Prezes NRL: Wojna i wojenki
Wiedza daje pokorę, władza niestety nie. Ta trawestacja myśli Lwa Tołstoja warta jest upowszechnienia – pisze prezes NRL prof. Andrzej Matyja dla „Gazety Lekarskiej”.
Społeczeństwo jest bardzo zmęczone. Minister Zdrowia oświadcza, że sytuacja jest coraz poważniejsza, nie chcąc chyba użyć słowa „tragiczna”. Prof. Andrzej Horban, główny doradca Premiera ds. COVID-19 ostrzega, że może dojść do całkowitego lockdownu.
Tymczasem, rok po pandemii, mamy chaos decyzyjny; rozbieżne dane, które trudno nazwać wiarygodnymi; są niespójne reakcje i propagandowe pustosłowie (ostatnio o onkologii, która w czasie pandemii jest, jak stwierdził Prezes Polskiej Unii Onkologii, dr Janusz Meder, a później podchwycili politycy – „zieloną wyspą”!). Nadal podążamy za koronawirusem, a co bardziej radykalni politycy opozycji mówią o przegranej z nim walce.
Wciąż brakuje godnego zaufania systemu monitoringu zakażeń, który pomógłby w stosowaniu bardziej finezyjnych form walki z pandemią. Bezradność wobec sytuacji próbuje się ukryć za mglistymi zapowiedziami „właścicielskiej restrukturyzacji” szpitali. Wyciąga się z lamusa pomysły centralizacyjne, spychające na margines samorząd lokalny. Proponowane regulacje wynagrodzeń są nieakceptowalne. Głos „dołów” jest ignorowany w imię fałszywie rozumianego zarządzania sytuacją kryzysową z poziomu omnipotentnej „centrali”.
W obliczu wiosennego wzrostu zachorowań wręcz absurdalny i groteskowy wydaje się konflikt wokół Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego. Dwukrotnie (w lutym i marcu) zwracałem się do Ministra Zdrowia o zwolnienie lekarzy przystępujących do PES w sesji wiosennej 2021 r. z części ustnej tego egzaminu, analogicznie, jak miało to miejsce w ubiegłym roku. Wówczas można to było zaakceptować, a teraz – o dziwo – konsultanci krajowi znaleźli mnóstwo powodów, by tak się nie stało, tłumacząc to też wyszczepieniem lekarzy.
Moje apele pozostawały bez odpowiedzi, a zamiast niej lekarze otrzymali komunikat o przesunięciu terminu o dwa miesiące. Wybuchła burza i następnego dnia decyzję cofnięto, utrzymano terminy, a także egzamin ustny. Odrzucono postulaty środowiska, by zrezygnować z egzaminów ustnych z powodu sytuacji epidemicznej i ogromnych potrzeb kadrowych w ochronie zdrowia, kiedy każdy lekarz jest na wagę złota.
W sytuacji nadzwyczajnej powinien on być przy pacjentach, a nie siedzieć nad książkami, by jak najlepiej poradzić sobie na egzaminie ustnym, który na podstawie odpowiedzi na 3-4 pytania ma – jak twierdzą jego zwolennicy – potwierdzić fachowość i kompetencje zdającego, tak jakby nie miał za sobą zdanego egzaminu testowego, kilku lat praktyki, a kierownik specjalizacji w ciemno dopuszczał go do egzaminu, mimo że poświadcza to swoim autorytetem. Wszystko to dzieje się, tak, jakby wokół nie toczyła się ostra walka o zdrowie i życie.
Szczególnie bolesne jest zarzucenie mi – reprezentantowi społeczności lekarskiej – przez jednego z konsultantów krajowych „merkantylnych” pobudek. Zastanawiam się, gdzie u kolegi profesora, autora tego stwierdzenia, podziała się odpowiedzialność za słowo, poczucie rzeczywistości, zrozumienie realiów obecnej sytuacji, tym bardziej, że już drugą kadencję pełni on funkcję rzecznika odpowiedzialności zawodowej w jednej z izb lekarskich i powinien dobrze znać problemy środowiska i warunki jego funkcjonowania. Czy kurczowe trzymanie się rozwiązań nieprzystających do obecnej, ekstremalnej sytuacji ma jakąś wartość? Dodatkowo sytuację zaogniła urzędniczka wyższego szczebla Ministerstwa Zdrowia, zapowiadając w korespondencji do konsultantów krajowych „wojenkę” z Naczelną Radą Lekarską.
Zamieszanie wokół PES jest gorszące. To przejaw braku szacunku dla całego środowiska, które potrzebuje wsparcia, a spotyka się z niezrozumieniem i małostkowością. Szkoda, że w tę grę zostali wciągnięci konsultanci krajowi. Włączyli się w nią również konsultanci dyscyplin lekarsko-dentystycznych, a co jeszcze dziwniejsze, konsultanci dziedzin takich jak farmacja przemysłowa, farmacja szpitalna, psychologia kliniczna, pielęgniarstwo, choć my, lekarze, nie ingerowaliśmy nigdy w sprawy kształcenia tych specjalistów.
