21 listopada 2024

Prof. Andrzej Matyja: Ład w nieładzie

Tytuł „Polski Ład” brzmi dumnie (wszak – polski) i obiecująco, bo „ład” to porządek, harmonia, spójność, a więc poczucie bezpieczeństwa, pewność, spokój… Ale po lekturze tego dokumentu wrażenia są inne – pisze prof. Andrzej Matyja w felietonie dla „Gazety Lekarskiej”.

Prezentacja programu „Polski Ład”. Źródło: twitter.com/MorawieckiM

Na początku czytamy: „Na zdrowiu się nie oszczędza”. Brzmi obiecująco, ale zaraz dowiadujemy się, że: „nowe środki będą przeznaczone na inwestycje, cyfryzację, nowe kadry i nowoczesne terapie”, a „Polski Ład (…) To nasz plan gospodarczej odbudowy…”.

Zatem uwaga skupiona została bardziej na przezwyciężaniu skutków pandemii w gospodarce, a mniej na zdewastowanym zdrowiu i pokiereszowanej ochronie zdrowia. Im bardziej zagłębiamy się w lekturę, tym wyraźniej widać hasłowość zamierzeń. Trudno więc ocenić wpływ zapowiedzi na realne zmiany i poprawę w ochronie zdrowia odczuwalną przez pacjentów. I to nie za sześć lat, ale tu i teraz.

Nie musi do tego doprowadzić deklaracja wzrostu nakładów na zdrowie do 7 proc. PKB w 2027 r. Taki poziom oznaczać będzie, że nadal pozostaniemy w ogonie Europy, bo inni też nie zasypiają gruszek w popiele. Ponadto powinniśmy w tym czasie nie tylko zwiększać nakłady na ochronę zdrowia, ale jednocześnie wyciągać wnioski z minionego roku i modyfikować system tak, by był elastyczny, lepiej dostosowany do natychmiastowej i adekwatnej reakcji na kryzysy.

Aby tak się stało, potrzebujemy zdecydowanie szybszego i znaczącego zwiększenia nakładów na zdrowie, głębokich zmian w organizacji i zarządzaniu ochroną zdrowia, racjonalnej dystrybucji środków, a także mądrej polityki wobec kadr medycznych – rozwiązań w perspektywie wieloletniej, ale i rozwiązań kompromisowych już dziś, by zadbać o obecne kadry medyków, zachęcić ich do pozostawania w zawodzie i uprawiania go w kraju, a nie za granicą.

Jak najszybszego urealnienia wymagają wyceny świadczeń. Powszechnie wiadomo, że bez tego chociażby szpitale będą popadały w spiralę zadłużenia. Ministerstwo Zdrowia ma inną diagnozę – powodem jest złe zarządzanie. Ma plan odsunięcia od niego lekarzy, a stery zamierza powierzyć certyfikowanym menedżerom, których zadaniem będzie restrukturyzacja szpitali. Restrukturyzacja takich skomplikowanych i specyficznych organizacji jest nie lada wyzwaniem. Operacja taka nie przynosi od razu oczekiwanych efektów, a nawet na początkowym etapie trzeba się liczyć z regresem. Skala wyzwania będzie tym większa, że najcenniejsze zasoby, jakimi są ludzie, szybko będą się wykruszać.

Osoby w wieku emerytalnym – czy to lekarze, czy pielęgniarki – nierozpieszczani zarobkami zapewne nie będą chcieli uczestniczyć w emocjonalnie obciążającym procesie przekształceń i będą woleli przejść do lecznictwa otwartego, również do sektora prywatnego lub w ogóle zrezygnować z pracy. Kto zatem będzie w szpitalach leczył chorych i jednocześnie kształcił młodzież lekarską, a może jeszcze do tego sprawował nadzór nad obcokrajowcami, ponosząc za to odpowiedzialność?

