Protest lekarzy związkowców
Kilkuset lekarzy z całej Polski wzięło udział w proteście lekarzy w ochronie zdrowia pacjentów, który zaczął się w sobotnie południe pod gmachem resortu zdrowia. „Decydenci, nie udawajcie, że zależy wam na pacjencie i medyku” – głosił wywieszony na scenie transparent.
O jakość kształcenia lekarzy, jakość pracy i jakość systemu apelowali do rządzących uczestnicy dwugodzinnego protestu, zorganizowanego w sobotę 30 września pod gmachem Ministerstwa Zdrowia przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (OZZL) i Porozumieniem Rezydentów OZZL (PR OZZL).
Dla jakości i bezpieczeństwa
– Ten protest to próba wyegzekwowania zmian w ochronie zdrowia, gwarantujących jakość leczenia i bezpieczeństwa dla pacjentów, ale również dla lekarzy i wszystkich członków personelu szpitali publicznych. Potrzebna jest przeprowadzona na podstawie map potrzeb zdrowotnych reforma ochrony zdrowia. Taka, która będzie gwarantować stabilność podmiotów leczniczych, by mogły przygotowywać do pracy młodych adeptów sztuki lekarskiej tak, by nie wyjeżdżali z kraju – mówiła Grażyna Cebula-Kubat, przewodnicząca OZZL.
– Jesteśmy tutaj wszyscy, ponieważ nie zgadzamy się na sytuację w ochronie zdrowia. Chcemy, by polskiego pacjenta leczył lekarz dobrze wykształcony, niewypalony i pracował w dobrze zorganizowanym systemie. Cieszę się, że tu przybyliście! Chciałbym podziękować także wszystkim osobom, które nie są lekarzami, a przyszły, żeby wesprzeć nas swoją obecnością – mówił przewodniczący PR OZZL Sebastian Goncerz.
Dodał, że zdrowie nie ma legitymacji partyjnej, podobnie jak protest: – Skierowany jest do społeczeństwa, ale także do decydentów, którzy przez najbliższe cztery lata będą decydować o przyszłości Polski – mówił Sebastian Goncerz i zachęcał do skandowania: „Decydencie, pomyśl o pacjencie!”
Po chwili hasło skandował kilkusetosobowy tłum. Lekarze w białych fartuchach i pacjenci nie tracili nadziei, że wyjdzie do nich ktoś z przedstawicieli kierownictwa resortu (minister Katarzyna Sójka w sobotę przebywała w Wielkopolsce). Rządzący nie zdecydowali się jednak na rozmowę z protestującymi.
Degradacja kształcenia
– Setki, tysiące młodych ludzi już teraz staje się ofiarami postępującej degradacji kształcenia. Nawet w klasycznych uczelniach z tradycją mamy problem z liczebnością grup studenckich. Sam miałem szczęście pracować w czteroosobowej grupie klinicznej. Okazało się, że to ewenement. Na innych uczelniach są szóstki, ósemki, a nawet dwunastki kliniczne. A im więcej osób w takiej grupie, tym trudniej dostać się do pacjenta i czegokolwiek nauczyć – mówił wiceprzewodniczący PR OZZL Władysław Krajewski. – Jak można mówić o jakiejkolwiek jakości kształcenia, skoro dziś dopuszcza się do masowej rekrutacji na studia? Dziś lekarzy kształci 20 nowych uczelni, w tym uczelnie społeczne i zawodówki. W porównaniu do ubiegłego roku przybyło tysiąc studentów, którzy prawdopodobnie nie będą mieli warunków do kształcenia. Nie chcemy hurtowej produkcji studentów. Skandujcie ze mną: „Jakość, nie ilość” – apelował Władysław Krajewski.