Oliwy do ognia dolewają pomysłodawcy nowych zasad kształtowania wynagrodzeń lekarzy czy przyjętej arbitralnie, bez konsultacji ze środowiskiem lekarskim, decyzji o wstrzymaniu przyjęć planowych. Towarzyszy temu obarczanie podmiotów leczniczych konsekwencjami za niezrealizowane kontrakty. Wywołuje to frustrację, działa demotywująco, pogłębia rozpowszechniony wśród lekarzy syndrom wypalenia zawodowego, a – jak sygnalizują psychologowie – również stresu pourazowego podobnego do tego wyniesionego z działań wojennych.
Nie dość, że nie ma konkretnych decyzji świadczących o docenieniu pracy lekarzy i całego personelu medycznego oraz pomocniczego, to nadal czujemy się pozbawieni wsparcia i osamotnieni w walce z pandemią. Słowa i deklaracje wypowiadane przed kamerami telewizyjnymi czy z trybuny sejmowej już od dawna nie robią wrażenia. W tym samym czasie, kiedy toczyły się „wojenki” z naszym środowiskiem, odbywała się poważna, pięciodniowa konferencja Światowego Forum Ekonomicznego i London School of Economics pt. „Partnerstwo dla zrównoważonego i odpornego systemu ochrony zdrowia”.
Analizowano doświadczenia różnych krajów w walce z pandemią, zastanawiając się, jakie z tego wynikają wnioski na przyszłość. Na radarach naukowców, ekspertów i praktyków znalazło się pięć kluczowych obszarów: zarządzanie systemem ochrony zdrowia, finansowanie, zasoby kadrowe, kwestie medyczne i technologiczne oraz świadczenie usług medycznych.
Pilotażowe badania przeprowadzone w ośmiu krajach wykazały wiele podobnych słabości na początkowym etapie walki z pandemią. Kierunkowe konkluzje z tych doświadczeń też są bardzo zbieżne. Warto je chociażby w punktach odnotować i dedykować politykom oraz wszelkim decydentom. Otóż z analiz OECD wynika, że: „warunkiem wstępnym wzmocnienia odporności systemu opieki zdrowotnej są większe inwestycje w pracowników ochrony zdrowia”. Inny wniosek: „Każdy dolar zainwestowany w poprawę zdrowia przynosi od 2 do 4 dolarów korzyści ekonomicznych”.
„Konieczne jest zwiększenie nakładów publicznych na ochronę zdrowia”, „Inwestycje w zdrowie kreują nowe miejsca pracy”, „Silniejszy system ochrony zdrowia to silniejsza gospodarka”. Za tymi stwierdzeniami stoją konkretne liczby i przykłady. Badania pokazują też, że ogólna wielkość potrzebnych inwestycji w krajach OECD to średnio ok. 1,5 proc. PKB (przy rozpiętości między 0,5-3,4 proc.). Jak się jednak szacuje, ok. 20 proc. nakładów na zdrowie w krajach OECD jest nieskutecznie wydanych, a wręcz marnotrawionych; pacjenci nie zawsze otrzymują właściwą pomoc, więc środki można by wykorzystać efektywniej.
Pole do działań naprawczych, innowacji organizacyjnych i technologicznych jest ogromne. To są wyzwania dla ochrony zdrowia w krajach OECD, w których walka z pandemią nie wyklucza myślenia o tym, co dalej. Tymczasem naszemu krajowi, miotanemu przez kolejną falę pandemii, funduje się „wojenki” ze środowiskiem lekarskim, dzieli się je na lepszych i gorszych, ważniejszych i mniej ważnych, zamiast w tych trudnych czasach okazywać sobie solidarność i wsparcie.
Inni wyciągają nauki i pewnie już intensywnie przygotowują plany inwestowania w rozwój stabilnego i odpornego systemu ochrony zdrowia. U nas konfliktuje się środowisko, podejmuje arbitralne i niezrozumiałe decyzje, przedstawia upokarzające propozycje wynagrodzeń, a także szafuje się groszem publicznym, gdy ciągle słyszymy, że brakuje go na zdrowie. Perspektywa przybliżenia się udziału nakładów na zdrowie w PKB podobnego jak krajach „starej” Unii jest nadal odległa, a dystans może wcale się nie zmniejszyć, bo liderzy w tym wyścigu będą wciąż nam uciekać.
My za to mamy nasze gierki i wojenki, wzajemne przerzucanie się odpowiedzialnością w imię rzekomej dbałości o jakość kształcenia. A może by tak konsultanci krajowi, dbając o jakość opieki nad polskimi pacjentami, zaproponowali urzędnikom Ministerstwa Zdrowia, by podobne egzaminacyjne sito przechodzili chętni spoza Unii Europejskiej, którzy chcą zasilić szeregi polskich lekarzy? Traktujmy się poważnie! Panie i Panowie z Miodowej i „okolic” – bądźmy partnerami. Szanujmy wiedzę. Toczmy dialog dla dobra pacjentów, zgodnie z polskim przysłowiem: „Zgoda buduje, niezgoda rujnuje”.
Andrzej Matyja, prezes NRL