Dwie sekundy przerwy (felieton Artura Andrusa)
Zwykłą życzliwość ludzie odbierają czasami jako przejaw złośliwości. Na dowód historia sprzed paru lat.
Foto: pixabay.com
Koleżanka Marii Czubaszek – satyryczki, pisarki, mistrzyni świata w dystansie do siebie samej i innych – chciała się pochwalić efektami intensywnej diety. Pokazywała się z każdej strony, przyjmowała najprzeróżniejsze pozy. Nie doczekawszy się specjalnego zainteresowania, powiedziała lekko zdenerwowana: „No popatrz, jak schudłam!”, na co Marysia: „Nie martw się, nie widać”.
Po jakimś czasie zrozumiałem, że coś, co mogło być potraktowane jako kobieca złośliwość, tak naprawdę było specyficznie wyrażoną formą troski. Posłużę się jeszcze własnym przykładem. Kiedy usłyszałem od znajomej: „O, schudłeś”, tego samego wieczoru byłem już w restauracji z niezdrowym i niedietetycznym jedzeniem. Bo skoro schudłem, to znaczy, że mogę sobie pofolgować. Nie chwalmy. Albo chwalmy ostrożnie. Stosujmy na przykład taką formę komplementowania: „Schudłaś” – dwie sekundy przerwy – „Czy mi się wydaje?”.
Powściągliwość w chwaleniu efektów diety pomoże osobie chwalonej wytrwać w dalszej walce z nadwagą. Alosza Awdiejew, profesor nauk humanistycznych i artysta krakowskiej „Piwnicy pod Baranami”, kawał swojego życia zawodowego poświęcił na zbieranie najlepszych dowcipów świata. Zebrał je w książce „Opowiem ci kawał. Życie ludzkie od zabawnej strony”. Na stronie 39 trafiłem na taki: „–Ja tu patrzę na tabelę – mówi mąż do żony, która stoi na wadze – i mnie wychodzi, że musisz mieć cztery i pół metra wzrostu”. I już słyszę to oburzenie na męską złośliwość. A przecież on wcale jej nie sugeruje, że ma schudnąć.
Może rosnąć. Jeśli w ten sposób spojrzymy na krytykę, może się wkrótce okazać, że nawet internetowy hejt to specyficzna forma ludzkiej życzliwości. Zresztą zauważyłem, że coraz częściej obywatele świata wirtualnego podejmują działania, które mają na celu ucywilizowanie, a może nawet ocieplenie hejtu. Na przykład ostatnio znane kobiety zamieszczają w internecie swoje zdjęcia bez makijażu. Wiedzą, że mogą się narazić na krytykę, ale masowa skala tej akcji powoduje, że hejterzy są bezradni.
Co z tego, że zadrwią ze zmarszczek jednej gwiazdy, jak w kolejce do obśmiania czekają już zmarszczki dwustu innych? Moim zdaniem to genialny pomysł na walkę z internetowym chamstwem. Trochę tylko się boję, jaką kontrakcję wywoła to przedsięwzięcie. Bo w internecie jest tak zawsze: jak się rozpęta burza wokół braku ścieżek rowerowych – odzywają się obrońcy pieszych, ktoś napisze o potrzebie szczepień – od razu reagują przeciwnicy, jak się ukaże zdjęcie Trumpa – musi się pojawić Kim Dzong Un.
Przypuszczam, że odpowiedzią na publikację zdjęć znanych kobiet bez makijażu będzie wysyp fotografii nieznanych mężczyzn z makijażem. Ale za próbę oswajania i ocieplania hejtu trzymam kciuki. Jeśli akcja się powiedzie, za parę lat nikogo nie będą dziwiły rozmowy sąsiadek: – A co u córki słychać? – Martynka skończyła farmację, ale zrezygnowała z zawodu i została hejterką w międzynarodowej korporacji. Pieniądze marne, ale ma satysfakcję, bo robi coś ważnego dla ludzi. Zniechęca do kredytów mieszkaniowych.
Niedawno zdobyła statuetkę „Złotej Kalumni” w konkursie ogłoszonym przez Ministerstwo Kultury i Unię Europejską. I na koniec delikatnie podpowiem, co z tego tekstu może się przydać w pracy polskiemu lekarzowi. Ostrożność. Kiedy pojawia się pacjent i przedstawia aktualne wyniki badań, nawet jeśli są ku temu powody, proszę nie wpadać w euforię. Żeby go nie zniechęcić do dbania o zdrowie, proszę stosować formułkę: „O, wyniki dużo lepsze” – dwie sekundy przerwy – „Czy mi się wydaje?”.
Artur Andrus
Satyryk