Pod powierzchnią
Czy oglądamy pełne kolorów rafy Egiptu, egzotyczne ryby Indonezji, czy może posępne wraki w lodowatym Bałtyku – nurkowanie niesie niepowtarzalne doświadczenia. Dla samych nurków to coś więcej niż zwykłe hobby. Ma wymiar terapeutyczny: branie kolejnych oddechów pod wodą pozwala również złapać oddech w życiu.
Fot. arch. prywatne
Pierwszy dzień nowego, 2024, roku. Niewielka egipska miejscowość Dahab na Synaju. W Polsce pochmurno i zimno, wszyscy śpią po wczorajszej zabawie. Tutaj świeci słońce, jest spokojne, leniwe przedpołudnie.
W knajpach na bulwarze turyści piją kawę i soki ze świeżych owoców. My nakładamy na plecy kilkadziesiąt kilogramów sprzętu i wchodzimy do wody. Jeszcze tylko sprawdzenie, czy wszystko działa, przypomnienie omówionego wcześniej planu i… schodzimy pod wodę. Czy może być lepszy początek roku?
Intro, czyli odkrywam podwodny świat
Cofnijmy się o kilka lat. Pracowałam jeszcze w szpitalu, kiedy koleżanka z oddziału zaproponowała wyjazd do pensjonatu jej przyjaciół w Augustowie. Pomyślałam, że będzie to po prostu przyjemny weekend. Nie spodziewałam się, że zamieni się w pierwszy etap do zmiany mojego życia. Wiedziałam, że jest tam baza nurkowa, ale nie rozumiałam, jak można dobrowolnie wchodzić do zimnych jezior. Wtedy bym w to nie uwierzyła, ale dziś to jedne z moich ulubionych miejsc nurkowych.
Wówczas jeszcze się nie zdecydowałam na zejście pod wodę, ale poznałam grupę wspaniałych ludzi, z którymi po prostu chciało się spędzać czas. Polecieliśmy do wspomnianego Dahab w Egipcie i tam po raz pierwszy spróbowałam nurkowego intro – to taka zabawa, której celem jest sprawdzenie, czy nurkowanie w ogóle mi odpowiada, czyli zejście maksymalnie na kilka metrów, podczas gdy instruktor robi za mnie praktycznie wszystko oprócz oddychania i poruszania nogami.
Mimo że zobaczyłam wtedy niewiele, od razu poczułam się „jak w domu”, a przede wszystkim się nie bałam. Na kolejnym wyjeździe zrobiłam kurs P1 (poziom podstawowy w organizacji CMAS dający uprawnienia do nurkowania do 20 m). Na początku była katastrofa. Oddychałam i płynęłam za szybko, przez co zużywałam powietrze z butli w ekspresowym tempie. Ze względu na mój wzrost i budowę ciała ciągle coś mi przeszkadzało w sprzęcie. Nie zamierzałam jednak odpuścić, z każdym kolejnym zejściem szło coraz lepiej. Moim zdaniem to zasługa najlepszych instruktorów.
Ciemno, zimno i… cudownie
Rozmawiam z moją koleżanką Agnieszką Grzyb, pediatrą, dla której nurkowanie miało być sposobem na uatrakcyjnienie wyjazdów wakacyjnych, a oprócz tego okazało się aktywną formą spędzania wolnego czasu, sposobem na relaks i realizację zainteresowań przyrodniczych. Wspomina: „Swoje pierwsze kroki nurkowe stawiałam – czy, jak kto woli, przepływałam – niemal dokładnie siedem lat temu w krakowskim Zakrzówku i w jeziorze Hańcza.
Mimo specyficznych polskich warunków, które najkrócej można by streścić jako „ciemno i zimno”, połknęłam bakcyla. Doceniłam głównie możliwość obserwowania pięknej, dotychczas dla mnie niedostępnej podwodnej przyrody, a także ciszę i spokój związane z tym sportem. Nurkowałam dość często, szukając takich możliwości nawet przy okazji służbowych wyjazdów zagranicznych. Poznałam wielu fantastycznych ludzi i odkryłam piękne miejsca, a kolejne destynacje pojawiały się tłumnie na liście planów nurkowych”.
