i ból zwinnych rąk. Mistrzostwo detalu. Włoskie dolci z nutą goryczy i proste przesłanie o tym, że sukces zależy od wspólnoty, bez której kreatorzy mody, politycy czy działacze stają się najzwyczajniej śmieszni, grając napuszoną rolę groźnych, ważnych i niezłomnych.

Na zakończenie festiwalu wyświetlono komedię romantyczną „Skomplikowani”. Publiczność bardzo dzielnie zniosła sceny ocierające się o żenadę i uległa z biegiem czasu konwencji groteskowego spojrzenia na miłosne perypetie czworga kochanków i uwikłanego w grę dziecka. Odwieczna prawda, że nikt nie potrafi zagmatwać bardziej losu niż sam interesant, zasłużyła na gromki śmiech, lekkie brawa i… bardzo długie dyskusje z pytaniem: co autor miał na myśli? Dzięki nim wyciągam wniosek, że zanim wydamy wyrok, posłuchajmy innych i spójrzmy na drugi brzeg. Zmiana perspektywy potrafi olśnić, zainspirować i przekonać lub obrzydzić, zniechęcić i pokonać.

Kiedy festiwal Grażyny Torbickiej zaledwie raczkował przed wielu laty, w Kazimierzu odbywało się jedno z posiedzeń Krajowej Komisji Wyborczej. Do Janowca, na drugi brzeg, popłynęliśmy łodzią. Wisła bajecznie odbijała krajobraz zielonych wzgórz. W powrotnej drodze nadeszła niespodziewana burza i zwykły strach zajrzał nam w oczy. Chwilę po opuszczeniu statku wystawionego na cel błyskawic, w strugach deszczu i błocie dobiegaliśmy do pensjonatu. Wysuszeni usiedliśmy wieczorem do skomplikowanej sieci głosowań i skrzyżowaliśmy argumenty w poszukiwaniu ludzi diamentów, którzy skroją zawodową przyszłość stanu lekarskiego na jego miarę i chwałę. Sirât.

Jarosław Wanecki

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 10/2025