24 listopada 2024

Kraina jaśminów (fragmenty)

Fragmenty utworu „Kraina jaśminów” pióra Janusza Perzyńskiego – laureata III miejsca w Konkursie Literackim „Przychodzi wena do lekarza” (2016) w kategorii „proza non-fiction”.

Janusz Perzyński – laureat III miejsca w Konkursie Literackim „Przychodzi wena do lekarza”

Foto: pixabay.com

Milczenie. Jasne włosy, duże niebieskie oczy. Nieruchome i smutne.

– O czym myślisz, Tereso?

Obraca w palcach gałązkę dzikiej róży. Nad flanelowym kołnierzykiem pulsuje tętnica. Wolno unosi głowę.

– Proszę mnie wypuścić. Muszę iść…

– Dokąd chcesz pójść?

– Do mojej krainy jaśminów.

– Czy pokażesz mi swój pamiętnik?

– Nikomu nie wolno go czytać.

– Dlaczego?

– Bo umrę…

– Dobrze, Tereso. Nikt nie będzie go czytał. Czy chcesz się położyć?

– Tak.

Wtulona w szlafrok idzie długim korytarzem. Sala siódma, łóżko przy oknie. Nakrywa głowę kocem.

Ojciec ma czarne włosy, jak ona niebieskie oczy, mocne ręce. Unosi ją wysoko. Wysoko ponad stół z kraciastą serwetą, ponad skrzypiącą szafę.

– Hej, Teresiu! Hej, ty mój skowronku!

– Jeszcze raz, tatku! Jeszcze raz…! – Szybuje nad szafą, nad kraciastą serwetą.

Nagle walenie do drzwi i zachrypły głos – otwieraj, znajdo! Odór alkoholu, przekrwione oczy, twarda, żylasta pięść.

– Tatku kochany! Nie…!

Ktoś szarpie ją za ramię, odsłania koc, jasne światło.

– Co się stało, Teresko?

Nachylona siostra Basia głaszcze ją po twarzy.

– Nic, nic… Już dobrze…

Ma siedemnaście lat i twarz przestraszonego dziecka. Drugi tydzień pobytu w klinice.

Z zapisów w historii choroby wyłania się obraz jej życia. Dzieciństwo, szkoła podstawowa, rok liceum. Informacje od opiekuna społecznego i pielęgniarki środowiskowej. Krótkie, zwięzłe: W domu melina pijacka. Wielokrotne interwencje policji. Matka karana za handel alkoholem. Starszy brat pacjentki odbywa karę pozbawienia wolności. Ojciec opuścił dom przed rokiem. Często pił, bywał agresywny. Prawdopodobnie przebywa na Śląsku. Ostatnio pacjentka zamieszkiwała w internacie liceum w G. Była tam odwiedzana przez ciotkę, Zofię K. Matka nie potrafi podać bliższych danych. Zdaniem matki warunki w domu bardzo dobre. Adres Zofii K.

Siostra Ewa roznosi termometry. Już widno. Na korytarzu palą się jeszcze boczne światła. Przez otwarte drzwi widać salową. Nachylona wysuwa i cofa ręce. Chropowaty szelest froterki szu-szu… szu-szu… W metalowym okuciu błyska odbijany promyk.

Szu-szu… Szu-szu…

Na sąsiednim łóżku śpi babcia Teofila. Żółta, pomarszczona. Fałdy skóry nadymają się jak pompowany balonik. Coraz większe… Twarz matki. Śmiejąc się, rozgryza szklankę. Mlaskają wydęte wargi. Cha, cha…! Ty mnie jeszcze popamiętasz! Wciąga nosem powietrze i mocno pluje szkłem. Ostre kawałki kłują twarz, szyję, piersi.

Teresa zrywa się, szarpie guziki piżamy. Szkło spada na podłogę. Siostra Ewa jest już przy niej.

– Teresa! Co robisz?! Popatrz, stłukłaś termometr…

Po śniadaniu instruktorka terapii zajęciowej zbiera pacjentów na spacer.

– Doktorze. Można zabrać Teresę?

– Tak, ale proszę być przy niej…

Czerwieni się słońce w krzakach dzikiej róży. Pełno ich przy alejkach.

– Uważaj, Teresko, bo się pokłujesz!

– Stworzyłam jaśminy, stworzyłam róże… Z róż są kołyski moich dzieci…

– O czym mówisz, Teresko?

– Ona przez cały czas gada takie głupoty…

– Panie Stasiu, tak nieładnie. Co chciałaś powiedzieć?

Zza jabłoni od strony pól, dobiega ciche granie dzwonków. Dzyń-dzyń…

– No, chodź… Dzyń-dzyń… Czekamy…

Teresa zrywa się, biegnie wzdłuż alei, skręca w krzewy róż.

– Tereso! Wracaj!

Instruktorka dogania ją przy parkanie, bierze pod rękę.

– Zobacz, pokaleczyłaś nogi… Wracamy na oddział.

Notatka w raporcie pielęgniarskim: Pacjentka okresowo niespokojna, przejawia lęk. Chwilami wypowiedzi nielogiczne. Rano stłukła termometr, podczas spaceru próbowała oddalić się ze szpitala.

Relacja opiekuna internatu: Pamiętam, że kilka razy Teresa wróciła z domu posiniaczona. Mówiła, że spadła z drabiny czy coś takiego… Była raczej małomówna i zamknięta w sobie. Nie brała udziału w pracy aktywu szkolnego. Uczyła się przeciętnie.