Jeśli do tego będzie szybko rosła liczba pacjentów, którzy obciążeni popandemicznym długiem zdrowotnym zapełnią szpitale, plus będziemy mieć do czynienia z nawrotami pandemii, to przyszłość rysuje się wyjątkowo niepomyślnie. Pozostaje ufać, że doświadczeni i certyfikowani menedżerowie z tych bojów wyjdą zwycięsko, a co najważniejsze, zwycięsko wyjdą pacjenci.

Warto jednak mieć plan „B” i trzeba wierzyć, że decydenci taki przygotują. Na razie dziarsko idą do przodu z ustawą o wynagrodzeniach, ignorują zastrzeżenia, nie słuchają głosu reprezentacji zawodów medycznych. Proces legislacyjny jest karykaturalny – w środę rząd przyjmuje projekt ustawy, w czwartek rano jest już pierwsze czytanie w sejmie (o czym posłowie i potencjalni goście dowiadują się tuż przed posiedzeniem). Wszystkie propozycje poprawek przepadają, wniosek o wysłuchanie publiczne również.

Jako że – jak napisano w „Polskim Ładzie” – „na zdrowiu się nie oszczędza”, w dokumencie zapowiedziano utworzenie Funduszu Modernizacji Szpitali, kolejnego obok Funduszu Medycznego tworu, którego powołanie budzi wątpliwość. Czy konieczne jest mnożenie bytów tak, jakby obecnie istniejące instytucje nie mogły wypełniać tych funkcji? Obok funduszy, „Polski Ład” zapowiada utworzenie kolejnej struktury – Agencji Rozwoju Szpitali. Można odnieść wrażenie, że gdy brakuje pomysłów na rozwiązanie poważnych problemów, jak zaklęcie pojawia się propozycja: „utwórzmy agencję, fundusz, zespół” (niepotrzebne skreślić).

W „Polskim Ładzie” znalazły się propozycje, o których słyszeliśmy od dawna, np. ustawa o jakości, nad którą prace toczą się od czterech lat i miejmy nadzieję, że już wkrótce zostaną sfinalizowane, a długo oczekiwane wprowadzenie modelu no-fault stanie się faktem. Dotychczasowe doświadczenia każą jednak ze szczególną uwagą przyglądać się powstawaniu tej regulacji i obserwować przebieg konsultacji, czy będą one autentyczne, czy też pozorowane.

Profilaktyka 40+ to następny program, o którym słyszymy od dłuższego czasu. Trzeba mu przyklasnąć, ale w „Polskim Ładzie” nie ma odpowiedzi na pytanie o koszty i źródła ich pokrycia. Tu również wracamy do pytania, które cały czas towarzyszy czytelnikowi „Ładu”, czy mamy odpowiednie zasoby, by ten program przeprowadzić sprawnie i by szybko zaopiekować się pacjentami, u których wykryje się symptomy chorób, bo przecież trafią oni do niewydolnego systemu.

Jeśli ścieżka pacjenta nie zostanie jasno ustalona, a przejście po niej okaże się skomplikowane, to stanie się to powodem frustracji i niezadowolenia, które skupią się na konkretnej placówce, lekarzu czy pielęgniarce, ale już nie decydentach z ul. Miodowej w Warszawie. Podobnie może się stać ze zniesieniem limitu do specjalistów. Skąd ich weźmiemy? Tego nie wiadomo, ale wiadomo, że niezadowolenie i rozczarowanie skieruje się ku „pracownikom liniowym”.

W dokumencie programowym rządzącej koalicji nie mogło zabraknąć deklaracji o rozwoju nowoczesnych technologii w służbie zdrowia. I dobrze, tyle że zdawkowo (i to w innej, niezdrowotnej części) potraktowano wykluczonych cyfrowo, a ponadto informatyzacja obsługi pacjentów to ledwie początek prawdziwej cyfrowej transformacji na miarę XXI w. W „Ładzie” mowa jest o programie badawczym nad COVID-19, choć bez wyjaśnienia, z jakich źródeł będzie on finansowany.