Dla mnie też nie było już odwrotu. Nurkowałam coraz więcej, robiłam kolejne kursy. Istnieje wiele mniejszych lub większych organizacji szkolących nurków, m.in. CMAS (założona przez Jacques’a Cousteau, „ojca nurkowania” w 1959 r.), najpopularniejsza i obecna na całym świecie PADI czy SSI i TDI. Organizacje oczywiście spierają się niczym ośrodki naukowe w medycynie, która najlepiej szkoli. Każda ma swoich zwolenników i przeciwników. Moim zdaniem od organizacji ważniejszy jest sam instruktor, jego kompetencje, doświadczenie, podejście do kursantów.
Etapów kształcenia jest wiele i mimo różnic pomiędzy programem oferowanym przez organizacje są one zbliżone. Przede wszystkim na kolejnych etapach zdobywa się różne umiejętności i uprawnienia do nurkowania coraz głębiej. Poza tym zdobywamy certyfikaty dowodzące umiejętności nurkowania nocnego, podlodowego, w suchym skafandrze, fotografowania itp. W nurkowaniu tzw. technicznym uczymy się wykorzystania różnych, innych niż powietrze, mieszanin oddechowych czy zanurzania się w jaskiniach. Do zdobycia najwyższych uprawnień potrzeba wielu godzin po wodą, miesięcy i lat doświadczenia, a co dopiero mówić o uprawnieniach instruktorskich.
Lekarzowi jest łatwiej
Dla Agnieszki głębokość nigdy nie była podstawowym celem nurkowania – w gruncie rzeczy krajobraz na głębokości 30 metrów i 60 metrów jest dość zbliżony, niezależnie od miejsca. Ważne jest to, co można na tej głębokości zobaczyć i jak długo można tam przebywać. Uprawnienia tzw. głębokie (do 40 m) uzyskała dla słynnych Hańczowych ścianek i dłubanek (drewnianych łódek leżących na głębokości ok. 38 m), uprawnienia techniczne (aktualnie do 70 m) były jej potrzebne do odwiedzenia znanych egipskich miejsc nurkowych – Canyon oraz Blue Hole – oraz podziwiania bałtyckich i chorwackich wraków.a
U mnie prawdziwym przełomem było przejście z nurkowania w „piance” (skafander mokry, podobne, chociaż zwykle cieńsze, używa się w surfingu) na suchy skafander. Nurkowanie w nim wymaga dodatkowych umiejętności, ale za to wraz z ocieplaczami i termiczną bielizną zapewnia dużo większy komfort cieplny. Wymiana ciepła w wodzie następuje około 20 razy szybciej niż w powietrzu, więc po godzinnym nurkowaniu można zmarznąć nawet w wodach tropikalnych. W suchym skafandrze nurkuję wszędzie, gdzie się da – w polskich i europejskich jeziorach, w Morzu Śródziemnym i Czerwonym, a piankę zostawiam na dalsze wyprawy, np. do Azji.
Agnieszka opowiada: „Kolejne stopnie wyszkolenia oznaczają z jednej strony większe możliwości, z drugiej – niosą ze sobą konieczność opanowania nowych umiejętności, oceny i zarządzania ryzykiem oraz użycia większej ilości sprzętu. Zwłaszcza ten ostatni punkt jest dla mnie dość wymagający, ponieważ posturą nie grzeszę, a dwugodzinna wyprawa na 70 metrów wymaga zabrania ze sobą 4-5 butli z gazem oraz innego sprzętu ważącego w sumie ok. 80 kg. Oczywiście, siła wyporu sprzyja, a odpowiednia technika przynajmniej częściowo niweluje potrzebę użycia brutalnej siły; niemniej – im ambitniejsze cele nurkowe, tym ważniejsza jest dobra kondycja fizyczna”.
Podczas kursów poza umiejętnościami praktycznymi uczymy się fizyki, optyki, fizjologii, pierwszej pomocy (z tym lekarze mają nieco łatwiej niż zawody niemedyczne). Tym, którzy zastanawiają się, czy nasz zawód wpływa na nurkowanie, odpowiada Agnieszka: „Nie wiem, czy bycie lekarzem w istotny sposób wpłynęło na moje podejście do nurkowania. Z całą pewnością znajomość fizjologii pozwala lepiej zrozumieć zmiany w organizmie zachodzące w czasie nurkowania oraz uświadomić sobie potencjalne zagrożenia z nim związane.
