Siła matek lekarek
Być może w nas, kobietach, tkwi większa solidarność, która mimo wielu różnic powoduje, że wspieramy się tam, gdzie można odnieść korzyść dla wszystkich – mówi Maria Kłosińska, przewodnicząca Zespołu ds. Matek Lekarek w warszawskiej OIL, kierownik Działu Komunikacji NIL, w rozmowie z Lidią Sulikowską i Karoliną Kowalską.
Za nami II Ogólnopolski Kongres Matek Lekarek. Spotkanie obfitowało w wiele fascynujących dyskusji, i to wykraczających poza tematykę, którą sugeruje nazwa wydarzenia.
Podczas tego spotkania można było usłyszeć wiele inspirujących wypowiedzi, z których mogą czerpać zarówno lekarki będące matkami, jak i te, które nie mają dzieci. Otwierając Kongres, podkreślałam, że to, co nas na nim połączyło, nie dotyczy tego, czy mamy potomstwo, ale przede wszystkim tego, że jesteśmy lekarkami.
Planując to wydarzenie, postawiłyśmy sobie naprawdę ambitne zadanie, aby nie był to kongres, podczas którego będziemy dyskutować tylko o sprawach ważnych dla matek lekarek, ale w ogóle dla kobiet uprawiających ten piękny, ale trudny zawód. Owszem, aspekt życia rodzinnego jest ważny, ale praca sama w sobie jest równie istotna. Dlatego w programie znalazły się tematy dotyczące życia zawodowego i jego trudnych aspektów bez tabu. I mogę śmiało powiedzieć, że nam wyszło.
Odbyło się w sumie pięć sesji tematycznych skonstruowanych w oparciu o główny motyw przewodni, spinany przez dwie–trzy prelegentki, a następnie dyskusja z uczestniczkami, dzięki czemu dotykałyśmy danego zagadnienia nie tylko w teorii, ale i w praktyce.
Zaproszeni wykładowcy przyznawali, że udało nam się stworzyć taki klimat, żeby wspólnie, bez ogródek rozmawiać o problemach i szukać rozwiązań. To była merytoryczna uczta, co niezwykle ważne – uwzględniająca różne perspektywy. Mimo że organizatorem spotkania była Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie, chciałyśmy, aby uczestniczyły w nim lekarki różnych miast, z różnych izb i, rzecz jasna, reprezentujące różne dziedziny medycyny, zarówno zabiegowe, jak i niezabiegowe.
Tematem sesji otwarciowej była dyskryminacja. Uczestniczyła w niej prof. Julia Kubisa z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, socjolożka, autorka pracy doktorskiej o aktywizacji związkowej sfeminizowanych grup zawodowych na przykładzie pielęgniarek. Czego dotyczyło jej wystąpienie? O czym mówiła do Was, lekarek?
Jej wykład dotyczył gender gap w medycynie. Opowiadała o tym, jak różnorodność grupy ją ubogaca. Podkreślała, że jest to wartość, z której należy czerpać. Jednocześnie zwracała uwagę, aby rozmawiać o problemach związanych z dyskryminacją, które mogą się pojawić w grupie. I nie chodzi tu tylko o kwestie związane z płcią, ale o określone sytuacje, z którymi mierzy się zespół.
Prof. Kubisa zwracała uwagę na problem struktury zhierarchizowanej w takim zespole. To niestety bardzo pasuje do medycyny. Przykładem jest ostracyzm wobec matek lekarek, które ze względu na obowiązki rodzicielskie mają ograniczenia związane z łataniem grafiku dyżurów. Problem dotyczy też dziewczyn, które dopiero planują ciążę i niejako chcą, a czasem muszą, w związku z tym dyżurować więcej.
Myślę, że każda lekarka zetknęła się z podobnym wykluczeniem. Ekspertka mówiła także, jak brak hierarchii może wzbogacać zespół. Dyskutowałyśmy też o przebijaniu szklanego sufitu, zjawisku, które nadal w medycynie dotyka kobiety w wielu miejscach pracy.
Co ciekawe, analizując w tym kontekście kwestię zawodu pielęgniarek, w przypadku mężczyzn pielęgniarzy płeć ułatwia często awans w grupie. Bo oni nie muszą przebijać szklanego sufitu, a dzięki swojej odmienności i wyniesieniu przez środowisko wchodzą po szklanych schodach. Rozmowa tyczyła się również parytetów.
I do jakich wniosków udało się dojść w kwestii parytetów?
Że nie jest to dobre rozwiązanie dla kobiet w medycynie. I, co chciałabym podkreślić, w Kongresie uczestniczyły lekarki z różnych środowisk medycznych. Część związana ze światem dużych ośrodków akademickich, część wręcz przeciwnie – z lokalnymi placówkami powiatowymi. I wszystkie zgodziłyśmy się, że potrzeba innych mechanizmów niż odgórnie narzucona decyzja, które realnie będą zmniejszać różnice.
