Szpital prywatne a pandemia COVID-19. Komentuje prezes OSSP
Szpitale prywatne zostały włączone do walki z koronawirusem. Dlaczego przez kilka miesięcy nie angażowały się bezpośrednio w zwalczanie pandemii COVID-19?
Komentuje Andrzej Sokołowski, prezes zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych:
– W czasie pandemii szpitale prywatne stały tak jakby z boku, ale nie z własnego wyboru – one zostały zepchnięte na boczny tor. Z naszego punktu widzenia sytuacja wyglądała źle, gdyż byliśmy krytykowani, że bezpośrednio nie włączamy się w walkę z koronawirusem, a przecież to minister zdrowia i prezes NFZ nas nie zauważali i nie chcieli wykorzystać naszego potencjału.
Przełom nastąpił, gdy 19 października minister zdrowia zaprosił nas do współpracy. W ciągu 24 godzin sektor prywatny zadeklarował ponad 1000 łóżek, co stanowi 1/4 wszystkich ich szpitalnych łóżek. Szpitale prywatne mają duży udział na rynku, w 2018 r. wykonały ok. 20 proc. zabiegów w naszym kraju. Byliśmy od początku epidemii gotowi do współpracy. Już na początku pandemii w imieniu 150 właścicieli szpitali napisałem w tej sprawie pismo do ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, ale nie otrzymałem odpowiedzi.
Poza tym tysiącem łóżek nasze szpitale będą robić to, czym zajmowały się przed pojawieniem się koronawirusa, tzn. operować pacjentów okulistycznych, urologicznych i innych, choć wykonują mniejszą liczbę zabiegów niż wcześniej. To ważne, bo część szpitali publicznych nie przyjmuje pacjentów, niektórzy chorzy od kilku miesięcy nie mogą dostać się do swojego specjalisty albo unikają kontaktu z dużymi szpitalami w obawie, że trafią tam, gdzie znajdują się osoby zakażone koronawirusem.
Ze strony niektórych dyrektorów szpitali publicznych pojawiają się mało eleganckie wypowiedzi, jakoby w dobie pandemii szpitale prywatne uciekały od odpowiedzialności, choć zapominają, że kiedy w pierwszych tygodniach pandemii oni dostawali przydziały na środki ochrony indywidualnej, placówki prywatne walczyły o kupno tych samych produktów na wolnym rynku i nie otrzymały niczego za darmo.
Prywatne placówki powstały, bo ktoś w nie zainwestował własne pieniądze, a żeby mogły funkcjonować, muszą wypłacać pensje pracownikom i, o czym nie wszyscy wiedzą, opłacać podatki, bo nie jesteśmy z nich zwolnieni w przeciwieństwie do szpitali publicznych. Nikt nie ma pretensji do hoteli, że nie przyjmują wszystkich bezpłatnie, a niektórzy mają takie oczekiwanie wobec szpitali prywatnych, nie biorąc pod uwagę tego, że zanim jeszcze pojawi się pierwszy pacjent z COVID-19, trzeba ponieść koszty związane z przygotowaniem placówki do jego przyjęcia.
Mało kto wie, ile kosztuje dwutygodniowa hospitalizacja osoby zakażonej, która wymaga wspomagania tlenem, podania leków i niestandardowej obsługi szpitalnej, do której zaliczają się drogie i jednorazowe środki ochrony osobistej personelu medycznego. Decyzja ministra zdrowia z tego tygodnia zmienia naszą pozycję w systemie walki z COVID-19. Jesteśmy traktowani organizacyjnie i finansowo jak szpitale publiczne. Poza Polską, do niedawna, i Portugalią wszystkie publiczne systemy ochrony zdrowia w Europie współpracują z prywatnymi podmiotami w walce z pandemią.
Notował: Mariusz Tomczak