22 listopada 2024

Praca w szpitalu w warunkach konfliktu zbrojnego jest nieprzewidywalna

Po rosyjskiej agresji sytuacja moich koleżanek i kolegów zmieniła się diametralnie – mówi Sofia Bedzis, lekarz w trakcie specjalizacji z anestezjologii i intensywnej terapii, która pochodzi z okolic Tarnopola (zachodnia Ukraina), a obecnie pracuje w Mazowieckim Szpitalu Wojewódzkim w Siedlcach i SPZOZ w Węgrowie.

Sofia Bedzis. Foto: arch. prywatne

– W związku z pandemią, zarówno w polskich, jak i ukraińskich mediach dużo mówiono o codziennej pracy lekarzy. Po wybuchu wojny zaangażowanie medyków nie znajduje się już na pierwszym planie, mimo że na Ukrainie ich sytuacja bardzo się zmieniła.

Lekarze, idąc na nocny dyżur, czasami wychodzą z domu kilka godzin wcześniej, bo nie wiadomo, czy dojazd do szpitala znajdującego się kilkanaście kilometrów dalej zajmie im 30 minut czy kilka godzin. Trudno jest też pracować, gdy nad głowami latają pociski, a porody czasami trzeba odbierać w piwnicach.

Do ukraińskich szpitali dociera dużo darów z Polski i innych krajów, ale od moich koleżanek i kolegów, z którymi jeszcze kilka lat temu studiowałam, a którzy teraz pracują w tak niebezpiecznych warunkach, wiem, że brakuje dosłownie wszystkiego. Potrzeby są naprawdę ogromne, a pomoc nie zawsze wystarczająca. Od początku wojny brakuje leków, bo przestało docierać zaplanowane zaopatrzenie, a zapasy kończą się dużo szybciej niż przed rozpoczęciem rosyjskiej agresji.

Praca w szpitalu w warunkach konfliktu zbrojnego stała się jeszcze bardziej nieprzewidywalna. Wystarczy, że przyjeżdża karetka z kilkoma osobami potrzebującymi dużej ilości płynów infuzyjnych i zaczyna ich brakować dla kolejnych pacjentów.

Transporty medykamentów z zagranicy do Ukrainy są scentralizowane, co nie daje gwarancji, że dotrą wszędzie tam, gdzie są potrzebne. Lekarz nie może po prostu kupić stu ampułek leku usypiającego, tak bardzo potrzebnego anestezjologom, zorganizować transport i opłacić jego koszt z Polski do wskazanego przez siebie szpitala w Ukrainie.

Jestem przedstawicielem prawnym w Polsce jednego ze szpitali z obwodu lwowskiego, ale mimo że starałam się zorganizować transport leków na prośbę moich przyjaciół z zachodniej Ukrainy, zderzyłam się ze ścianą. Wielokrotnie kontaktowałam się w tej sprawie z różnymi urzędnikami.

Znacznie łatwiej pomoc dociera za pośrednictwem fundacji, ale i one mają problemy, gdy chodzi o transport przez granicę medykamentów.

Notował: Mariusz Tomczak