31 marca 2025

Kilka słów o tym, że zawsze warto się starać

Jacek Wróblewski – laureat XIII edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego dla Lekarzy im. Prof. Andrzeja Szczeklika „Przychodzi wena do lekarza” (III miejsce w kategorii Proza).

Fot. arch. prywatne

Urodził się w 1968 r. na północy Wielkopolski, w Pile. W 1993 r. ukończył Wojskową Akademię Medyczną w Łodzi. W latach dziewięćdziesiątych wyspecjalizował się w chorobach zakaźnych. Po okresie służby wojskowej przez trzy lata pracował w podstawowej opiece zdrowotnej. Od 2003 r. pracuje na Oddziale Obserwacyjno‑Zakaźnym Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie. Jego zainteresowania to muzyka współczesna, książki, ogród i podróże.

Fragment nagrodzonego opowiadania

Niedawno obejrzałem „Ostatniego Mohikanina” w najnowszej znanej mi adaptacji filmowej z 1992 roku. Choć przygody Sokolego Oka większości z nas są znane od szkoły podstawowej, a postać wyidealizowana, to powrót do wspomnień był miły.

Powieść Jamesa Coopera była tak popularna, że filmowych adaptacji stworzono ponad dziesięć, poczynając od filmów niemych, poprzez serial telewizyjny (niemiecko‑rumuńsko‑francuski „Uncas, der letzte Mohikaner”), wersje animowane, na kinowych klasykach kończąc. Pośród otaczającej zawieruchy traper Sokole Oko z Unkasem dali radę wskrzesić nadzieję i wystarać się o lepsze jutro, choć Mohikanie i tak wyginęli.

Śledząc liczbę lekarzy zdających egzamin specjalizacyjny w dziedzinie chorób zakaźnych, nie mogę odgonić od siebie czarnych analogii z Mohikanami. Od 2021 roku, kiedy jesienią wzbogaciliśmy się o dziewięciu (sic!) specjalistów na cały kraj, przestałem prowadzić tę statystykę.

Trudna sytuacja wynikająca ze znikomego napływu wyspecjalizowanej kadry lekarskiej była systematycznie pogarszana przez odejścia lekarzy do lepiej płatnych specjalizacji i „peozetów”. Kiedy na początku 2015 roku z sześciu lekarzy pozostało nas troje, nadszedł koszmarny sezon letnich urlopów.

Po powrocie stachanowca do domu w sierpniu 2015 roku (łącznie czterysta siedemdziesiąt godzin w szpitalu), któregoś wieczora, gdy żona weszła do sypialni w kusej pidżamce, miał miejsce ten dialog:

– Misiu, poprosisz ginekologów, żeby mnie ktoś zbadał?

– Coś się stało, Kasiu? Byłaś przecież niedawno.

– Musi mnie ktoś zbadać, czy nie zostałam na nowo dziewicą.

„O Boże, jeszcze to” – już tylko pomyślałem.

O co tu chodzi i gdzie ja jestem? Gdzie jest granica pomiędzy normalnością, poniżeniem za dychę z godziny a rzeczywistością równoległą à la Franz Kafka? Dlaczego decydenci tak bezczelnie wykorzystują czasami poczucie przyzwoitości u innych? Po co się aż tak starać?

Gdy wchodzę do galerii handlowe w Koszalinie, słychać aksamitny ton trąbki Krzycha. Gra do muzycznego podkładu jazzowe kawałki przy kawiarni, mimo że jest już po trzecim udarze. Od lipca zeszłego roku łatwo nie jest, chodzi wolniej.

Na wiele pomysłów nie starcza sił, ale z trąbki nie zrezygnuje, póki może ją trzymać. Roy Orbison po powrocie na szczyt sławy, a dwa dni po koncercie w Cleveland miał zawał serca i zmarł. Gwiazda zabłysła na nowo, lecz nie zgasła. Przecież każdy może zanucić jego przeboje od ręki, bez przypominania sobie, jak to szło.

(…)

Dodatkowo w październiku 2022 roku, pół roku później, po raz pierwszy od Wielkiego Wybuchu, na nasz oddział zakaźny zgłosiły się jednocześnie dwie chętne do specjalizacji lekarki. Jestem pewien tego, że te dwa wydarzenia są ze sobą powiązane. Nie wiem tylko, jak biedne rezydentki przyjmą wiadomość o moich spostrzeżeniach.

„Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy”.

Jeszcze zmrużysz swe oczy, Zanim świt nas zaskoczy – Katarzynko.

I to byłoby na tyle w temacie, że warto się starać.

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 2/2025