Prezes NRA: Nieprawdę się prostuje, a nie tweetuje
Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz (9 sierpnia zrezygnował z funkcji) mówił, że lekarz w jednej z większych telewizji w Polsce straszył pacjentów, że nie będą mogli otrzymywać leków. I Adam Niedzielski postanowił udowodnić, że to kłamstwo. Nie przesadził przypadkiem? – pyta Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.
Pan rzecznik zademonstrował elementarny brak wiedzy, jeśli chodzi o to, kto w Polsce ma kompetencje do przeprowadzania testu prawdy. Na pewno nie jest to rolą ministra zdrowia.
Jeśli minister uznał, że doktor nie ma racji, to proporcjonalnym i adekwatnym sposobem postępowania powinno być wydanie oświadczenia odnoszącego się do meritum sprawy, a nie pisanie twitta, który personalnie atakował lekarza, łamiąc przy okazji prawo do ochrony jego najbardziej wrażliwych danych.
Myślę, że wszyscy się zgodzimy, że dane dotyczące przyjmowanych leków czy pośrednio wskazujące na kategorie dolegliwości zdrowotnych to najbardziej sensytywne dane. Minister zachował się w sposób absolutnie nieadekwatny do sytuacji. Jeżeli uznał, że doktor miał rzekomo powiedzieć nieprawdę, wystarczyło to sprostować.
Zakładam, że minister, składając takie oświadczenie, uspokoiłby pacjentów – jeśli miał podstawy sądzić, że ktoś może się czuć zaniepokojony. Jeśli zaś uważał, że lekarz pomówił go osobiście jako ministra konstytucyjnego czy też resort, na czele którego stoi, powinien skorzystać z drogi prawnej, jaką jest sąd. Powinien w tym kraju.
Tymczasem stykając się z krytyką, automatycznie podjął działania odwetowe, sięgając po broń atomową, jaką jest ujawnianie wrażliwych danych. Czas pomiędzy wpisem ministra a momentem, gdy doktor Pisula mógł się odnieść i wyjaśnić przede wszystkim swoim pacjentom, że nie przyjmuje leków psychotropowych, tylko przeciwbólowe, był niezwykle istotny.
Czas ten mógł wywołać, a moim zdaniem na pewno wywołał nieodwracalne szkody, jeśli chodzi o dobre imię Pana doktora. Wiele osób mogło postrzegać w kontekście wpisu ministra, że doktor leczy się na dość poważne choroby. Innymi słowy, sposób, w jaki minister postąpił, doprowadził do swoistej stygmatyzacji doktora przez pryzmat treści zawartych we wpisie.
Pomijam, że doktor, chcąc wyjaśnić sprawę, został następnie swoiście zmuszony do wskazania, jakie konkretnie leki sobie wypisał. Minister naruszył jego prawo do prywatności, a cała sytuacja spowodowała, że lekarz, broniąc się, musiał powiedzieć w mediach, jakiego rodzaju środki przyjmuje i z jakiego powodu. Niewyobrażalne.
AW