Perspektywę studentów wydziałów lekarskich przybliżyła Ewa Majcherek, przewodnicząca Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów Medycyny IFMSA Poland: – Gdy wybierałam studia medyczne, wyobrażałam sobie, że będę uczyć się jak leczyć. Wraz z upływem czasu myślę, że już nie straszne nam zarwane noce na uczeniu się do egzaminów. Nie boimy się liczby leków, których nazw musimy nauczyć się na farmakologię, za to strasznie boimy się, że nie dostaną tych leków, bo są restrykcje w wystawianiu recept albo leki są niedostępne w szpitalu – mówiła Ewa Majcherek.
Jeden lekarz na 150 pacjentów
Owacjami powitano Julię Pankiewicz, koordynatorkę ds. praw kobiet i walki z dyskryminacją w Regionie Mazowieckim OZZL i koordynatorkę Komisji ds. mobbingu i dyskryminacji przy Zarządzie Krajowym OZZL: – Jestem rezydentką drugiego roku, pracuję w szpitalu psychiatrycznym i jestem żywym dowodem na to, że należy wprowadzić normy zatrudnienia. Pacjenci, zapamiętajcie dwie liczby: 2 i 300. Zawierają się w nich realia pracy rezydenta na dyżurze w wielospecjalistycznym szpitalu psychiatrycznym. Dwóch lekarzy na 300 pacjentów, czyli jeden na 150. Wyobraźcie sobie, że u dwóch z tych 150 pacjentów następuje zagrożenie życia. Lekarz ma wybierać, którego ratować? Oprócz dyżurów, lekarz prowadzi w tygodniu 10 pacjentów i przyjmuje w poradni. Czy myślicie, że taki lekarz długo wytrzyma nie będąc wypalonym zawodowo i że zostanie na długo w publicznej ochronie zdrowia? – pytała ze sceny Julia Pankiewicz.
Dodała, że to nie jest najgorszy scenariusz, na jaki napotkać może lekarz w publicznym systemie ochrony zdrowia, bo są takie, w których na tych dwóch lekarzy pacjentów jest 700.
– Jestem lekarzem psychiatrą, pracuję od 20 lat i w ciągu tych 20 lat doświadczałam tego, o czym mówiła Julia – 250 chorych, izba przyjęć i ja jedna, bez laboratorium, tomografu i sprawnego sprzętu – mówiła Kamila Benio z Małopolski. – Czy wiecie, że lepiej mieć obrzęk płuc na ulicy niż w szpitalu psychiatrycznym? Karetka systemu nie dojedzie do szpitala, a tam jest jeden lekarz, często rezydent. Po kilka miesięcy czekaliśmy w moim szpitalu na defibrylator, sprawne ambu. Prosiliśmy o adrenalinę do zestawu przeciwwstrząsowego, o łóżka na dostawki zamiast materacy. Pisaliśmy do organu założycielskiego szpitala, do dyrekcji, do NFZ. Bez skutku. Dziś na konsultację internistyczną w szpitalu, w którym pracowałam, czeka się kilkanaście dni, bo dyrekcja podpisuje pseudoumowy i te pseudoumowy mają zapewniać jakość leczenia, opieki i bezpieczeństwa osobom chorym. Po 15 latach w takich warunkach przestałam udawać, że jestem w stanie zapewnić bezpieczeństwo moim pacjentom. Zaczęłam myśleć o zmianie pracy. Dzisiaj pracuję u siebie, na swoich zasadach, najlepiej jak potrafię, bo wybrałam ten zawód, by pomagać ludziom. Ale żałuję, że nie mogę mojej wiedzy i doświadczenia dawać najciężej chorym, którzy są w szpitalach – dodała Kamila Benio.
