Nowe klocki albo zmiana obrazka
Przysłuchując się dyskusjom na temat reformatorskich planów ministra Radziwiłła, ostatnio bardzo ożywionych za sprawą koncepcji sieci szpitali, przyszła mi na myśl „Układanka” Wojciecha Młynarskiego. Nieodżałowany mistrz śpiewanych felietonów napisał ją w czasach głębokiego PRL-u.
Foto: pixabay.com
Z telewizorów, radioodbiorników i gazet, zgodnie wyłaniał się wówczas obraz mocno podkolorowanej Polski.
„Było zboże świeżo ścięte, piernikowa chatka w lasku i krasnalki z transparentem. W krąg się wiła rzeka mleczna, kłos się złocił, kwiat zakwitał. Słowem, była to bajeczna kwintesencja dobrobytu”.
Tylko dzieci z piosenki, które miały ów sielski obrazek ułożyć z dołączonych klocków, nijak nie mogły poradzić sobie z zadaniem. Bo „choć wytężały oczka, zniechęcając się po troszku, choć się jęła zbliżać nocka, układanka była w proszku. No ale co tu się dziwić, jeśli Jurek znalazł ćwierć komina i na tym koniec – kropka”.
W opowieściach pani premier i naszego ministra o narodowej służbie zdrowia, tej z niedalekiej przyszłości, też wszystko jest sielskie i anielskie.
Nie ma znienawidzonego NFZ-u i kolejek, są za to zadowoleni pacjenci, których szpitale i przychodnie otaczają kompleksową opieką. Obrazek piękny, tylko klocki jakby z innego zestawu. Bo jak by nie układać, elementy nie chcą do siebie pasować, a wielu – i to tych z centrum kadru – po prostu brakuje.
Dlatego już niejeden Jasio „ścisnął w piąstki małe dłonie” i przytomnie zauważył: „ktoś nas tutaj robi w konia! Ja mam dość tych dyrdymałków, spójrzcie same, jeśli łaska, przecież żaden z tych kawałków nie pasuje do obrazka!”.
Weźmy sieć szpitali, która jest teraz na tapecie. Mniej placówek będzie za chwilę miało wykonać więcej zadań, dysponując tym samym co dziś budżetem. Najistotniejsza różnica – pieniądze otrzymają w formie z góry określonego ryczałtu.
Taki system od lat funkcjonuje w podstawowej opiece zdrowotnej. Z ekonomicznego punktu widzenia najlepszy pacjent to ten, który w ogóle nie korzysta z usług przychodni. Każdy inny oznacza koszty. Największe generują wymagający systematycznych badań diagnostycznych.
Nie ma dnia, bym nie słyszał, czego to oni tam w rejonie nie chcą robić. Najczęściej chodzi o podstawowe i uzasadnione stanem zdrowia chorego analizy laboratoryjne. Ale nie dziwię się koleżankom i kolegom z przychodni. To nie oni wymyślili taki system.
Po wprowadzeniu budżetowania szpitali, także i tam, pacjent – w jeszcze większym niż dotąd stopniu – stanie się przede wszystkim kosztem. Każdy! Zwłaszcza zaś ten obciążony wieloma chorobami. Będzie z pewnością wywierany nacisk, by od chorych nie stronić.
Minister już zapowiada wprowadzenie motywujących wskaźników, opartych na metodzie kija i marchewki. Tylko co z tego, skoro pieniędzy w systemie w najbliższych latach nie przybędzie. Szpitale, by zasłużyć na ryczałt, będą leczyły lżej chorych, co z pewnością kolejek nie skróci.
Deklaracje nie rozwiążą problemu tzw. nieopłacalnych pacjentów. A trzeba będzie jeszcze znaleźć środki na opiekę specjalisty i rehabilitację, rozwiązać wzbierające konflikty płacowe. Tak czy owak, układanka w proszku. Pytam więc, w ślad za mistrzem Młynarskim: „Po co my tu główkujemy, wytężamy się od nowa, po co dopasowujemy, jak się nie da dopasować?!”.
W 2003 r. rząd SLD-PSL też reformował system, likwidując kasy chorych i tworząc NFZ. Wtedy uzasadniano konieczność zmian „utratą poczucia bezpieczeństwa zdrowotnego obywateli, przesunięciem świadczeń medycznych do sektora prywatnego i ograniczeniem ich dostępności”.
Te współcześnie brzmiące argumenty to urywek z programu gospodarczego i społecznego SLD, powstałego przed spektakularnym zwycięstwem tej partii w wyborach parlamentarnych jesienią 2001 r. Zasadniczy efekt zmian, wprowadzonych przez rząd Leszka Millera, to zastąpienie jednych struktur administracyjnych – drugimi.
Należałoby doprecyzować – nie tyle drugimi, co swoimi i dla swoich. Wykorzystano złą sławę, jaką cieszyły się wśród pacjentów kasy chorych, kojarzone z ograniczeniem dostępu do świadczeń i rozmaitymi nadużyciami.
Od tego czasu, w przeciwieństwie do spektakularnej poprawy bytu obdarowanych synekurami, systemu naprawić się nie udało. Dlatego rząd PiS, uzasadniając zmiany, może czerpać garściami z eseldowskich mądrości sprzed 15 lat. Obrazki z rządowych układanek też są bardzo podobne.
Nas, lekarzy, także nikt o zdanie nie pyta, tylko wręcza klocki i każe układać. Trafności pointy to jednak nie zmienia: „Ja bym mógł do ciemnej nocki tak układać z wami razem, ale dajcie nowe klocki albo zmieńcie ten obrazek!”.
Sławomir Badurek
Diabetolog, publicysta medyczny
Sejm uchwalił nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych wprowadzającą tzw. sieć szpitali. O tym, co zmieni się z punktu widzenia lekarzy i pacjentów, piszemy tutaj.