Po zakończeniu roku szkolnego pojechała do swojej ciotki. We wrześniu nie zgłosiła się do internatu. Nie wiedziałem, że jest tutaj. Sądziliśmy, że wyjechała na Śląsk, bo wspominała o przeprowadzce do ojca. Oczywiście. Otoczymy ją opieką, jak wróci…

Kolejne strony historii choroby. Wyniki kontrolnych badań laboratoryjnych, wykresy funkcji mózgu. Notatka o wysłanych do matki wezwaniach.

Czwarty tydzień hospitalizacji. Jest wreszcie matka. Nalana twarz i drobne żyłki na policzkach. I co takiego? Sama muszę iść do lekarza, bo mi nogi puchną, a nie mam kiedy. Teresa wdała się w ojca. Uparta i nieuczynna. Wolała jechać do ciotki niż do mnie.

Pewnie, że tak… Tam nie musiała nic robić. Mnie samej ciężko. A bo to ją obchodziło? Taka już natura. Mąż? Taki tam mąż. Znalazł sobie babę na Śląsku. Nawet nie wiem, gdzie jest. Teresa uczepiła się, że znam adres, tylko powiedzieć nie chcę. Dzisiaj wcale nie chciała rozmawiać. Przywiozłam jej jabłka, to nie wzięła… A gdzie ona tam chora!

Zawzięła się. Ojciec też był taki. A kto to panu powiedział? Wcale się u mnie nie pije… Sąsiedzi tak nagadali tej z opieki. Tacy ludzie… Jak zechce, to może wracać do domu. Łóżko jest. Na żadne rozmowy nie mogę przyjeżdżać, bo mi nogi puchną.

Teresa siada na krześle, wygładza fałdy szlafroka. Spod okładki leżącego na kolanach zeszytu wystaje gałązka dzikiej róży.

– Jak spędziłaś dzień?

– Rano rozmawiałam z Jolą. Ona jest z domu dziecka.

– Lubisz Jolę?

– Tak. Jest bardzo miła. Czy pan wie, że chciała popełnić samobójstwo?

– Wiem.

– Powiedziała, że jak stąd wyjdzie, to napisze do mnie…

– Co jeszcze robiłaś?

– Byłam u pani psycholog. Rysowałam krainę jaśminów. Potem byłyśmy w klubie.

– Co narysowałaś?

– Zieloną dolinę, strumień, kwiaty i huśtawki…

– Co jeszcze?

– Słońce i dużo ptaków. Na huśtawkach były moje dzieci…

– Czy wołają cię jeszcze?

– Już nie. Nie słyszę ich… Są duże i wszechmocne.

– Będziesz szukać swojej krainy?

– Nie wiem… Przyniosłam pamiętnik. Może pan przeczytać. Już się nie boję…

Idąc korytarzem, podrzuca do góry gałązkę dzikiej róży.

– Hej, mój mały! Hej, ty mój skowronku!

Zapis rozmowy z Zofią K., ciotką pacjentki: Szkoda mi tego dziecka. To dobra dziewczynka. Wie pan, jakie ma warunki w domu… Bardzo przeżyła odejście ojca, ostatnio dużo pił, był agresywny. W czerwcu po zakończeniu szkoły przyjechała do mnie. Po trzech tygodniach powiedziała, że musi już jechać. Byłam pewna, że wraca do matki. Nigdy bym nie przypuszczała… Tak, zajmę się Tereską. Matka wyraziła na to zgodę.

Skierowanie do kliniki wystawione przez lekarza pogotowia ratunkowego: Od kilku tygodni włóczyła się po polach, unikała ludzi. Brudna, zaniedbana. Nie udało się nawiązać kontaktu słownego. Konieczna obserwacja psychiatryczna.

Fragmenty pamiętnika:

15 lipca, wtorek

Zbudziłam się i urodziłam źródełka. Powietrze takie dobre. Boję się, że wszystko stracę.

21 lipca, poniedziałek

Stale wołają mnie moje maleństwa. Są takie kruche. Woda bardzo mądrze ze mną rozmawiała. Muszę wytrwać.

25 lipca, piątek

6.10 – Budzę się. Jestem zagubiona. Bardzo mi smutno. Czekam na samą siebie.

6.30 – Ścielę łóżko. Zbiłam lusterko. Kupię sobie nowe.

8.15 – Śniadanie. Chleb z masłem, ser żółty, herbata.

10.05 – Urodziłam aniołka. Jaśminowe są moje dzieci, jaśminowa moja kraina. Nie mogę wyjść.

5 sierpnia, wtorek

Śniadanie zjadłam później, bo miałam pobieraną krew. Rozmyślałam o swoich wszechmocnych dzieciach. Dostałam tomik Gałczyńskiego. Czy ja się odnajdę?

13 sierpnia, środa

9.10 – Wizyta lekarska. Chodził pan doktor i siostra oddziałowa.

10.15 – Idziemy na powietrze. Byłam z panią Ewą w klubie. Kupiłam oranżadę.

14 sierpnia, czwartek

Była mama. Nie chcę wracać do domu. Rozmawiałam z panią psycholog.

26 sierpnia, wtorek

Pomagałam siostrom w rozdawaniu leków. Po obiedzie sprzątałyśmy z Jolą w pracowni terapii zajęciowej. Jola zrobiła dla mnie śliczną serwetkę.

28 sierpnia, czwartek

Dostaję już tylko dwie tabletki. Ciocia przywiozła mi książki do szkoły. Wypisują mnie w przyszłym tygodniu. Muszę nadrobić kilka dni. Bardzo lubię panią psycholog.

Zatrzymuje się w otwartych drzwiach. Poprawia ręką wciskające się pod kołnierzyk sukienki włosy.

– Chciałaś coś jeszcze powiedzieć?

– Cieszę się, że jestem już zdrowa. Dziękuję… ale nie mam już swojej krainy jaśminów. Była tylko chorobą. Szkoda…