Potrzebne 8 proc. PKB na zdrowie
„Krótki, ale konkretny” wykład z ekonomii wygłosiła Anna Gołębicka z Centrum im. Adama Smitha, strateg komunikacji, doradca Zarządu Krajowego OZZL i felietonistka „Gazety Lekarskiej”: – W 2017 r. staliśmy w tym miejscu i krzyczeliśmy: „6,8 proc. PKB na ochronę zdrowia”. Dzisiaj mamy, teoretycznie, 6,7 proc., a naprawdę 5 proc. Te 1,7 proc. różnicy każdy Polak – emeryt, mama z dzieckiem, każdy Polak, musi wyłożyć z własnej kieszeni na prywatną ochronę zdrowia. Dziś mówimy: „8 proc. PKB”. Mówimy tak z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że kraje OECD mają już średnią powyżej 9 proc. Unia Europejska przekroczyła 8, Niemcy mają 12, a my mamy 5 proc. Czy 8 proc. załatwi sprawę? Nie załatwi nam żadnej sprawy, bo żyjemy w systemie, który nie jest systemem, a dziurawym sitem, przez które przelecą każde pieniądze. Najpierw musimy więc ten system uszczelnić – przekonywała Anna Gołębicka.
Dodała, że system dziś nie widzi ani lekarza, ani pacjenta. – Czy te 8 proc. jest nam potrzebne? Tak, bo bez tych pieniędzy nie wyjdziemy z limitu, który powoduje kolejki. Nasze badania pokazały, że pacjent najbardziej boi się kolejki, ona go przeraża. Powiem wam to, co powinien wam powiedzieć każdy ekonomista: darmowe leki jeszcze nikogo nie wyleczyły, ale lekarz, który czuje się dofinansowany, zadbany, wyjątkowy, który czuje się partnerem pacjenta – już tak – dodała ekspertka.
Niemedyczni wspierają protest
Na scenę zaproszono także Krystiana Krasowskiego, przewodniczącego Związku Zawodowego Pracowników Niemedycznych Ochrony Zdrowia, który poparł protest: – Kiedy informacja o tym, że dzisiaj tu będziemy, pojawiła się w mediach społecznościowych, zadawano mi pytanie: „A dlaczego? Przecież to jest protest lekarzy”. Otóż nie! To jest protest nas wszystkich. Jako pracownicy niemedyczni każdego dnia pracujemy z państwem na różnych szczeblach, ale w jednym zakładzie pracy i w jednym systemie. Jesteśmy tutaj, bo widzimy waszą ciężką pracę, determinację i bardzo dziękujemy za to, że poświęcacie swój czas dla pacjentów. Widzimy, jaką macie odpowiedzialność. Jesteśmy tutaj także, bo jesteśmy albo będziemy państwa pacjentami. Jako pracownicy niemedyczni również napotykamy bylejakość. Degraduje się nas, obniża standardy sprzątania, a to wpływa na bezpieczeństwo pacjenta. Chcemy, byście mieli czyste sale, czyste gabinety i mogli spokojnie leczyć pacjentów – dodał Krystian Krasowski.
Samorząd lekarski na straży godności zawodu
– Chciałem podziękować pani przewodniczącej Grażynie Cebuli-Kubat i Porozumieniu Rezydentów za zorganizowanie tego wydarzenia – mówił Damian Patecki, anestezjolog, współzałożyciel Porozumienia Rezydentów OZZL. – Dzisiaj jestem tu w innej roli, bo jako przedstawiciel samorządu lekarskiego. Chciałem powiedzieć, że samorząd lekarski zawsze będzie was wspierał i stał na straży godności zawodu, a także interesu pacjentów – zapewnił Damian Patecki, członek Naczelnej Rady Lekarskiej i przewodniczący Komisji ds. Kształcenia NRL.
Na koniec powiedział o lekarzach-współorganizatorach poprzednich protestów w ochronie zdrowia: – Pani przewodnicząca ma plakietkę „organizator zgromadzenia”. Ja chciałbym przypomnieć współorganizatorów, których dziś już z nami nie ma. Część kolegów boryka się z problemami. Część osób znacie, nie będę wymieniał ich nazwisk. Chciałem powiedzieć, że mi ich brakuje – dodał Damian Patecki, wzbudzając owację.