Jedną z podstawowych zasad nurkowania jest przecież: „bezpieczeństwo przede wszystkim” („safety first”). Dotyczy to nie tylko przygotowania sprzętu i zaplanowania samego nurkowania, ale też dbania o kondycję fizyczną, świadomości własnego stanu zdrowia i wpływu przyjmowanych leków na możliwość nurkowania, umiejętności rozpoznawania i unikania czynników ryzyka choroby dekompresyjnej.
Czy ta świadomość i umiejętności wprowadzają dodatkowy niepokój, czy raczej go niwelują, pozostaje zapewne kwestią indywidualną. Od jednego z instruktorów usłyszałam, że wizualizacja potencjalnych problemów wprowadza dodatkowy stres przed nurkowaniem, ale pozwala na bardziej skuteczną reakcję w przypadku ich wystąpienia – i muszę przyznać, że sprawdziło się to w praktyce, na szczęście na dość błahych przykładach”.
Dlaczego akurat nurkowanie
Nurkowanie to coś więcej niż hobby. Dla mnie ma wymiar terapeutyczny. Skuteczniej niż techniki mindfulness nauczyło bycia tu i teraz, a na życie wpłynęło nie mniej niż psychoterapia własna. Godziny planowania wyjazdów, sprawdzanie sprzętu, przygotowywanie są kluczowe. Wszystko musi działać idealnie, musimy być skupieni, bo od tego zależy nasze życie.
Pod wodą liczy się tylko to – z jednej strony podziwianie otoczenia, ukształtowania dna, organizmów, które napotykamy, a z drugiej strony czujność, uwaga, obserwowanie sytuacji. Drobny błąd, przeoczenie mogą się skończyć tragicznie. Nie możemy odpłynąć myślami do trudnych przypadków medycznych, nieudanych randek, zastanawiać się, jak radzą sobie bez nas w pracy, co właśnie robią nasze koty czy co zjemy na kolację.
Nie wyobrażam sobie zresztą myśleć o czymkolwiek innym pod wodą. Wtedy reszta świata się nie liczy. Jest tylko rafa koralowa, duże zwierzęta (rekiny) i mikroskopijne krewetki. I nasza grupa, nasz partner nurkowy i przewodnik. Nurkowanie uczy współpracy. Musimy się ze sobą komunikować (inaczej na powierzchni, inaczej pod wodą), ufać sobie nawzajem. W kryzysowej sytuacji to partner poda nam alternatywne źródło powietrza, rękę, a nawet pomoże wyjść. Bo nurkowanie jest sportem partnerskim – bezpieczniej i przyjemniej dzielić te doświadczenia z innymi.
Wbrew przekonaniom nurkowanie nie jest sportem szczególnie niebezpiecznym. Jeśli wszystko robimy zgodnie z procedurami, ryzyko, że coś pójdzie nie tak, jest naprawdę minimalne. Znajomi i rodzina się martwią, mówią „uważaj na siebie”. Nie pomagają im media, które lubują się w sensacyjnych opowieściach o zagrożeniach wynikających z przebywania pod wodą. Skupiają się szczególnie na rekinach. Kto widział te zwierzęta w naturalnym środowisku, nie ma wątpliwości, że doniesienia są mocno przesadzone.
Agnieszka też wspomina o zagrożeniach, ale podkreśla, że w swojej rekreacyjnej wersji i przy respektowaniu podstawowych zasad nurkowanie jest sportem bezpiecznym i dostępnym dla większości osób (w organizacji PADI nurkować mogą dzieci od 10. roku życia). Sportem, w którym każdy może znaleźć coś dla siebie – czy będzie to podziwianie raf koralowych, czy wraków okrętów, nurkowania nocne, czy może fotografia podwodna. Sportem, który można uprawiać w wielu miejscach świata i który może nam dodatkowo uatrakcyjnić liczne destynacje turystyczne.