Sesja o dyskryminacji była niesamowita, bo wzbudziła ogromną dyskusję wśród uczestniczek, co świadczy o tym, że poruszane zagadnienia stanowią realny problem. Ta konferencja była więc wyjątkowa już od pierwszych minut spotkania. Usłyszałam wiele ciepłych słów od uczestniczek, które gratulowały doboru tematów – niełatwych, ale ważnych i potrzebnych.
I co istotne, udało się dotknąć ich nie na zasadzie teoretycznej, tylko faktycznie się w nie zanurzyć. I swobodnie porozmawiać o tym, o czym ledwie szepczemy w dyżurkach. Wszystko dzięki temu, że udało się stworzyć atmosferę wzajemnego szacunku i zaufania, aby bez tabu rozmawiać o dyskryminacji, o mobbingu i o tym, co konkretnie kogoś dotknęło.
Podczas spotkania na pewno pojawił się też wątek dotyczący niedopuszczania lekarek do stołu operacyjnego.
Zdecydowanie. Poruszono tę kwestię w kolejnej ciekawej sesji zatytułowanej „Kobiety w nauce i klinice” z udziałem dr n. med. Karoliny Kłody i dr n. med. Anny Imieli oraz lek. Magdaleny Wyrzykowskiej z Fundacji „Kobiety w chirurgii”. Tutaj była zarówno część bardziej poradnikowa, na przykład jak zrobić doktorat albo jak przygotować się do cenionych naukowo publikacji, ale i problemowa, dotycząca kobiet w chirurgii i specjalizacjach zabiegowych, w tym niedopuszczania do stołu operacyjnego.
Była też sesja „Inspirujące kobiety”.
Zamysł był taki, aby przedstawić lekarki, które osiągają sukcesy, są spełnione zawodowo, ale jednocześnie pokazać, że to spełnienie może przejawiać się na różnych polach. Bohaterką jednej z prelekcji była lek. dent. Hanna Góra, menedżerka, która otwiera kolejny kilkustanowiskowy gabinet stomatologiczny. Opowiadała o tym, jakie jej to daje szczęście, jak świetnie się w tym odnajduje i realizuje, ale podkreślała, że do sukcesu wiodła niełatwa droga.
Swój wykład miała też lekarka Dagmara Adamska-Tomaszewska, która poza pracą spełnia się jako wolontariuszka w domu dziecka. Miałyśmy też przyjemność wysłuchać prezes Warmińsko-Mazurskiej Izby Lekarskiej dr Anny Lelli, która podzieliła się z nami przemyśleniami, jak to jest być prezeską w samorządzie lekarskim i angażować się w pracę na rzecz towarzystw międzynarodowych.
Opowiadała o sufitach, jakie musiała przebić, ale też o tym, że jak ma się siłę i cele i coś bardzo chce się osiągnąć, to nie ma rzeczy niemożliwych, bez względu na płeć. Podkreślała też, jak ważne w tym procesie jest wsparcie, jakie otrzymujesz od najbliższych. To było bardzo poruszające wystąpienie.
Było nie tylko wiele rozmów o problemach, ale i konkretne propozycje rozwiązań, prawda?
Pomysł na Kongres był taki: najpierw przeprowadzamy uczestniczki przez pięć sesji tematycznych, a w drugiej połowie drugiego dnia wydarzenia spotykamy się w grupach roboczych o wspólnym tytule „Jak pokonać bariery w pracy lekarek”. Podzieliłyśmy się na podgrupy: lekarek zabiegowych, lekarek dentystek, lekarek w trakcie specjalizacji i lekarek specjalistek. Każda z tych grup jest specyficzna. Stąd taki podział. Ale podkreślam, że tylko trochę. Co się okazało?
Niektóre z grup proponowały te same rozwiązania problemów, które diagnozowały, na przykład w kwestii kultury i sposobu układania grafików dyżurów, realności realizacji planu specjalizacji, możliwości korzystania z sześciu dni urlopów szkoleniowych rocznie przez lekarzy specjalistów, a także modyfikacji sformułowania „szczególne warunki pracy” w przepisach dotyczących 35 godzin tygodniowego odpoczynku.
Jest więc już diagnoza, co działa nie tak. Jest też propozycja terapii. Ktoś jednak musi ją zlecić.
Zdefiniowane problemy i propozycje rozwiązań przedstawiłyśmy już po Kongresie w Ministerstwie Zdrowia. Spotkanie trwało siedem godzin i w tym czasie udało się zaprezentować dziesięć wniosków. Przedstawiciele resortu zdrowia uznali, że część z tych pomysłów jest możliwa do zrealizowania. Problemy, o których dyskutowaliśmy, są prawdziwe, realne. Dzieją się tu i teraz. Wynika z nich, że medykom pracuje się ciężej i szybciej się wypalają.
To dotyczy też lekarzy, chociaż temat zaczęły lekarki. To, że o czymś mówią właśnie kobiety, spowodowane jest faktem, że mamy chyba większą wrażliwość, ale też odwagę, żeby głośno powiedzieć, że coś funkcjonuje nie tak, jak powinno. Może też w nas, kobietach, tkwi większa solidarność, która pomimo wielu różnic powoduje, że wspieramy się tam, gdzie można odnieść korzyść dla wszystkich.
Co prawda, ciągle ścieramy się z argumentem, że jak pokazujemy jakiś problem, to słyszymy od niektórych przedstawicielek starszego pokolenia, że miały gorzej i przeżyły. Jednak pojawia się refleksja, że skoro jakieś rozwiązanie może poprawić sytuację w przyszłości, to super, zróbmy to. Zmieńmy, bo to jest dobre dla ogółu.
W nas, kobietach lekarkach, jest siła, aby iść naprzód. Czujemy, że warto poświęcić czas, aby coś zmienić na lepsze. Ten Kongres zgromadził osoby myślące właśnie w ten sposób. Z jednej strony niesamowitych wykładowców, z drugiej – wyjątkowe uczestniczki. Bardzo się z tego cieszę.
Udało się wygospodarować czas na chwilę oddechu, luźniejsze rozmowy integracyjne?
Oczywiście. Poza wykładami i dyskusjami były też wydarzenia towarzyszące, jak na przykład warsztaty z medycyny stylu życia. Uczestniczki mogły też wziąć udział w grupowym treningu balintowskim. To metoda pracy np. dla osób działających w dużym obciążeniu. W OIL w Warszawie grupa Balinta działa już kilka lat.
W czasie Kongresu można też było od razu zadbać o zdrowie, np. na zajęciach jogi czy zumby. W programie zaplanowałyśmy też wieczorny bankiet pod hasłem „Solidarne”. To wydarzenie również miało swój przekaz. Chciałyśmy w nim pokazać siłę (matek) lekarek. Dlatego zaprosiłyśmy dwie niesamowite kobiety. Jedną z nich była, w przerwie między chemioterapiami, lekarka Aleksandra Kąkol, dla której jako środowisko zbierałyśmy wcześniej fundusze na leczenie, również za granicą, rzadkiego raka dróg żółciowych.
Tamta akcja była niesamowita, włączyło się w nią mnóstwo osób i udało się zebrać w kilkadziesiąt godzin 1,6 mln zł. Aleksandra Kąkol potrzebowała 1,5 mln zł, a z pozostałych środków zakupiła paxmana (czyli chłodzący czepek zapobiegający wypadaniu włosów wskutek chemioterapii) na oddział onkologii w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 4 w Lublinie. Lekarz na co dzień niesie pomoc, ale zdarzają się chwile, kiedy sam jej potrzebuje. W takich chwilach bardzo ważna jest solidarność środowiskowa.
Drugim wyjątkowym gościem była polska lekarka pracująca w Izraelu Urszula Pawlak, która połączyła się z nami zdalnie. Kongres odbył się pod koniec października 2023 r., niedługo po rozpoczęciu konfliktu palestyńsko-izraelskiego. Środowisko Matek Lekarek mocno ją w tamtym trudnym czasie wspierało. Tak po ludzku – jako osobę, która znalazła się w miejscu dotkniętym konfliktem zbrojnym. Na świecie nie powinno być żadnych wojen.
II Ogólnopolski Kongres Matek Lekarek to druga odsłona wydarzenia z czerwca 2019 r. Jest plan na kolejną?
To pierwsze spotkanie miało nieco inny charakter – zarówno jeśli chodzi o formę, jak i dobór tematów, a organizatorem była Warmińsko-Mazurska Izba Lekarska. Uczestniczyły w nim całe rodziny. Dla odmiany II OKML był przeznaczony tylko dla lekarek, to był ich czas na rozwój, doświadczenie inspiracji, nabranie sił.
Jest oczywiście plan na kolejną edycję, i też w jego organizację włączy się kolejna izba lekarska. To dobrze, że te wydarzenia organizuje samorząd. Na Kongresie definiujemy problemy i propozycje zmian na lepsze, a w ich wdrażaniu głos samorządu jest ogromnym wsparciem.
Jak powstała grupa Matek Lekarek?
Założycielką jest Dorota Bębenek, lekarka z Warszawy. Ta idea bardzo się rozrosła. Matki Lekarki to środowisko, w którym kobiety wzajemnie sobie pomagają, wspierają w łączeniu macierzyństwa z pracą, dzielą się wiedzą medyczną. Silnym kanałem, który wykorzystujemy w komunikacji, są media społecznościowe. To świetne narzędzie, które nas konsoliduje i pozwala szybko reagować.