Rwący nurt potylicy
„Umysł ścisły, dusza humanisty” – tak o jednej z naszych szkolnych koleżanek mawiała polonistka. Pogranicze, styk, połączenie światów teoretycznie sobie obcych, od zawsze wzbudzają moje zainteresowanie. Koleżanka też wzbudzała. Może dlatego staram się uparcie „poetyzować” coś, co tak naprawdę jest kwintesencją codzienności.
Foto: freeimages.com
Niedawno prowadziłem uroczystość uruchomienia nowej serwerowni na jednej z warszawskich uczelni. W scyfryzowanych czasach… O! Mam początek kolejnego wiersza, który może być wykorzystywany jako ćwiczenie logopedyczne dla obcokrajowców uczących się języka polskiego albo adeptów sztuki aktorskiej!
„W scyfryzowanych czasach/ Scalona scysja aż syczy/ Ha! Husky po chaszczach hasa/ Smagając smętnie sens smyczy”. A i studentom medycyny może się taki wierszyk przydać. Tyle, że zamiast sponiewieranego przez polonistów pytania: „Co poeta miał na myśli?”, mogą spróbować odpowiedzieć na: „Co poecie dolegało?”.
Ale wracając do otwarcia serwerowni. W scyfryzowanych czasach niewiele jest zjawisk bardziej przyziemnych. Tym bardziej mnie korci, żeby przynajmniej próbować zahaczyć serwerownią o poezję. Nie przypuszczam, że będą kiedyś powstawały prace naukowe typu: „Wątek serwerowni w polskiej literaturze I poł. XXI wieku”. Nie chodzi o to, żeby powstało ich dużo.
Ale poezja powinna opisywać cały świat, bez wyjątków, więc przynajmniej jeden wiersz o serwerowni powinien powstać. Spróbowałem: „Kocham cię tak niewymownie/ Że ci kupię serwerownię/ Jeśli tylko pragniesz – powiedz/ Dokupimy stado owiec/ Traktor, siewnik i śrutownik/ Akordeon, bas i skrzypki/ I będziemy w serwerowni/ Wytwarzać oscypki…”. Łatwiej się żyje ze świadomością, że nie ja jeden cierpię na taką przypadłość.
Na stronie 109 książki „Nic zwyczajnego – O Wisławie Szymborskiej”, Michał Rusinek, sekretarz poetki, pisze: „Bardzo lubiła Poświatowską, nie bardzo – jej poetykę. A w każdym razie coś, co nazywała rozpoetyzowaniem. Kiedyś Poświatowska pokazała jej wiersz, w którym pojawia się fraza: całuję źródło jego szyi. [Szymborska] spytała, czy nie lepiej napisać po prostu: obojczyk? – Różnica między nami polegała na tym – mówiła – że Halina całowała źródła szyi, a ja – obojczyki”.
Od razu pomyślałem o czytelnikach „Gazety Lekarskiej”. Przecież Państwo w swojej pracy ciągle macie do czynienia z obojczykami, łopatkami, mostkami i wieloma innymi częściami człowieka. Co stoi na przeszkodzie, żeby je trochę „upoetyzować”? Gdyby tak wierszem spisywać wywiady albo obserwacje: „Na rzece pleców smuga modra/ Która w czerwoność się zamienia/ Spływając aż od źródła biodra/ Przez fale grzbietu i ramienia/ Przez całe udo sina szarża/ Głębina mostku jakaś czulsza/ W dodatku pacjent się uskarża/ Że w ujściu lędźwi rwie go kulsza”.
Uważam, że pacjent powinien mieć prawo wyboru poetyki procesu leczenia. Do tysiąca różnych kodów obowiązujących w służbie zdrowia należy dołączyć jeszcze jeden, złożony z inicjałów poetek – Haliny Poświatowskiej albo Wisławy Szymborskiej. I wtedy, jeżeli przy nazwisku lekarza znajdujemy kod „HP”, możemy się spodziewać, że w dokumentacji pojawi się raczej „źródło szyi”, jeżeli „WS” – „obojczyk”.
PS. Byłem tak dumny ze swojego pomysłu, że postanowiłem podzielić się nim z kolegą lekarzem. Zadzwoniłem. Zamiast wyczekiwanego „Genialne!”, usłyszałem: – Ale ty wiesz, że Hp to Helicobacter pylori, a WS to Weiss System? Zdruzgotany natychmiast przerwałem rozmowę. Medycyna. Jednak jest coś bardziej przyziemnego od serwerowni.
Artur Andrus
Dziennikarz radiowej „Trójki”, konferansjer i satyryk
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 4/2016