Potrzebna jest zmiana systemu opieki nefrologicznej
Nigdy nie bolą, a są narażone na ciągły kontakt z toksynami. Nasze nerki codziennie filtrują litry płynów ustrojowych, po to, aby usuwać substancje niebezpieczne dla naszego ciała.
Choroby nerek stanowią dziś w Polsce trzecią przyczynę hospitalizacji po chorobach układu krążenia i nowotworach.
Według raportu opracowanego pod kierunkiem prof. Ryszarda Gellerta, krajowego konsultanta w dziedzinie nefrologii, zbyt wolno je diagnozujemy i leczymy. Sposobem na poprawę życia chorych na nerki ma być nowy projekt koordynacji systemu opieki nefrologicznej, który uratuje życie milionów Polaków.
Koordynacja leczenia chorób nerek ma zapewnić spowolnienie wydatków NFZ i opóźnić wejście pacjentów do leczenia nerkozastępczego. „Obecnie pacjent z PChN (przewlekłą chorobą nerek) sam musi kierować swoim leczeniem pomiędzy lekarzem rodzinnym, poradnią nefrologiczną, transplantacyjną i stacją dializ oraz innymi specjalistami leczącymi choroby współistniejące. To utrudnienie dla chorego i wyższe koszty dla systemu” – mówi dr Iwona Mazur, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Osób Dializowanych.
„Dziś pacjenci najczęściej trafiają do stacji dializ w terminalnej fazie choroby nerek. Wtedy trzeba ratować ich życie pilnymi dializami” – alarmuje prezes OSOD. Według ekspertów rolę jednostki koordynującej pacjenta w całym procesie leczenia powinny przejąć poradnie nefrologiczne, których jest 310 na terenie całej Polski. Nefrolodzy chcą też wprowadzenia rejestru nefrologicznego, aby posługiwać się realnymi danymi z systemu zdrowia, a nie statystykami opartymi o szacunki. „Chcemy zatrzymać sytuację schyłkowej terapii, dializoterapii, przeszczepiania nerek na tym etapie i nie dopuścić do dalszej progresji” – apeluje prof. Ryszard Gellert.
„W Polsce chorobą nerek zagrożonych jest około 10% populacji, czyli mówimy o około 4 milionach osób. Wykrywamy tę chorobę zdecydowanie za późno, ponieważ nerki nie bolą. To jest bardzo podstępna choroba, która rozwija się latami, nie dając żadnych symptomów, które mogłyby być sygnałami ostrzegawczymi. Niezwykle ważne jest to, żeby prowadzić zdrowy tryb życia i dostarczać organizmowi wystarczającą ilość płynów, przede wszystkim wody. Dwa litry wody dziennie to jest dawka o której powinniśmy pamiętać, dbając o nasze nerki. Nerka musi mieć wodę, żeby wypłukać toksyny z naszego organizmu. Jeżeli jej nie dostarczamy, to toksyny niszczą nasze nerki i koło się zamyka. Należy również kontrolować poziom cukru we krwi, bo 30% chorych ma zniszczone nerki z powodu cukrzycy; kontrolować ciśnienie krwi, bo to kolejna przyczyna uszkodzenia tego organu oraz stosować prawidłową dietę: dużo warzyw, owoców. To są banały o których często dużo się mówi, ale dieta jest niezwykle ważna jeżeli chodzi o nerki” – tłumaczy dr Teresa Dryl-Rydzyńska, przewodnicząca Komitetu Zdrowia Krajowej Izby Gospodarczej.
„W dzisiejszym systemie, oczywiście, mamy dostępne leczenie dla pacjentów, którzy wymagają terapii związanej z leczeniem nerkozastępczym, natomiast kłopot, który mamy z działaniem polskiego systemu ochrony zdrowia, to taki, że to finansowanie jest rozczłonkowane. Pacjent, w momencie, kiedy pojawia się na wizycie u lekarza, musi dostać skierowanie do poradni nefrologicznej. W momencie, kiedy zostanie skierowany do poradni, musi w niej odczekać, dopiero wtedy konsultuje się ze specjalistami. Nefrolog, najczęściej, daje mu zlecenie na kolejne badania i pacjent znów musi sam sobie te kwestie zorganizować. Cały proces jest bardzo rozciągnięty w czasie. Projekt, który proponujemy polega na tym, żeby przy dostępie takich samych środków albo mniejszych, jeśli chodzi o finansowanie publiczne, tak zorganizować opiekę nad pacjentem wymagającym leczenia zastępczego, aby mieć jeden podmiot, który odpowiada za całość procesu leczenia” – uzupełnia Jakub Szulc, dyrektor zespołu ds. zdrowia EY.
„Jest kilka wariantów wdrożenia koordynowanej opieki zdrowotnej. Wychodzimy z założenia, że nie uzdrowimy całego systemu od razu, tylko chcemy skoncentrować się na osobach z grupy wysokiego ryzyka. Według wstępnych wyliczeń ekspertów z firmy EY, możemy poprzez lepszą organizację leczenia i efektywniejsze zarządzanie wygospodarować około trzech milionów złotych, nie zabierając nikomu, niczego. Będziemy, po prostu, lepiej gospodarować tymi środkami. Te środki starczą na zdiagnozowanie pięćdziesięciu tysięcy dodatkowych pacjentów. Jeżeli odpowiednio wcześniej zdiagnozujemy pacjenta, to możemy go leczyć zachowawczo – tak go poprowadzić, żeby postęp choroby nie był taki szybki. Możemy dzięki temu odwlec np. włączenie pacjenta do dializy o dziesięć czy dwadzieścia lat. Łatwo policzyć, jakie to są zyski dla systemu leczenia – w ciągu dziesięciu lat, na dializy dla jednego pacjenta, trzeba wydać około pół miliona złotych. A mówimy o samych tylko dializach, a przecież jest całe grono innych zabiegów, nie mówiąc już o leczeniu powikłań. Co ważniejsze, ten człowiek pracuje, wypracowuje PKB i nie jest klientem ZUS” – wyjaśnia dr Teresa Dryl-Rydzyńska.
„Ważne jest, żeby to lekarz nefrolog, w porozumieniu z kolegami po fachu, kierował całym procesem leczenia. Chcemy płacić za efekt leczenia i jednocześnie chcemy spróbować ograniczyć dramatyczny wzrost nakładów na leczenie tej grupy pacjentów.” – dodaje Teresa Dryl-Rydzyńska. „Dziś NFZ płaci za procedurę, ale nie wie czy była wykonana świetnie, dobrze czy źle. W opiece koordynowanej szpitale czy poradnie prezentują swoje wyniki, odsetek przeżyć, powikłań i hospitalizacji”– podkreśla Jakub Szulc. Zatrważający jest fakt, że według badań 50% osób trafiających dziś na dializy nigdy wcześniej nie leczyło się na nerki. Ogólnopolskie Stowarzyszenie Osób Dializowanych wspiera ideę włączenia dwóch prostych i tanich badań, jakimi są: ogólne badanie moczu oraz oznaczenie poziomu kreatyniny we krwi, do obowiązkowych badań przesiewowych pracowników. To pomogłoby kontrolować stan nerek Polaków i wykrywać choroby we wcześniejszych fazach.