O niepowodzeniu położniczym we Włocławku
Fakt, że przypadek włocławski stał się głośny na cały kraj i wzbudził tak duże emocje, można uznać za znak nowych czasów w położnictwie – czasów z masmediami i sieciową komunikacją; czasów z zaletami i przywarami społeczeństwa medialno-sieciowego, w którym każde lokalne wydarzenie może zyskać rangę krajową, jeżeli tylko masmedia rozpropagują je jako wiadomość sensacyjną.
Foto: Marta Jakubiak
Jak dziennikarska wersja wydarzenia urosła do rozmiarów megakonfabulacji? Już wieczorem 17 stycznia (data wydarzenia) pojawiła się w szpitalu włocławskim pierwsza ekipa telewizyjna, a w następnych dniach wiele innych, co można by nazwać zajazdem dziennikarskim na szpital.
Dziennikarze penetrowali oddział i szpital, docierali do mieszkania niedoszłych rodziców, śledzili z kamerami dom ordynatora itp., i błyskawicznie tworzyli „niusy”, które były głównymi wiadomościami dnia wszystkich masmediów. To wszystko trwało w mediach centralnych cały tydzień, a jeszcze dłużej w mediach lokalnych!
Tak zwane wydarzenie włocławskie to przypadek obumarcia ciąży bliźniaczej, co zdarzyło się w nocy z 16 na 17 stycznia tego roku. Nie było ani jedynym, ani nawet najdramatyczniejszym przypadkiem w ostatnich latach w Polsce; ono tylko rozpętało burzę wokół położnictwa polskiego.
Co przeważało w wydarzeniu włocławskim – rozsądek czy emocje? Oczywiście dominowały negatywne emocje, które zostały wywołane przez samo wydarzenie, ale te emocje zostały zwielokrotnione nawałą „niusów” medialnych i działalnością przysłanych ekip kontrolnych…
Obrazowo można powiedzieć, że rozsądek został zalany tsunami emocji; że kora mózgowa (siedlisko rozsądku) została zablokowana emocjami; że rozsądne myśli zrodzone w szarych komórkach miały szansę „wypłynąć” dopiero wtedy, kiedy przyszło uspokojenie.
Emocje wzbudzano i utrzymywano sposobami znanymi w psychologii społecznej, takimi jak sugestywne obrazy: chyba setki razy pokazano niedoszłego ojca, płaczącego i przeglądającego zgromadzone ciuszki dziecięce. Gdyby chodziło o prawdę, to wystarczyłoby raz, dwa pokazać ten obraz… Dziennikarze dobrze wiedzieli, że do głowy odbiorcy dużo łatwiej dostać się drogą emocji niż rozsądku!