W ogóle brakuje choćby wzmianki o opiece stomatologicznej, mimo że zaniedbania w tej dziedzinie są ogromne i rzutuje to na stan zdrowia całego społeczeństwa. Dziwi też, że skoro we wprowadzeniu do dokumentu mówi się o przełamywaniu skutków pandemii, wyciąganiu wniosków z tego doświadczenia, a zdrowie wymienia się na pierwszym miejscu, to pomija się potrzebę wzmocnienia służb sanitarno-epidemiologicznych i diagnostyki laboratoryjnej.

W części „Polskiego Ładu” poświęconej zdrowiu zebrano więc projekty, nad którymi prace toczą się już od pewnego czasu. Powstał zbiór propozycji, ale nie widać spójnej koncepcji, ku czemu zmierzamy. Jak ma wyglądać system ochrony zdrowia w perspektywie 2023 i 2030 r.? Wiemy, że w PKB zwiększy się udział wydatków na zdrowie, ale to nie wystarczy. Aby projekt był wiarygodny, powinien określać, na co i dlaczego środki będą skierowane, czy na kolejne instytucje, fundusze, projekty o dyskusyjnej efektywności, czy na świadczenia medyczne i poprawę stanu zdrowia społeczeństwa, które szybko się starzeje i do tego długo jeszcze borykać się będzie z trudnymi do przewidzenia długofalowymi skutkami pandemii.

Bez jasnej koncepcji karkołomne będzie przekonanie do konieczności ponoszenia wyższych obciążeń na zdrowie, które zostały w „Polskim Ładzie” ogłoszone. Jak powiedziała Margaret Thatcher: „Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy”. Łatwiej to obywatelom zaakceptować, kiedy jest przedstawiona jasna wizja, co w zamian.

Nie jest dobrym sygnałem fakt, że minister Adam Niedzielski w jednym z wywiadów zapytany o przewidywane zwiększone z powodu zmian podatkowych wpływy ze składki zdrowotnej uchyla się od odpowiedzi, i uciekając w formułę „To nie ja, to kolega”, wskazuje na ministra finansów, minister rodziny i ministra rozwoju… Deklaruje, że będzie się skupiał na – jak to określa – mądrym inwestowaniu uzyskanych środków. To pokazuje, jak mocno zakorzenione jest resortowe podejście do zdrowia, mimo że od dawna postuluje się potrzebę wprowadzenia zmian w strukturach rządowych, aby problemy zdrowia publicznego były traktowane kompleksowo i nie tylko resort zdrowia czuł się za nie odpowiedzialny.

Szczególnie bulwersujący komentarz do dyskusji wokół „Polskiego Ładu” i racjonalnych wydatków dopisało samo życie. Jak się okazało, ze środków publicznych przyznanych przez Narodowy Instytut Wolności, nadzorowany przez Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, finansowana jest działalność portalu internetowego propagującego postawy antyszczepionkowe. Popłynął tam milion złotych publicznych, czyli naszych pieniędzy, a jednocześnie z drugiej kieszeni finansuje się kampanię zachęcającą do szczepień. Walczymy z pandemią, jako społeczeństwo ponosimy tego wysokie koszty, ochrona zdrowia jest na granicy wydolności, a jednocześnie państwowa instytucja wspiera ruch szkodzący zdrowiu publicznemu i sabotujący wysiłki medyków. Gdzie tu ład? Gdzie logika?

Podobne słowa cisną się na usta, gdy zamiast dialogu jest forsowanie rozwiązań chociażby tych dotyczących zatrudnienia lekarzy spoza UE na szczególnych warunkach, bez właściwego sprawdzenia kwalifikacji i znajomości jęz. polskiego. Uchwała Naczelnej Rady Lekarskiej w sprawie cudzoziemców jest zaskarżona do Sądu Najwyższego. A jednocześnie widać, że brakuje czasu na przygotowanie ustawy o funduszu kompensacyjnym, by dać większe poczucie bezpieczeństwa pacjentom, którzy obawiają się poważnych powikłań po szczepieniach przeciwko COVID-19.

Od miesięcy nie powołano Głównego Inspektora Sanitarnego, co w czasie pandemii i kolejnych jej fal musi mocno dziwić. Czy takiego polskiego ładu oczekuje polski podatnik?

Andrzej Matyja, prezes NRL