Odkąd mnie ono pochłonęło, większość urlopów to wyprawy nurkowe. Każda jest na swój sposób wyjątkowa. Każdy obszar świata to inne podwodne wrażenia. Co najmniej 1-2 razy do roku latamy do Egiptu, by podziwiać liczne wraki statków i jedne z najpiękniejszych raf na świecie. Niesamowite rafy widziałam np. w Indonezji i Malezji. Kilometry raf, tysiące moich ulubionych żółwi morskich, rekiny, manty, tuńczyki, barakudy i wiele innych. Musi być w tym coś wyjątkowego, skoro w trakcie urlopu dobrowolnie wstajemy przed świtem, żeby o 5 rano wyruszyć na nurkowanie w rezerwacie Sipadan (wyspa należąca do malezyjskiej części Borneo).
Jeśli powstrzymujemy się od wypicia wina do obiadu, żeby wziąć udział w nocnym nurkowaniu na indonezyjskiej wyspie Bunaken. Przede mną jeszcze takie nurkowe marzenia, jak Galapagos i Raja Ampat. Nurkowanie było jednym z powodów, dla których zrezygnowałam ze szpitala i teraz pracuję wyłącznie ambulatoryjnie w prywatnej poradni psychiatrycznej. Dla Agnieszki nurkowanie stało się też znakomitym sposobem na wyciszenie i odpoczynek od – jakkolwiek by patrzeć – wymagającej fizycznie i psychicznie pracy. Pandemia COVID-19 spowodowała u niej, co prawda, długą przerwę. Dlatego aktualnie nurkuje głównie przy okazji zorganizowanych wyjazdów.
Głęboka refleksja
Wspominałam, że nurkowanie jest sportem partnerskim i trzeba sobie ufać pod wodą. Dla mnie stało się też okazją do poznania ludzi z różnych miejsc Polski i świata, środowisk, wykonujących różne zawody. Choć nurkujących lekarzy jest sporo, ja bardzo doceniam możliwość bycia częścią tak różnorodnej społeczności. Mimo że z niektórymi widzimy się raz do roku, wspólne wyprawy na koniec świata i godziny przy ognisku bardzo zbliżają, a w razie potrzeby na każdego można liczyć.
Dzięki temu poznałam wielu znajomych i przyjaciół, bez których nie wyobrażam sobie życia. Polubiłam dzieci dzięki jednej uroczej małej dziewczynce. Przypomniałam sobie, że są ludzie, którzy akceptują siebie nawzajem. Pod wodą każdy jest równy (ma to znaczenie szczególnie dla nurkujących osób niepełnosprawnych).
Nikomu nie przeszkadza, że chodzisz po bazie nurkowej w mało atrakcyjnej polarowej bieliźnie termicznej i nie nakładasz makijażu. Nurkowanie może też przypomnieć, w jakim momencie świata jesteśmy. Od naszego postępowania w najbliższych latach zależy przyszłość świata. Zmiana klimatu nie jest populistycznym hasłem ekologów, tylko faktem naukowym. Widzimy to na własnych oczach.
Ocieplenie wód sprawia, że duże ryby schodzą coraz głębiej, a nam pozostaje obserwowanie mikroorganizmów na rafach (na szczęście zawsze można też liczyć na żółwiowe atrakcje). Użycie sztucznych nawozów, które spływają do jezior, pogarsza jakość wody w mojej ulubionej Hańczy (najgłębsze jezioro w Polsce, jeden z ważniejszych obiektów dla nurków, w którym można podziwiać m.in. ściankę, dłubanki, figurę „Maryjki” i żubra).
Nie da się „odzobaczyć” śmieci pływających w oceanach albo leżących na rafie. Pod tym względem też miałam szczęście do ludzi. Wiem, że podczas nurkowania sprzątną chociaż trochę śmieci, a na pewno sami nic celowo nie wrzucą do wody. Że nie zabiorą swoich dzieci do delfinarium, wiedząc, że trzymanie zwierząt w takich warunkach jest okrutne, a prawdziwe emocje zapewniają tylko spotkania z nimi na wolności. Morza i oceany zajmują trzy czwarte powierzchni Ziemi, dlatego mówi się, że nurkowie żyją w większym świecie. Zachowajmy go jak najdłużej, niezależnie od tego czy poznajemy jego podwodne tajemnice, czy wystarcza nam ląd.
Aneta Michalska (lekarz psychiatra, pracuje w Centrum Terapii Dialog), Agnieszka Grzyb (lekarz, pediatra, pracuje w Centrum Zdrowia Dziecka)