Różnice studiów i szkoleń
Od pierwszych studenckich dni przyszłych farmaceutów i lekarzy zauważaliśmy różnice w programie nauczania. Niby nikogo to nie powinno dziwić, ale chyba każdy się nad tym zastanawiał. Albo w duchu, albo w nieuchronnych dyskusjach w akademiku – pisze Mariusz Politowicz, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Jeśli słynne kationy i aniony farmacja przerabiała w dwa semestry, a wydział lekarski w miesiąc lub dwa, to ówczesne wnioski bywały zastanawiające. Albo przyszli lekarze będą o nich wiedzieć za mało, albo przyszli farmaceuci niepotrzebnie za dużo. Z perspektywy lat skłaniam się ku drugiej opcji.
Podobne wnioski mieliśmy podczas przerabiania biochemii, fizjologii oraz wielu innych przedmiotów, w tym zwłaszcza farmakologii. Studia się skończyły, różnice pozostały, a wręcz się nasilają. Jednak współcześnie nie chodzi o sedno, czyli sposób leczenia, w tym farmakologicznego.
Dzisiejsze problemy lub spory generowane są przez zagmatwane i nieprzyjazne przepisy, które naszą pracę – ale i pasję – skutecznie utrudniają. Wręcz zniechęcają do jej wykonywania oraz przyspieszają proces wypalenia zawodowego. Ze wszystkimi tego negatywnymi skutkami.
Co ciekawe, im częściej sygnalizujemy, że biurokracja i nadmierny formalizm pożerają cenny czas profesjonalistów, tym w reakcji mocniej słychać, że „to są pieniądze publiczne, dlatego należy je kontrolować”.
Cóż, przed laty najczęściej te słowa wypowiadał pewien wysoki urzędnik państwowy, polityk, a zarazem lekarz… Czy w takim razie nasze studia nie powinny mieć zmienionych programów nauczania, a ich celem nie powinno być li tylko dbanie o finanse publiczne?
Sarkazm w mych wypowiedziach jest zapewne spowodowany kiepskim wykształceniem, brakiem doświadczenia i szkoleń oraz podeszłym wiekiem. Jednocześnie nadal wszyscy znamy, także z autopsji, negatywne skutki frustrującej pracy, która nijak ma się do naszego wykształcenia.
Jako ciekawostkę podam, że innemu urzędnikowi publicznie zaprezentowałem wspomniany mechanizm przyczynowo-skutkowy, który zniechęca – w tym wypadku – do studiowania farmacji i pracy w aptekach, głównie ogólnodostępnych. Najzupełniej poważnie odparł, że słyszy frustrację w mojej wypowiedzi oraz uważa, że na farmacji oraz kierunku lekarskim należałoby wprowadzić zajęcia z umiejętności radzenia sobie ze stresem.
Proszę mi wierzyć, że dawno nie widziałem tylu zaskoczonych, a przecież doświadczonych farmaceutów. Nie twierdzę, że zmysł biznesowy, dzięki któremu dobrze prosperuje gabinet lekarski lub apteka, jest czymś złym. Tak samo pogłębiona wiedza ekonomiczna.
Jednakże jeśli otoczenie prawne generowane przez biurokratów wymusza na lekarzach lub farmaceutach, aby raporty statystyczne były ważniejsze od zdrowia i życia pacjentów, system ochrony zdrowia (OZ) będzie coraz mniej wydolny.
Nie zmienią tego nawet najlepiej zawodowo wyszkoleni lekarze lub farmaceuci. Nie zmieni tego skokowo zwiększone finansowanie ochrony zdrowia, w tym na refundację leków, nawet bezpłatnych. Ceny usług (procedur) medycznych będą rosły. Nie tylko z powodu inflacji.
Dlatego za nie do końca trafną uważam argumentację, jakoby zwiększanie nakładów na OZ świadczyło o wzroście jej dostępności. Owszem, jakość wzrośnie, choćby z tytułu unowocześnienia metod. Zarazem z tego samego powodu – wzrostu cen – spadnie lub się nie zmieni ich dostępność.
Paradoksem wynikającym z ustawy refundacyjnej jest to, że od wielu lat spadają (!) ceny leków refundowanych. Jednocześnie z tego samego powodu spadają tzw. limity ich cen, czyli wysokość zniżki w aptece. Także zgodnie z ww. ustawą limity spadają bardziej niż ceny. Co oznacza, że z każdą rzędową zmianą cen i limitów pacjenci płacą coraz więcej.
Powstaje zatem pytanie wręcz egzystencjalne. Czy szkolić się, by pomagać chorym, czy szkolić się, by szybciej i mniej stresowo wypełniać tabelki w raportach statystycznych? Dziś, po tylu latach od ukończenia studiów, także rozmawiamy w gronie znajomych lekarzy i farmaceutów. I ze wspólnych rozmów znowu wyciągamy wnioski.
Jednym z nich jest, że o ile w miarę szybko można zwiększyć liczbę uczelni, które wykształcą naszych następców, to bez zmniejszenia formalizmu i biurokracji nie zatrzymamy ich w naszym kraju. Jaki sens ma studiowanie na wydziale farmaceutycznym lub lekarskim, by (z całym szacunkiem do tych zawodów) de facto wykonywać zawód księgowego, informatyka lub sekretarki medycznej?
Mariusz Politowicz, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej