Klaudiusz Komor: pierwsza pomoc – wspólna odpowiedzialność
Ratowanie życia to największa wartość i sens pracy lekarza. A jednak nawet najlepsze umiejętności medyków nie wystarczą, jeśli świadkowie zdarzenia nie będą wiedzieli, jak działać w sytuacji zagrożenia.

To, co w zawodzie lekarza jest chyba największym magnesem przyciągającym wiele osób do jego wyboru, to możliwość ratowania życia. Oczywiście, znajdą się malkontenci, którzy powiedzą, że chodzi raczej o dobre zarobki i szacunek społeczny.
Jednak jeszcze całkiem niedawno pensje lekarskie szorowały po dnie, każdy musiał pracować w kilku miejscach albo brać po kilka dyżurów, by jakoś wiązać koniec z końcem, a mimo to liczba chętnych na kierunek lekarski była jeszcze większa niż teraz. A co do szacunku społecznego – wystarczy spojrzeć na statystyki ataków na medyków, które pokazują zupełnie inny obraz.
Każdy z nas zna (i uwielbia) to uczucie, które pojawia się, gdy uda się uratować czyjeś życie. Zupełnie na drugim biegunie znajduje się uczucie związane z niepowodzeniem ratowania życia – niestety, w pracy lekarza spotykane zdecydowanie częściej. W wielu sytuacjach powodzenie naszych działań zależy od tego, czy potrzebującemu udzielą pomocy osoby obecne na miejscu zdarzenia.
Tymczasem pomimo olbrzymiego rozwoju medycyny i coraz szerszego dostępu do automatycznych defibrylatorów rozmieszczonych w wielu łatwo dostępnych miejscach nadal niewiele ludzi wie, jak udzielić pierwszej pomocy, kiedy i w jaki sposób użyć tego „magicznego” urządzenia wiszącego na ścianie. Najczęściej kończy się na telefonie do pogotowia albo – co gorsza – na zupełnym braku reakcji.
A przecież, żeby praca lekarzy i ratowników na SOR-ach czy w karetkach miała sens, jak najwięcej ludzi musi wiedzieć, jak uratować drugiemu człowiekowi życie. Właśnie temu ma służyć inicjatywa „Save a life”, podjęta przez Naczelną Izbę Lekarską wraz z Polskim Towarzystwem Lekarskim w ramach Światowego Zjazdu Polonijnych Środowisk Medycznych. To innowacyjne wydarzenie, objęte wsparciem finansowym w ramach Konkursu Senat-Polonia 2025.
W trakcie zjazdu przedstawiciele różnych zawodów medycznych – na co dzień zaangażowanych w ratowanie życia – spotkają się i wymienią doświadczeniami dotyczącymi tego, jak uczyć osoby niemające wykształcenia medycznego udzielania pomocy. Więcej o tym wydarzeniu możecie przeczytać w dalszej części tego numeru „Gazety Lekarskiej”.
W tym zakresie naprawdę jest jeszcze wiele do zrobienia – i to nie tylko w Polsce. Nie istnieje chyba system idealny, ale podejście do tematu w różnych krajach bywa odmienne. Czy powinniśmy zaczynać naukę już od przedszkola? Jak miło jest usłyszeć w mediach, że kilkuletnia dziewczynka zadzwoniła na pogotowie i uratowała życie swojej mamie. A może właściwszy jest wiek szkolny, gdy dziecko potrafi już dokładnie zrozumieć, na czym polega pierwsza pomoc? Jaka jest najlepsza metoda nauczania? Być może w dzisiejszych czasach to krótkie filmy na TikToku?
Jestem bardzo ciekaw, czy Wy – drodzy Czytelnicy – macie w tym względzie własne doświadczenia i przemyślenia? Gorąco zachęcam do dyskusji i do przesyłania swojego głosu w tej sprawie. I oczywiście do udziału w samym zjeździe, który – choć z założenia skierowany jest do środowisk polonijnych – pozostaje otwarty także dla wszystkich zainteresowanych tematyką ratowania życia.
Warto uczyć jak największą liczbę osób udzielania pierwszej pomocy, choćby z czysto egoistycznych pobudek – bo jeśli kiedyś my sami lub ktoś z naszych bliskich będzie tego potrzebował, szansa, że w pobliżu znajdzie się ktoś, kto potrafi uratować życie, będzie po prostu większa.
Klaudiusz Komor, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 9/2025